Mit Hłaski. Boleśnie piękne urojenia pisarza
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Mit Hłaski. Boleśnie piękne urojenia pisarza

Dodano: 

Władysław Tubielewicz, kompan Hłaski z jego okresu izraelskiego, twierdzi, że „Marek kosił baby jak ułan. Byle tylko nie był brutalny, później i to mu wybaczały”. Następnie wylicza: Esther, Luise, Kasia, Awiwa, „nie licząc spraw drobnych”. Luise Schaffer przedstawił się jako polski partyzant, oszukiwał Sonię Ziemann (swoją niemiecką żonę) na zmianę z Esther Steinbach. Jednak jakąś swoją prywatną wojnę przecież toczył. Powiadał: „Dla wszystkich, kurrrwa, okupacja niemiecka się skończyła, a dla mnie nie”.

Stanisław Mroczkowski złożył kiedyś wizytę w Berlinie, w domu, w którym Hłasko mieszkał razem z rodziną Soni: „Sonia się ucieszyła. Usiedli do kolacji, którą podała służba. Potem przeszli do gabinetu na kawę. Po kilku kieliszkach brandy ojciec i brat Soni rozpoczęli odgrywać kampanię wojenną na ziemiach polskich. Brat był majorem, ojciec zaś pułkownikiem: »Herr Major, bitte bringen Sie Landkarte...«. I tak dalej. Markowi wykrzywiła się twarz z wściekłości, rzucił się na nich z pięściami. Sonia w płacz. Następnego dnia rano Mroczkowski chciał odjechać, by uniknąć niezręcznej sytuacji, ale Sonia go zatrzymała. Marek wstał o jedenastej i też mówi: »Nie jedź, chodźmy na piwko«. O siódmej wieczorem znowu wspólna kolacja; ojciec ma zabandażowaną głowę, brat Soni podbite oko, Marek podrapany. Wszyscy się godzą, całują; ojciec z Maruniem, Marunio z bratem. Po kilku kieliszkach następuje powtórka z poprzedniego wieczoru: »Herr Major...«. Marek za żyrandol i buja”....

W stosunku do kobiet był konsekwentny, wszystkie uważał za kurwy. Kiedy Wanda, jego pierwsza „nieodwracalna” miłość, chciała się z nim skontaktować, podpowiadał matce: „Jak będzie chciała rad, to niech Mama jej napisze, żeby poszła pod latarnię”. O rzekomo najukochańszej matce wielokrotnie powtarzał, że „ta kobieta” wcale nie jest jego matką – „ona go tylko urodziła”.

Barbara Stanisławczyk zdążyła jeszcze dotrzeć do niemal wszystkich osób, z którymi powinna i chciała rozmawiać. Do kobiet, ale i do mężczyzn, bo tak się złożyło w życiu twórcy „Pętli”, że – jak pisała autorka „Miłosnych gier”... – „uwielbiały go kobiety i kochali mężczyźni, ale on nie chciał kochać mężczyzn, a kobiet nie potrafił”. Nic dziwnego, że jeden z rozdziałów swej książki Barbara Stanisławczyk zatytułowała „Męskie zaloty” i opowiedziała o uczuciach, jakimi darzyli młodego pisarza Jerzy Andrzejewski i Jarosław Iwaszkiewicz, Wilhelm Mach, Stefan Łoś, Henryk Bereza. Autorka pisała:

Sekretarzem redakcji »Nowej Kultury« był Wilhelm Mach. Redaktorem naczelnym »Przeglądu Kulturalnego« Jerzy Andrzejewski. »Nowiny Literackie« w latach czterdziestych założył Jarosław Iwaszkiewicz, o którym Leopold Tyrmand napisał w »Dzienniku 1954«: »globtroter, pederasta, dyplomata, smakosz, poeta i pionek«.W późniejszym okresie, po »Nowinach«, Iwaszkiewicz wywalczył sobie możność wydawania »Twórczości«. Kierownikiem najważniejszego działu – prozy – był Julian Stryjkowski, który nie robił tajemnicy z faktu, że jest homoseksualistą. Następcą Stryjkowskiego został Henryk Bereza, który przyznał się do swoich »komplikacji uczuciowych«.

Nie było to wesołe

W „Pięknych dwudziestoletnich” z właściwym sobie, nieco szubienicznym poczuciem humoru Marek Hłasko opowiadał, jak to w pałacu Mostowskich zrobiono z niego policyjnego konfidenta. Następnie nachodziły go „łapsy”, namawiając do sporządzania donosów i nie przyjmując do wiadomości oświadczeń początkującego pisarza, że „wszystko, co mogę zrobić, jest napisanie donosu na samego siebie”. W końcu wyczerpany nękaniem przez ubecję opowiedział o wszystkim znajomemu, pracującemu ponoć kiedyś w Informacji Wojskowej. „Uśmiał się serdecznie i obiecał pomóc. Powiedział przy tym: – Nic się nie przejmuj, synu. Powiadają, że młody Adaś Mickiewicz też zajmował się donosami. Daniel Defoe był agentem policji. Tak samo mówią o Kraszewskim; tak samo o Brzozowskim. Idź dalej śmiało tą drogą. Ale jeśli nie chcesz, pomogę ci”.

Jak pisał Hłasko, smutnych panów z Urzędu Bezpieczeństwa już nigdy nie zobaczył. Jednak pozostała specyficzna za nimi tęsknota: „[...] oni przecież dali mi podnietę twórczą i czasami pisząc donosy, ponosiła mnie fantazja, a wtedy cytowałem wymyślone przeze mnie wypowiedzi i wkładałem je w usta swoich ofiar, dbając jednak przy tym, aby każda z postaci mówiła odrębnym stylem i używała odrębnych sformułowań”. Żarty – ktoś powie. No pewnie, ale wnioski, jakie wysnuwa Hłasko ze swej przygody z „łapsami”, są zastanawiające: „Gdyby mój dorobek pisarski – rozważał, nie do końca poważnie – upoważniał mnie do dawania rad młodym, powiedziałbym im: każdy z was powinien przez jakiś czas popracować dla tajnej policji, aby wyrobić sobie styl i jasność myślenia. Książki trzeba pisać tak jak donosy, pamiętając przy tym, że głupio napisany donos może zniszczyć przede wszystkim ciebie”.

W dniu 25 lutego 1958 r. po, zapewne wnikliwych, obserwacjach Hłaski pomieszkującego w Maisons-Laffitte Giedroyc stawia diagnozę w liście do Jerzego Stempowskiego: „Wcale to nie jest alkoholik, po prostu biedny, nieszczęśliwy chłopiec”. W październiku tego samego roku redaktor zmuszony jest jednak dodać: „Patrzę na jego przyszłość z pewnym niepokojem, gdyż to przeszło pół roku, jakie jest na Zachodzie, zostało kompletnie zmarnowane. Prowadzi tryb życia taki jak w Polsce, rzucając ogromne pieniądze i pijąc. Nic nie pisze, niczego się nie uczy. Nie jest to wesołe”.