Byli wśród nich, fiński oficer, prawnik z Cambridge, belgijski arystokrata i polski robotnik. Francuski historyk Sylvian Roussilion ich liczbę oszacował na niemal 9000. Najwięcej, bo ponad 5566 z nich służyło w Legion Extranjera, czyli hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej - elitarnej jednostce będącej trzonem wojsk powstańczych. Stworzona na podstawie dekretu króla Alfonsa XIII z 28 stycznia 1920 roku legia, funkcjonowała w oparciu o zasady podobne do kodeksu Bushido. Pierwszym jej dowódcą był ppłk. Milan Astray, twórca słynnego zawołania „Viva la muerte” (niech żyje śmierć). Aspekt śmierci był ciągle obecny w życiu legionistów, występował on również w hymnie legii „Novio de la muerte”, dlatego legionarios często nazywano „nowożeńcami śmierci”. Poza legią zagraniczni pro-frankistowscy ochotnicy, znaleźli się także w innych formacjach, które opowiedziały się po stronie Alzamiento Nacional (Powstanie Narodowe). Ponad 1670 znalazło się w falangistowskiej milicji czyli oddziałach zbrojnych narodowo-radykalnej organizacji Falange Española de las Juntas de Ofensiva Nacional Sindicalista (Hiszpańska Falanga i Junta Ofensywy Narodowo-Syndykalistycznej), 945 w monarchistycznej karlistowskiej milicji Requetes, 238 w regularnej armii hiszpańskiej, 331 w strukturach lokalnych milicji, a ponad 101 w powstańczych siłach powietrznych i 28 w kobiecych oddziałach sanitarnych. Naturalnie różne były powody zaangażowania się po stronie powstańców. Jedni, jak australijski intelektualista Nugent Bull czy belgijski hrabia Rudolf de Henricourt, przybyli do Hiszpanii z powodu chęci obrony katolicyzmu przed „czerwonym” terrorem. Inni, jak absolwent prawa Uniwersytetu Cambridge Peter Kemp czy weteran kajzerowskiej armii i były oficer fińskiej „Białej Gwardii” z okresu wojny domowej w Finlandii Carl von Hartmann z powodu antykomunizmu. Wśród ochotników nie zabrakło również Polaków. Przykładem jest postać Antoniego Pardo pochodzącego ze wsi Bączki na Kurpiowszczyźnie, który w poszukiwaniu pracy udał się na emigrację i w 1933 w Ceucie zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. W czasie wojny domowej walczył min. na froncie aragońskim, gdzie został trzykrotnie ranny. Jego historia została przedstawiona w wydanej w Polsce książce pt. „Polski legionista generała Franco” autorstwa jego brata Wacława Pardo. Z pośród ochotników, nie wszyscy walczyli z bronią w ręku. Niektórzy za pomocą pióra brali udział w wojnie na froncie propagandowym. Do tego grona należeli min: jeden z największych poetów XX wieku, urodzony w południowoafrykańskim Durbanie Roy Campbell, czy redaktor naczelny francuskiego prawicowego pisma „Je suise portout” (Jestem wszędzie) Robert Brasillach.
