„Zbrodnicze monstrum” z UB. Jej tortury przerażały mężczyzn

„Zbrodnicze monstrum” z UB. Jej tortury przerażały mężczyzn

Dodano: 

Niemiecki atak na Sowiety otworzył nowy rozdział w życiu Julii. Uciekła do Charkowa, a później do Samarkandy. Wiodła prym w środowisku polskich komunistów w ZSRS, zasiadając w Zarządzie Głównym Związku Patriotów Polskich, który dla Stalina był w pełni dyspozycyjną alternatywą dla legalnego polskiego rządu na uchodźstwie. W 1944 r. została przyjęta do Polskiej Partii Robotniczej (PPR) – następczyni niesławnej KPP. Wreszcie pod koniec wojny dzięki sowieckim rekomendacjom, wynikającym ze współpracy z NKWD, zaczęła pracować w resorcie bezpieczeństwa publicznego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego – prowizorycznego rządu „Polski Lubelskiej”. Szybko pokonywała kolejne kręgi bezpieczniackiego wtajemniczenia, aby w 1945 r. objąć stanowisko jednego z dyrektorów w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) prokremlowskiego rządu „nowej Polski”.

„Zbrodnicze monstrum”

Swoje credo jako funkcjonariusza komunistycznej bezpieki Brystygierowa sformułowała w instrukcji dla podwładnych: „Polska inteligencja jest przeciwna systemowi komunistycznemu i nie ma szans na jej reedukację. Pozostaje jej zlikwidowanie. Jednak nie można zrobić błędu, jaki uczyniono w Rosji po rewolucji, eksterminując inteligencję i opóźniając rozwój gospodarczy kraju. Należy wytworzyć system terroru, aby przedstawiciele inteligencji nie ważyli się być czynni politycznie”. Sama dawała przykład, jak realizować te wytyczne. Ściśle nadzorowała śledztwa, a często osobiście przesłuchiwała przeciwników reżimu, stosując przy tym brutalne tortury – bicie mężczyzn pejczem bądź szpicrutą po genitaliach i miażdżenie ich szufladą biurka – którym zawdzięczała nadany jej przez ofiary przydomek Krwawa Luna.

Według jednego z przesłuchiwanych była „zbrodniczym monstrum, przewyższającym okrucieństwem niemieckie dozorczynie z obozów koncentracyjnych”. Anna Rószkiewicz-Litwinowiczowa, żołnierz Armii Krajowej i niezłomny więzień stalinowskich kazamat, zapamiętała, że „Brystygierowa słynęła z tortur zadawanych więźniom”. Przykładem metod stosowanych przez Brystygierową wobec aresztowanych może być historia przesłuchań lidera opozycyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego – Szafarzyńskiego. Według świadków „stanowił on widok przerażający. Jądra miał na wysokości kolan. Brystygierowa wsadzała mu przyrodzenie do szuflady, następnie zatrzaskiwała i bez opamiętania biła”.

Kolejną specjalnością „Krwawej Luny” była walka z Kościołem. To za jej sprawą zainstalowano w kuriach i parafiach sieć agentów. Na księży donosić mieli – według scenariusza Brystygierowej – „żebracy”, „dostawcy klasztorni”, a nawet uczniowie uczestniczący w lekcjach religii. Jednak nie poprzestawała na tak prymitywnych metodach i instruowała, że do walki z Kościołem należy także wykorzystywać animozje wśród duchowieństwa. To ona przesłuchiwała prymasa Stefana Wyszyńskiego, który określił ją później krótko, acz dosadnie: „To straszna kobieta!”.

Czerwone buduary

Awanse w strukturach bezpieki potrafiła Brystygierowa łączyć z karierą w partii komunistycznej. W 1945 r. została delegatem na I Zjazd PPR. Trzy lata później uczestniczyła w III zjeździe tej partii i w tzw. Kongresie Zjednoczeniowym, na którym powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i została wybrana do Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej.

Pokonywanie kolejnych szczebli drabiny władzy w PRL zawdzięczała nie tylko oddaniu partii i komunistycznym dogmatom, ale także wyrachowanej „polityce łóżkowej”. Prawie 50-letnia Julia wciąż dysponowała atutami w postaci wybujałego temperamentu i zupełnego braku skrupułów, aby wykorzystywać je dla robienia kariery. Metodę tę przetestowała w okresie wojny podczas pobytu w ZSRS, kiedy to romansowała z liderami środowiska polskich komunistów. „Była w Rosji kochanką Bermana, Minca i Szyra” – wspominał jej seksualne podboje cytowany wcześniej Światło. Z kolei w latach 50. – jak eufemistycznie stwierdzał Stefan Staszewski, wówczas jeden z prominentów PZPR – „była z tych, które mówią, kto ma je do domu odprowadzić”.

