W 1963 r. odbywały się oficjalne obchody stulecia powstania styczniowego. Władze PRL dopuściły je dość niechętnie, ale zgadzały się, bo powstanie, podobnie jak rewolucja październikowa, zostało uznane za walkę z carskim despotyzmem. Wśród wielu historyków, którzy na zjeździe przypomnieli dzieje i dziedzictwo powstania, obok najbardziej zasłużonego prof. Stefana Kieniewicza znalazła się także historyk i archiwistka Franciszka Ramotowska. Nie była ona jednak szeregowym akademickim historykiem. Miała za sobą fatalną jak na PRL przeszłość wojenną, a później powojenną.
ŁĄCZNICZKA "ISKRA"
W czasie partyzanckiej wojny podczas zmieniającej się okupacji niemieckiej i sowieckiej wstąpiła do medycznej służby kobiet i była sanitariuszką oraz łączniczką w oddziale mjr. "Bruzdy". Oddział ten działał w okolicach Łomży w mało dostępnych rejonach mokradeł nad Biebrzą; pod koniec wojny stacjonował w uroczysku Kobielno. Współdziałał wtedy nawet z oddziałem spadochroniarzy sowieckich w ramach akcji "Burza", ale po nalotach niemieckich na tereny opanowane już przez Armię Czerwoną został podstępnie rozbrojony, a jego żołnierze aresztowani. Dowódcy i Franciszce, która oprócz przybranego nazwiska Antonina Rutkowska nosiła pseudonim Iskra, udało się umknąć. On odtąd ukrywał się, ona wyjechała do Białegostoku, gdzie zamieszkała przy rodzinie znajomej koleżanki szkolnej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.