Brytyjczycy i Legion Condor
Pierwszymi cudzoziemcami, którzy udzielili wsparcia narodowemu powstaniu pod wodzą generała Francisco Franco, byli Brytyjczycy. 9 lipca 1936 roku, Douglas Jerrald członek założonego przez przywódcę BUF (British Union of Fascist) sir Oswalda Mosleya „January Club” i jednocześnie redaktor angielskiego konserwatywnego dziennika "English Revieu" spotkał się w jednej z najbardziej znanych w Londynie restauracji „Simpson's - in - the Strand” ze związanym z hiszpańską wojskową konspiracją londyńskim korespondentem konserwatywnego madryckiego dziennika „ABC” Luisem Bolinem. W trakcie rozmowy obaj panowie ustalili szczegóły przerzutu z Wysp Kanaryjskich do Maroka, tajemniczego „arabskiego przywódcy”, w którego rolę miał się wcielić generał Francisco Franco. Jerraldowi udało się przekonać do udziału w przedsięwzięciu antykomunistycznie nastawionego, byłego oficera brytyjskich służb specjalnych MI 6 Hugha Pollarda. Tenże, 11 lipca 1936 o godzinie 7.15 rano odleciał z lotniska Croydon w Londynie samolotem pasażerskim Havilland D.H 89 Dragon Rapide pilotowanym przez również Brytyjczyka kapitana Cecila Bebba. Trasa wiodła przez Bourdeaux – Lizbonę – Casablankę. 15 lipca maszyna wylądowała na Wyspach Kanaryjskich, by trzy dni później znów wzbić się w powietrze tym razem już z generałem Francisco Franco na pokładzie. 19 lipca 1936 przyszły Caudillo dotarł do marokańskiego Teutanu by stanąć na czele zbuntowanej przeciw „czerwonej republice” Armii Afrykańskiej. Pewną jej część udało się przemieścić na kontynent w ciągu pierwszych dni powstania, ale generał obawiał się, że bez zewnętrznej pomocy cała akcja będzie trwała zbyt długo. Dlatego F. Franco postanowił poszukać wsparcia za granicą. Wybór padł na III Rzeszę. 22 lipca 1936 Franco wysłał telegram do attaché wojskowego Rzeszy we Francji i Hiszpanii majora Ericha Kuhlentala z prośbą o niemiecką pomoc w przetransportowaniu hiszpańskich wojsk na kontynent. Decyzję w tej sprawie mógł podjąć jednak tylko Adolf Hitler. Hiszpańska delegacja, w osobach Francisco Arranza - szefa sztabu frankistowskich sił powietrznych, Adolfa Langenheima Ortsgruppenleitera czyli szefa miejskiej struktury NSDAP w Tetuanie oraz niemieckiego biznesmena Johanesa Berhardta, dzięki protekcji Rudolfa Hessa, spotkała się z kanclerzem 25 lipca w willi Wahnfried w Bayreuth. Hitler w chwili przybycia delegacji uczestniczył w festiwalu wagnerowskim i na spotkanie przybył nad ranem wprost z sali koncertowej po wysłuchaniu trzeciej części dramatu muzycznego Pierścień Nibelunga pt. Siegfried. Pomimo wątpliwości wyrażanych przez niemiecki MSZ kanclerz zdecydował się wesprzeć hiszpańskich nacjonalistów. Dowódca niemieckich sił powietrznych późniejszy marszałek Rzeszy Hermann Göring uzasadniał chęć niemieckiego zaangażowania następująco: „Po pierwsze, aby zmniejszyć zagrożenie komunizmem, po drugie aby wypróbować naszą młodą Luftwaffe…”. Już następnego dnia po rozmowie powołany został celem koordynowania akcji pomocy dla nacjonalistów specjalny sztab tzw. „Sonderstab W” na którego czele stanął generał Luftwaffe co ciekawe żydowskiego pochodzenia Helmuth Wilberg. Operacji nadano kryptonim „Feuerzauber” (Magiczny Ogień). 31 lipca z portu w Hamburgu wypłynął statek USS „Usaramo”. Na jego pokładzie znajdowało się 85 (lub według innej wersji 91) członków personelu naziemnego i lotniczego Luftwaffe, 20 działek przeciwlotniczych 20 mm typu Flak 30, części zamienne do samolotów transportowych Junkers-52 oraz 6 Henkli-51. Kilka dni wcześniej 29 lipca z Dessau wystartowało w kierunku Sewilli 20 samolotów transportowych Junkers-52/3m. Dla zakamuflowania faktu udzielenia pomocy powstańcom, samoloty formalnie przekazano do przedsiębiorstwa HISMA (Compañía Hispama-Marroqui de Transportes (Hiszpańsko-Marokańska Kompania Transportowa). Przybycie do Hiszpanii niemieckich ochotników spowodowało powstanie pierwszego w historii wojen mostu powietrznego. Do 11 października 1936 r. samoloty Ju-52 z zespołu dowodzonego przez porucznika Rudolfa von Moreau przewiozły na kontynent 13528 żołnierzy Armii Afrykańskiej oraz 270 ton materiałów wojskowych. Skala ofiarowanej pomocy doprowadziła do przekształcenia się tajnego wsparcia w jawną interwencję zbrojną. Od 7 listopada w Hiszpanii rozpoczął swe oficjalne funkcjonowanie niemiecki Legion Condor. W jego skład weszły głównie jednostki lotnicze tak zwiadowcze, bombowe jak i myśliwskie. Legionowi podporządkowano również jednostki pancerne tzw. Gruppe Imker dowodzone przez ppłk. Wilhelma von Thoma złożone z 2 kompanii czołgów lekkich Pz Kpfw I wersja Ausf A (potem również Ausf B), wspierane przez 6 baterii artylerii przeciwlotniczej z działami typu Flak-88 oraz baterii lekkich Flak-30 i Flak-37, kompanię łączności i kilka mniejszych pododdziałów. Z około 20 000 niemieckich legionistów uczestniczących w latach 1936-1939 w hiszpańskiej wojnie domowej - 355 poniosło śmierć podczas służby.
