Opus vitae Stanisława Wasylewskiego – „Życie polskie w XIX wieku” – wznowione zostało stosunkowo niedawno przez Iskry, ze wstępem Janusza Tazbira i posłowiem Sławomira Niciei. Autor pracował nad tą książką 30 lat, edycji jej nie doczekał (zmarł w 1953 r., „Życie…” ukazało się po raz pierwszy w 1962 r.). Rozkoszne to dzieło, jak pisał recenzujący je Paweł Aleksander Bagiński: „Jest tu anegdota i informacja cenna, i żart, i dowcip, i smętna zaduma, i dobrotliwa kpina. Mnóstwo rozmaitych wiadomości, podanych ot tak, mimochodem”. I rzeczywiście…
Po naszych niedawnych utarczkach z covidową pandemią z tym większą ciekawością czytamy u Wasylewskiego np. opisy cholery, zbierającej żniwo w XIX stuleciu. Do Polski przyszła ta zaraza wraz z rosyjskim wojskiem w 1831 r. wysłanym przez cara na uśmierzenie powstania listopadowego. Swoją drogą w czerwcu legł na cholerę wódz Moskali, gen. Iwan Dybicz-Zabałkański, który parę miesięcy wcześniej pobił Chłopickiego pod Grochowem. „W listopadzie zmarł – wyliczał Wasylewski – prawodawca filozofii romantyzmu, Niemiec Hegel; potem – znakomita o europejskiej sławie pianistka polska, Maria Szymanowska, nie doczekawszy chwili, kiedy córkę jej poślubi Mickiewicz”. Romantycy jednak nie przejmowali się specjalnie zarazą, zwłaszcza gdy byli daleko. Młody Zygmunt Krasiński z Genewy pisał: „Cholera-morbus czyni spustoszenia w Warszawie. Prawdopodobnie nie ujrzę już tych, których tam zostawiłem. Sam pozostanę na ziemi. Jakże pociągająca perspektywa”.
„Więcej niż romantycy – zwracał uwagę Stanisław Wasylewski – przerazili się Żydzi. I znaleźli radę od razu: cholerę, ich zdaniem, rozszerza Żyd wieczny tułacz, w butach na krzyż podkutych, dźwigający syna na plecach. Rabini cudotwórcy radzili wybrać parę monstrualnie szpetnych żebraków żydowskich, wyprawić im wesele na kirkucie, gdzie niech odtąd mieszkają z prawem pierwszeństwa w jałmużnach. Ale to jakoś nie pomagało”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.