Słowo „scyzoryk” pochodzi oczywiście z łaciny, w której słowo „cisorium” oznaczało wszystkie przyrządy służące do cięcia. Słowo to najpierw wzbogaciło się o literkę „s”, później zadomowiło się w średniowiecznej Francji, skąd wyruszyło na północ i na wschód. Na północy, w Anglii, słowo „scissors” – warto zwrócić uwagę, że nie występuje tam w liczbie pojedynczej – przyjęło się jako określenie nożyczek. U nas, w Polsce, oznaczało po staremu narzędzie do cięcia, ale nie jakieś zwykłe, tylko wyjątkowe, niczym u Gerwazego „szeroki na całą piędź, a sieczny na obadwa boki, widocznie miecz teutoński z norymberskiej stali ukuty”. Mógł też oznaczać coś o wiele mniejszego.
Podobną drogę do słowa scyzoryk przeszły także noże składane. Znane są od starożytności. Bo cóż było wygodniejszego od złożenia noża na pół i schowania ostrza w rękojeść? Nie chodziło o ukrywanie, ale o ochronę: zarówno ostrza przed stępieniem, jak i użytkownika przez zranieniem. Istotne było również niemal dwukrotne zmniejszenie długości noża – przez tysiąclecia podstawowego narzędzia towarzyszącego człowiekowi.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.