Corpo Truppe Volontaire i marokańscy Regulares
Obok Niemców znaczący wkład w zagraniczną interwencję w Hiszpanii wnieśli Włosi. Benito Mussolini mimo sympatii dla generała Francisco Franco, początkowo nie chciał angażować się w konflikt obawiając się perturbacji natury międzynarodowej. Dlatego kazał majorowi Giuseppe Luccardi włoskiemu attaché wojskowemu w Tangerze zignorować prośbę nacjonalistów o udzielenie pomocy. Dopiero pod wpływem argumentów swego zięcia Galeazzo Ciano pełniącego jednocześnie funkcję ministra spraw zagranicznych, oraz na skutek decyzji rządu francuskiego o wsparciu hiszpańskiej republiki, Duce zmienił zdanie.
30 lipca 1936 r. z Sardynii wystartowało 12 włoskich bombowców Savoia-Marchetti 81 M pod dowództwem pułkownika Rugerro Bonomi. Spośród nich tylko 9 dotarło do hiszpańskiego Maroka. Dwa tygodnie później, 14 sierpnia 1936 do portu Merilla zawinął włoski frachtowiec „Nereida” z 12 samolotami myśliwskimi typu Fiat 32 CR oraz 18 pilotami. Wśród nich był podporucznik Bruno di Montegnacco najlepszy z włoskich pilotów walczących w Hiszpanii mający na swym koncie 14 zwycięstw powietrznych. Przybyli lotnicy stanowili trzon tworzącego się legionu lotniczego Aviazione Legionaria. W grudniu 1936 roku wsparło ich początkowo 30 000, a potem 44 000 żołnierzy kontyngentu wojsk lądowych z Corpo Truppe Volontaire - CTV (Wojskowy Korpus Ochotniczy). Ogółem przez tę formację przewinęło się 78, 5 tys. żołnierzy. Włosi uczestniczyli w bitwach pod Malagą, Guadalajarą, Santander bez wątpienia przyczyniając się do zwycięstwa sił nacjonalistycznych. Ten sukces okupiony został śmiercią 3819 włoskich żołnierzy zaś 12 000 odniosło rany. Czasami zdarzało się, że służba w oddziałach CTV po latach okazywała się bardzo przydatna. Były weteran Giorgio Perlasca dzięki uzyskanemu za walkę po stronie nacjonalistów hiszpańskiemu obywatelstwu uratował jesienią 1944 roku na Węgrzech życie ponad 5 000 Żydów. W niektórych przypadkach Włosi indywidualnie zgłaszali się na ochotnika do służby w jednostkach powstańczych. Tak było na Majorce, gdzie dowódcą złożonej z falangistów formacji „Dragoni Śmierci” został Arconovaldo Bonaccorosi włoski faszystka uczestnik „Marszu na Rzym”, dowódca milicji faszystowskiej w Bolonii. 26 sierpnia 1936 roku wylądował on na wyspie z niewielkim oddziałem i szybko oczyścił ją z sił republikańskich, choć cieniem na jego działalności kładły się masowe egzekucje. Innym przykładem służby włoskiego ochotnika w jednostkach frankistowskich jest postać porucznika Adolfo Moltedo. Wykazał się on niezwykłym bohaterstwem w bitwie pod Jaramą, kiedy to po ucałowaniu krucyfiksu i odśpiewaniu pieśni religijnej ruszył wraz ze swymi żołnierzami z 40 kompanii X Bandery z butelkami z benzyną na republikańskie czołgi niszcząc część z nich w zaciętej walce. Ważką i istotną rolę w „chrześcijańskiej krucjacie”, jak frankiści nazywali powstanie przeciw władzom republikańskim, odegrało również 62 271 (podawane są też nieco wyższe dane) żołnierzy muzułmańskich. Formacje z nich złożone nosiły nazwę Regulares i były drugą po legii siłą Armii Afrykańskiej. Większość ze służących w nich Marokańczyków było ochotnikami, aczkolwiek u wielu poważną motywację stanowiły kwestie natury ekonomicznej a niekiedy religijno-politycznej. Te ostatnie miały szczególne znaczenie u wolontariuszy pochodzących z Francuskiego Maroka. Marokańczycy byli dobrymi żołnierzami osiągającymi w walce znakomite efekty. Za swoją determinację mahometańscy żołnierze zapłacili też nie małą cenę. Szacuje się, że w czasie wojny około 11000 z nich poległo a 20.000 odniosło rany. Na zdecydowanie krytyczny osąd zasługuje natomiast ich postępowanie wobec ludności cywilnej oraz wobec wziętych do niewoli żołnierzy republikańskich. Bardzo często oddziały Regulares dopuszczały się bestialskich gwałtów oraz dokonywały masowych egzekucji. Na usprawiedliwienie należy dodać, że w trakcie wojny domowej w Hiszpanii każda ze stron dokonywała zbrodni wojennych więc postepowanie Regulares może poza sferą obyczajową nie odbiegało od obowiązujących anty-zasad.
