Brawurowa ucieczka z Auschwitz. Więźniowie wyjechali przez bramę „Arbeit macht frei” w mundurach SS
  • Mateusz ŁabuzAutor:Mateusz Łabuz

Brawurowa ucieczka z Auschwitz. Więźniowie wyjechali przez bramę „Arbeit macht frei” w mundurach SS

Dodano: 

Gdy zapakowali się do samochodu, ruszyli w kierunku jednego z punktów wartowniczych. Po drodze mijali niemieckich żołnierzy, którzy pozdrawiali ich charakterystycznym nazistowskim gestem. Już to wskazywało na sukces przebrania. Nikt nie rozpoznał w esesmanach zbiegających więźniów. Trzeba przyznać, że Piechowski i spółka mieli przy tym sporo szczęścia. Nie tylko udało się im dotrzeć bez przeszkód do garażu, ale i przejechać do punktu kontrolnego. Dopiero tutaj zaczęły się kłopoty. Mimo iż samochód zbliżył się do szlabanu, żaden z wartowników nie reagował.

Steyr 220 - takim samochodem Kazimierz Piechowski wyjechał z Auschwitz

Uciekinierzy byli bliscy spanikowania, nawet jeśli wiedzieli, że ich spisek nie został jeszcze odkryty. Kazik wykazał się w tej chwili dużą pomysłowością i animuszem. Wysunął ramię, na którym znajdowało się oficerskie odznaczenie i w języku niemieckim wykrzyczał do wartowników: „Co wy, śpicie? Otwierać szlaban, bo ja was obudzę!”. Wystarczyło. Wartownik natychmiast podniósł zaporę, a więźniowie jak gdyby nigdy nic wyjechali przez bramę Auschwitz, ruszając ku wolności.

A jednak niewola

Podróż nie przebiegała tak, jak to sobie zaplanowali. Po drodze zepsuło się im auto, a Józef Lempart zachorował. W pewnym momencie uciekinierzy musieli się rozdzielić. Kazik ruszył w okolice Kielc. Następnie wstąpił do Armii Krajowej, w której działał do końca wojny. Po zakończeniu konfliktu został ujawniony przed Sowietami. Nowe komunistyczne władze w bezlitosny sposób rozprawiały się z byłymi członkami polskiego podziemia. Piechowski został skazany na wieloletnie więzienie. Przesiedział aż siedem lat, które mocno odbiły się na jego zdrowiu. Później pracował, względnie nie niepokojony przez komunistów. Dopiero po 1989 roku mógł swobodnie opowiedzieć swoją niezwykłą historię.

Czytaj też:
Jak uciekłem z Auschwitz

A ta odbiła się szerokim echem nie tylko na terenie Auschwitz, ale i w Niemczech. Po szybkim śledztwie władze zdecydowały się ukarać winnych niedopatrzenia. Za ucieczkę więźniów obwiniano cześć załogi. Kapo Kurt Pachala został nawet skazany na śmierć głodową. Wyrok wykonano w 1943 roku. W praktyce to nie on ponosił odpowiedzialność za ucieczkę Piechowskiego i spółki. Stał się kozłem ofiarnym całej akcji.

Ksiądz Lempart przeżył okupację, ale w 1947 roku zginął w wypadku. Bendera osiedlił się w Warszawie i zmarł w latach 70. Najbardziej tragicznie potoczyły się losy Staszka Jastera. Ten pracował dla Armii Krajowej, służąc między innymi w oddziałach likwidacyjnych „Osa-Kosa”. W 1943 roku został prawdopodobnie zlikwidowany przez polskie podziemie, w wyniku oskarżenia o denuncjację kolegów. W jego obronie po latach stanął Piechowski oraz historyk Daria Czarnecka. Warto przytoczyć jego opowieść:

Zabili go koledzy. Para akowców rozdała zamówione w drukarni zaproszenia o swoim ślubie, zawiadamiając o terminie i miejscu. Dowiedziało się o tym warszawskie gestapo. Nim msza się skończyła, obsadzono cały kościół. Niemcy przewieźli wszystkich na Szucha, przesiali i okazało się, że wśród zatrzymanych było kilkudziesięciu akowców. Kto jest temu winien? Staszek Jaster - dostał zaproszenie, ale nie był na mszy. W książce „Cichy front”, w rozdziale „Zdrajca”, napisano, że Staszek został skaptowany przez Politische Abteilung już w obozie. To oni mieli zorganizować naszą ucieczkę, by Staszek wkręcił się gdzie potrzeba i zdawał meldunki. Tymczasem wiadomo, że następnego dnia po ucieczce Niemcy wzięli z domu rodziców Staszka, zawieźli do obozu koncentracyjnego Auschwitz i zamordowali. Jak mam uwierzyć w to, że w nagrodę za rzekomą współpracę zabili mu rodziców? Mało tego: mimo zamordowania mu rodziców Staszek miał okazję wykazania się jako szpicel i zdradził akowców w kościele. Czy normalny człowiek może w coś takiego uwierzyć? Walczę od dwudziestu lat. Mam polskie i niemieckie dokumenty niezbicie świadczące o niewinności Staszka. Dostarczyłem je historykowi z Uniwersytetu Warszawskiego, który pisał, że Pilecki wysłał do Londynu raport przez Staszka Jastera. Twierdził, że do końca nie wiadomo, czy był konfidentem. Zapytałem, czy może wskazać w archiwum Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej jeden dokument potwierdzający, że Staszek zginął, bo był zdrajcą. Odparł, że nic takiego nie ma. We własnych archiwach również nic takiego nie miał. Powiedziałem, że jest tchórzem, żeby przyznać, że Staszek jest niewinny. Często w nocy śni mi się kolega, wzorowy patriota, prawa ręka Pileckiego i woła: „Kazik, to przecież nieprawda!”. Jaster bezsprzecznie był bohaterem! (cytat za: rozmowa z Maciejem Foksem, miesięcznik „Pamięć.pl”, numer 6/2012).

Niewątpliwie Jaster jest postacią tragiczną, a okoliczności jego śmierci do dzisiaj nie zostały wyjaśnione.

Historyczne dziedzictwo

Kilkadziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej Piechowski stał się bohaterem szeregu filmów dokumentalnych. Jego historią interesowali się nie tylko rodzimi twórcy, ale i zagraniczne telewizje, a brytyjska piosenka polskiego pochodzenia Kate Carr poświęciła mu nawet piosenkę zatytułowaną „Kommander's Car”. Piechowski wspominał po latach ucieczkę jako jeden z etapów wędrówki. W reżyserowanym przez Tomasz Pawłowskiego dokumencie „Uciekinier” opowiadał:

Przez całe swoje życie ciągle uciekałem. Podczas wojny uciekałem przed Niemcami. W Auschwitz kilka razy uciekłem przed śmiercią. Po wojnie uciekałem przed czerwonymi. Teraz uciekam w świat, żeby nie stetryczeć.

Film powstał z inicjatywy polskiego historyka, starszego kustosza Muzeum Auschwitz-Birkenau Adama Cyry.

Życie ciężko doświadczyło Piechowskiego. Przez wiele lat odmawiano mu statusu bohatera, był prześladowany i zapomniany przez potomnych. Dopiero w wolnej Polsce odzyskał należne mu miejsce, a w 2006 roku został Honorowym Obywatelem Tczewa. Pamięć o zapomnianych przywrócili przede wszystkim historycy, wspominając brawurę Polaka i towarzyszących mu kolegów. O nich także warto pamiętać. Cała misja, w której Piechowski grał rolę pierwszoplanową, nie powiodłaby się bez wsparcia otoczenia. Każdy z nich zasłużył na najwyższy szacunek, bo choć Niemcy próbowali ich zastraszyć, poniżyć i wyniszczyć, więźniowie nie dali się złamać i w spektakularny sposób zamanifestowali pragnienie wolności.


Autor tekstu pragnie serdecznie podziękować Panu Piotrowi Supińskiemu za pomoc i uwagi przy redakcji materiału.