Wśród jej „partnerów” wymieniano – obok dawnych kochanków: nadzorującego bezpiekę Jakuba Bermana, wicepremiera Hilarego Minca oraz byłego oficera politycznego Eugeniusza Szyra – także sowieckiego „agenta-prezydenta” Bieruta i stojącego na czele tzw. postępowych katolików Bolesława Piaseckiego. Światło na falach Radia Wolna Europa konstatował: „Jak Brystygierowa chce coś przeprowadzić przeciw Radkiewiczowi, to wszystko może zrobić. Radkiewicz nie zdążył zreferować jakiejś sprawy Bierutowi, a już Bierut czy Berman dzwonili do niego: »Słuchaj, jest u ciebie taka a taka sprawa«. Oni wiedzieli, bo Brystygierowa referuje im wszystko nocami”. Przypomnijmy: Stanisław Radkiewicz nie był byle kim – stał wówczas na czele MBP.

„Intelekt w okowach dogmatu”

Formułę tę ukuł filozof Leszek Kołakowski, próbując lapidarnie ująć fenomen intelektualistów, którzy nie tylko dali się uwieść marksizmowi, ale także w imię obiecywanej przez niego lepszej przyszłości potrafili uczestniczyć czynnie w komunistycznych zbrodniach, a następnie zaciekle bronić ich wykonawców (ze sobą włącznie). Określenie to doskonale pasuje do bohaterki niniejszego tekstu. Myliłby się ten, kto uważałby, że polityczna i zawodowa kariera „Krwawej Luny” w strukturach MBP była jedynie wynikiem jej bezkrytycznej ideowości, bezwzględności czy też „łóżkowych harców”. Była ona również osobą niezwykle inteligentną, zarówno wywierającą intelektem wrażenie na rozmówcach w czasie ideologicznych dysput, jak i potrafiącą wykorzystać go przy prowadzeniu „gier operacyjnych” wobec opozycji. Berman wspominał, że „była kobietą bystrą, przenikliwą”. Z kolei Staszewski relacjonował: „Przydzielano jej zadania wymagające dużej inteligencji. Była kulturalna, elokwentna”.

Faktyczną kontrolę nad polityką wyznaniową MBP przejęła, gdyż – jak argumentowali zwierzchnicy – traktuje ona sprawy katolicyzmu „na płaszczyźnie filozoficznej”, wdając się w czasie przesłuchań w prawdziwe intelektualne debaty. Z wdzięcznością przyjęła ponoć egzemplarz Pisma Świętego ofiarowany jej przez prymasa Wyszyńskiego, któremu się przyznała, że fascynuje ją Ewangelia św. Mateusza. To ona również miała dzielić i rządzić w środowisku literatów i artystów. Wśród twórców panowała opinia: „Chcesz coś załatwić – rozmawiaj z Brystygierową”.

Nawrócenie grzesznicy?

Po śmierci Stalina i październikowym przełomie 1956 r., który zamknął okres stalinizmu nad Wisłą, Brystygierowa – tak jak wielu czerwonych katów – uniknęła odpowiedzialności za zbrodnie. Zaopatrzona w sowitą rentę odeszła z resortu. Nową pracę znalazła w redakcjach Naszej Księgarni i Państwowego Instytutu Wydawniczego. Próbowała również sił jako pisarka. Jej powieść i opowiadania przeszły jednak bez echa. Cień złowrogiej przeszłości dał znać o sobie w końcu lat 60., kiedy to odrzucono jej prośbę o przyjęcie do Związku Literatów Polskich. Zbyt wielu pamiętało o jej zbrodniach i – pomimo wstawiennictwa Putramenta – komisja negatywnie ustosunkowała się do jej podania.

Równocześnie Brystygierowa przechodziła zagadkową przemianę. Zaczęła bywać w zakładzie dla niewidomych w Laskach, który słynął ze spotkań opozycyjnych intelektualistów i skruszonych ludzi reżimu (jako gość „podejrzanego ośrodka” stała się nawet przedmiotem inwigilacji bezpieki) „przyjęła chrzest, przeszła nawrócenie” – twierdził dziejopis Ryszard Terlecki, choć inni historycy sceptycznie odnoszą się do informacji o konwersji i chrzcie Brystygierowej. Natomiast dobroduszny ks. Marylski z Lasek tak wyjaśniał przemianę „Krwawej Luny”: „Uświadomiła sobie, ile zła ludziom swym postępowaniem sprawiła i stara się nowym chrześcijańskim życiem wiele naprawić”.

Brystygierowa zmarła 9 października 1975 r. Została pochowana na Powązkach. Pogrzeb miał charakter świecki. Nie wiadomo, czy stało się tak na prośbę umierającej (a zatem jej konwersja staje pod znakiem zapytania), czy też w wyniku oficjalnego charakteru pochówku – decyzję o pogrzebie na koszt państwa podjął prezydent Warszawy Majewski w odpowiedzi na prośbę kierownika referatu Komitetu Wojewódzkiego PZPR. To jeszcze jedna tajemnica obfitującego w niewiadome życia „Krwawej Luny”.

Przemysław Waingertner

Artykuł został opublikowany w 11/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.