Brigade Irlandesa
Największą grupę narodowościową walczącą po stronie frankistów w składzie Legionu Extranjera byli Irlandczycy z Brigade Irlandesa formalnie noszącej nazwę XV Bandery Legion Extranjera. Ich zaangażowanie w hiszpański konflikt miało podłoże religijne. Głęboko wierzący irlandzcy katolicy z niepokojem śledzili doniesienia o masakrach dokonywanych przez członków lewicowych grup paramilitarnych na przedstawicielach hiszpańskiego duchowieństwa. Dlatego trudno się dziwić, że zdecydowane profrankistowskie stanowisko zajął irlandzki kościół. Prymas Joseph MacRory w czasie spotkania z nawarysjkim karlistą księciem Ramirezem de Arellano co prawda odmówił bezpośredniego zaangażowania w akcję rekrutacji ochotników na wojnę w Hiszpanii w obronie wiary, ale jednocześnie zasugerował kandydaturę właściwego do tego zadnia człowieka. Był nim Eion O'Duffy, uczestnik irlandzkiej wojny o niepodległość z lat 1919 -1921, szef sztabu IRA, zwolennik Michaela Collinsa i ugody z Brytyjczykami oraz drugi komendant Garda Siochanna czyli irlandzkiej policji. E.O'Duffy, rzucił wyzwanie komunistom już na początku lat 30 – kiedy to bojówki kierowanego przez niego odwołującego się do faszystowskich wzorców Ruchu Błękitnych Koszul (Blue Shirts Movement), ścierały się z nimi na ulicach irlandzkich miast. Przy wsparciu kościoła antykomuniści z Narodowej Partii Korporacyjnej (nowego organizacyjnego wcielenia Blue Shirts) rozpoczęli akcję werbunkową pod hasłem „walki za wiarę naszych ojców" jak brzmiał tytuł znanej piosenki z XIX śpiewanej przez uczestników irlandzkiego ruchu niepodległościowego. Do biur werbunkowych zgłosiło się około 7 tys. chętnych, z których ostatecznie wybrano 700. Niektórzy zupełnie nie utożsamiali się z poglądami politycznymi, patronujących tej akcji irlandzkich narodowców. Do grona takich osób należeli zwolennik prezydenta Emonda de Valery Bill Geraghty czy socjalista John Conwey. Ochotnicy z Zielonej Wyspy pojawili się w Hiszpanii w listopadzie i grudniu 1936 roku, a jednym z nich był sam Eion O'Duffy. Niemal na samym początku doszło pomiędzy F. Franco a Irlandczykami do sporu. Generalissimus nie chciał się bowiem zgodzić na całkowitą autonomię irlandzkiego batalionu. Ostatecznie sprawę załatwiono kompromisowo: przywódca wojsk powstańczych przystał na powstanie irlandzkiej jednostki a O'Duffy na jej wejście w skład hiszpańskiej legii cudzoziemskiej. Z uwagi na głębokie przywiązanie Irlandczyków do katolicyzmu, zapewniono ich, iż nie będą musieli walczyć ze stojącymi po republikańskiej stronie katolickimi Baskami. Pobyt Irlandczyków na froncie - umundurowanych co ciekawe w niemieckie sorty mundurowe z czasów I wojny światowej - rozpoczął się dość niefortunnie. Ich batalion wdał się w wymianę ognia z pochodzącym z Wysp Kanaryjskich oddziałem falangistów, którzy wzięli irlandzkich towarzyszy broni za Brytyjczyków z Brygad Międzynarodowych. Pobyt na froncie spowodował, że z biegiem czasu w szeregach wyspiarzy zaczęła podupadać dyscyplina. Raporty hiszpańskich oficerów łącznikowych wskazywały na nadmierne spożywanie alkoholu i pod jego wpływem ostrzeliwanie stacjonujących w sąsiedztwie oddziałów nacjonalistycznych. Niezbyt dobry przykład dawał swym podkomendnym, nie stroniący również od napojów wyskokowych Eoin O'Duffy. On sam widząc postępujący rozkład jednostki wystąpił do Franco z prośbą o zwolnienie do domu irlandzkich ochotników. 16 kwietnia 1937 XV Bandera legii została rozwiązana. Dzień później z na pokładzie okrętu USS „Mozambik” z Lizbony wyruszyli w drogę powrotną do ojczyzny żołnierze Irlandzkiej Brygady kończąc tym samym swoją hiszpańską misję. 15 z nich nie dane było wrócić do kraju. Ich krew zrosiła hiszpańską ziemię.
La Bandera Jeanne d'Arc
Poza Irlandią spore zainteresowanie konflikt w Hiszpanii z racji swej bliskości budził także we Francji. Tamtejsze środowiska prawicowe powiązane ideowo głownie z Action Francaise zdecydowanie sprzyjały hiszpańskim powstańcom. Sam Franco należał do grona admiratorów przywódcy Akcji Francuskiej Charlesa Murrasa. Przyjął go zresztą w trakcie jego wizyty w Hiszpanii z honorami należnymi głowie państwa. Na terenie Francji najaktywniejszą działalność skierowaną przeciw ośrodkom politycznym stanowiącym zaplecze strony republikańskiej podjęli członkowie posługującego się metodami terrorystycznymi Tajnego Komitetu Akcji Rewolucyjnej – (Comité secret d'action révolutionnaire). Organizacja tą potocznie zwaną La Cagoule czyli Kaptur kierował jeden z przywódców francuskiej skrajnej prawicy Eugene Deloncle. Członkowie „Kaptura” dokonali we Francji kilku zamachów. Ofiarami jednego z nich przeprowadzonego najprawdopodobniej na zlecenie włoskich służb specjalnych a konkretnie wywiadu wojskowego SIM - Servisio Informazione Militaire padli, wzywający do zbrojnego przewrotu antyfaszystowskiego w Królestwie Italii, włoscy działacze socjalistyczni bracia Carlo i Nello Rosselli, będący jednocześnie organizatorami przerzutów broni i ochotników dla Republiki Hiszpańskiej. 9 czerwca 1937 roku zlikwidowało ich 9 osobowe komando „Kaptura”. Drugą znaną operacją CSAR było uszkodzenie w sierpniu 1937 roku w Toussus de Noble stacjonujących na lotnisku samolotów przeznaczonych dla republikańskiego lotnictwa. Wraz z wybuchem wojny w Hiszpanii francuskie ugrupowania prawicowe, rozpoczęły akcje rekrutację ochotników chętnych do walki po stronie nacjonalistów. Patronował jej znany działacz katolicki generał Paul-Louis Alexandre Lavigne-Delville. Wśród ochotników znaleźli się głównie członkowie skupiającej weteranów z okresu Wielkiej Wojny organizacji Croix de Feu – (Ogniste Krzyże) (formalnie byli to już członkowie jej nowej organizacji Partie Social Francaise - Francuskiej Partii Socjalnej) oraz bojownicy paramilitarnej przybudówki AF - Camelot de Roi. Z pośród wolontariuszy utworzono 250 osobową XVII Banderę im. Joanny D’Arc. Na czele oddziału francuskich ochotników stanął kapitan Henry Bonneville de Marsagny oficer kawalerii, weteran I wojny światowej, szef paryskiej sekcji Croix de Feu (PSF). Początkowo przybył on do Hiszpanii jako korespondent wojenny Action Francaise, ale szybko postanowił zamienić pióro na karabin wstępując do Legion Extranjera. Jako dowódca oddziału francuskich ochotników brał udział w wielu bitwach zyskując sławę i szacunek. Niestety 10 lutego 1937 r. opuściło go żołnierskie szczęście i tego dnia zginął w bitwie pod Llanes w Asturii. Należy dodać, że 17 lat później kontynuując dzieło swego ojca, ofiarę ze swego młodego życia złożył na ołtarzu walki z komunizmem w bitwie pod Den Bien Phu, syn kapitana Roland Bonneville de Marsangy.
Za cara i ojczyznę
Wśród zagranicznych ochotników walczących w Alzamiento Nacional, byli także wyznawcy prawosławia: „biali” Rosjanie i Rumunii. Ci pierwsi pod wodzą, porwanego i zamordowanego potem przez bolszewików, gen. Jewgenija Millera - szefa ROWS-u, Rosyjskiego Związku Ogólnowojskowego (Ру́сский общево́инский сою́з) zrzeszającego białogwardyjskich weteranów chcieli zbudować w Hiszpanii armię rosyjską na emigracji. Rozmowy w tej sprawie podjęli wysłannicy generała, ale nie przyniosły one żadnych pozytywnych efektów. Niezrażeni tym faktem biali rosyjscy emigranci, głównie zamieszkali we Francji, zaczęli pojedynczo i grupami przedzierać się do Hiszpanii, chcąc wstąpić do nacjonalistycznej armii. Dla wielu z nich udział w walkach przeciw "czerwonym" stanowić miał kontynuacją walk z czasów wojny domowej z lat 1917-1921. Jednymi z pierwszych, którzy dotarli do Hiszpanii byli generałowie Anatolij Fok i Aleksander Szinkarenko. Tego pierwszego generała – majora armii carskiej odznaczonego Krzyżem Św. Jerzego - z uwagi na dość zawansowany wiek (57 lat) nie chciano przyjąć do służby w oddziałach powstańczych. Frankistów przekonał dopiero pokaz umiejętności Rosjanina w posługiwaniu się bronią. Ogółem w szeregach wojsk narodowych znalazło się 72 „białych” rosyjskich ochotników. Pierwotnie zamierzano ich włączyć do francuskiej XVII Bandery im. J.D'Arc, ale propozycja ta nie spotkała się z aprobatą z ich strony i ostatecznie trafili oni głownie do oddziałów „Marco de Bello" oraz "Donna Maria de Molina" należących do milicji karlistowskiej Requetes. Poglądy hiszpańskich karlistów będących zwolennikami monarchizmu i tradycjonalizmu, głoszących konieczność walki za Boga, Króla i Ojczyznę z pewnością były bliskie poglądom rosyjskich wolontariuszy. Za te ideały w czasie bitwy pod Quito de Ebro pod Saragossą we wrześniu 1937 roku walcząc w okrążeniu nie chcąc się poddać „czerwonym” zginęli m.in. generał Anatolij Fok oraz kapitan Jakow Połuchin. Przy zwłokach generała znaleziono carską szablę oraz napisaną po rosyjsku biblię. Generalnie w czasie hiszpańskiej wojny domowej poległo 34 rosyjskich ochotników. Ci którzy przeżyli otrzymali hiszpańskie obywatelstwo i osiedlili się w Hiszpanii. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej 10 z nich wstąpiło do walczącej na froncie wschodnim Błękitnej Dywizji - Division Azul, a 3 poległo dołączając do grona bohaterów, którzy oddali życie w walce z bolszewizmem. Jak wspomniano „biali” Rosjanie nie byli jedynymi wyznawcami prawosławia jacy zaciągali się do oddziałów frankistowskich. W tej grupie znajdowali się również Rumunii z Legionu Michała Archanioła (Legiunea Arhanghelului Mihail). Jego przywódcy na czele z Corneliu Codreanu pozytywnie ustosunkowali się do frankistowskiego powstania. W ich przekonaniu skierowane ono było przeciw „Żydom, komunistom i masonom”, co biorąc pod uwagę tę pierwszą wymienioną kategorię wrogów było bardziej wyrazem chciejstwa liderów ruchu niż wyrazem rzeczywistości. By pokazać jak dalece rumuńscy nacjonaliści identyfikowali się z krucjatą prowadzoną przez hiszpańskich narodowców, 7 rumuńskich legionistów wstąpiło do 21 kompanii VI Bandery Legionu Extranjera. Byli wśród nich Vasile Marin i Ion Mota. 13 stycznia 1937 jednostka w której służyli została ostrzelana przez artylerię republikańską w okolicach miejscowości Majadahonda. Obaj Rumunii zginęli na miejscu. Kierownictwo ruchu legionowego postanowiło wykorzystać ich śmierć propagandowo. Ciała poległych uroczyście przewieziono do kraju. Pociąg wiozący je do rumuńskiej stolicy zatrzymywał się na każdej stacji by legioniści i zwykli obywatele mogli oddać im ostatni hołd. 13 lutego 1937 roku w Bukareszcie odbyła się uroczystość pogrzebowa. Bohaterów pochowano w prawosławnym kościele Św. Eliasza Gorgani a przywódca ruchu C. Codreanu ogłosił ich męczennikami którzy zginęli za sprawę narodową.
Po wojnie
Poza niewielką liczebnie rzeszą ochotników, którzy pozostali w Hiszpanii otrzymując uprzednio obywatelstwo tego kraju większość z nich po zakończonej w kwietniu 1939 roku wojnie domowej powróciła do swych ojczyzn. Ich powojenne losy układały się różnie. W czasie II wojny światowej nierzadko stawali do walki po przeciwnych stronach barykady. Młodziutki weteran Francuz Jacques Delerse kontynuował rozpoczętą w Hiszpanii krucjatę antykomunistyczną w Francuskim Legionie Antybolszewickim (Légion des volontaires français contre le bolchevisme) i w jego szeregach zginął w grudniu 1941 r. w bitwie pod miejscowością Djutkowo położoną około 70 km kilometrów od Moskwy. Z kolei jego rodak Michael de Camaret żołnierz Requetes, w czasie II wojny był członkiem antyniemieckiego ruchu oporu a potem spadochroniarzem Sił Wolnej Francji odznaczonym wysokim francuskim odznaczeniem Croix de Guerre (Krzyż Wojenny). Z kolei służąc w szeregach RAF-u śmierć ponieśli nad Konałem La Manche, walczący w Hiszpanii ochotnik z antypodów, strzelec pokładowy 149 Dywizjonu Bombowego, Australijczyk Nugent Bull i as lotnictwa frankistowskiego (14 zestrzeleń), a potem brytyjski pilot, Belg hrabia Rudolf de Henricourt. Konserwatysta Peter Kemp po wyleczeniu ciężkiej rany jakie odniósł w Hiszpanii, wstąpił SOE - Special Operations Exucutive (Kierownictwo Operacji Specjalnych). Z kolei fiński ochotnik Carl von Hartmann pięciokrotnie ranny w Hiszpanii i odznaczony 17 medalami, wrócił do swej ojczyzny i brał udział w Wojnie Zimowej oraz w Wojnie Kontynuacyjnej jako dowódca 34 batalionu piechoty. Do sił zbrojnych III Rzeszy zaciągnął się natomiast, rozczarowany reakcjonizmem hiszpańskiej Falangi i brakiem wiary jej członków w rewolucyjne i socjalistyczne ideały norweski narodowy-socjalista Per Imerslund. W 1941 roku wstąpił on do Waffen-SS, walcząc najpierw w 5 Dywizji Zmotoryzowanej SS "Viking”, by następnie znaleźć się w SS-Freiwilligen-Schikompanie "Norwegen" wchodzącej w skład 6 Górskiej Dywizji SS "Nord". W czasie służby na froncie wschodnim odniósł ciężką ranę podczas walk w Karelii i zmarł 7 grudnia 1943 roku w szpitalu uniwersyteckim Aker w Oslo. Nazwiska bohaterów hiszpańskiej wojny domowej można by długo jeszcze wymieniać. Są one warte przypomnienia choćby po to, by dziś, kiedy na piedestał wystawia się członków komunistycznych Brygad Międzynarodowych, nie wymazano z ludzkiej pamięci, ochotników z 61 krajów, którzy przed prawie 80 laty wzięli udział w tej jakże słusznej antykomunistycznej krucjacie.
Arkadiusz Karbowiak
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.