10 września 1939 roku Naczelny Wódz Edward Śmigły-Rydz mianował generała Kazimierza Sosnkowskiego dowódcą nowo utworzonego Frontu Południowego. Trzy dni później Sosnkowski objął dowodzenie nad Armiami „Małopolska” i „Kraków”. Sytuacja polskich sił była dramatyczna i generał miał przed sobą niezwykle trudne zadanie. Na Armię „Małopolska” nacierała 14. Armia Wehrmachtu. Sosnkowski wyleciał samolotem do Przemyśla, aby osobiście objąć dowództwo nad zagrożonymi oddziałami.
Problemy
Wcześniejsze plany Naczelnego Dowództwa mówiły o ustabilizowaniu frontu nad środkową Wisłą i Sanem, jednak armie Frontu Południowego były stale wyprzedzane przez wojska niemieckie. Front rozciągnął się na długość 450 kilometrów, gdzie działały stosunkowe niewielkie grupy polskiego wojska, które nie miały łączności z dowództwem, a tym samym nie mogły koordynować działań z innymi grupami. Łączność była podstawowym problemem polskiej armii. Niemcy dysponowali nowoczesną łącznością bezprzewodową. Sosnkowski zaś musiał oprzeć się na gońcach pieszych i konnych, gdyż łączność przewodowa nie działała.
Generał Sosnkowski chciał ocalić resztę Armii „Małopolska” koncentrując ją w rejonie Jaworów-Rawa Ruska. Następnie oddziały te miały połączyć się z garnizonem obrony Lwowa i Armią „Kraków”. Te siły miały utworzyć linię obrony osłaniającą od zachodu przedmoście rumuńskie. Niestety, nacierające wojska niemieckie przecinały drogę maszerującym polskim oddziałom i połącznie Armii „Małopolska” z Armią „Kraków” było w zasadzie niemożliwe.
14 września Armia „Małopolska” została niemal otoczona przez Niemców. Drogę do Lwowa oraz na przedmoście rumuńskie blokowały siły wroga. Następnego dnia, w Sadowej Wiszni, gdzie stacjonował generał Kazimierz Sosnkowski, zapadła decyzja marszu na Lwów drogą okrężną przez Lasy Janowskie. Było do podyktowane chęcią ominięcia 1. niemieckiej dywizję górskiej, która znajdowała się w Gródku Jagiellońskim.
Pod Jaworowem
W nocy z 15 na 16 września polska armia ruszyła w drogę, choć ulewny deszcz, który niespodziewanie spadł nie ułatwiał planowanych walk. Piechota i artyleria ściśle ze sobą współpracowały. W środku nocy Polacy zaskoczyli wypoczywającą jednostkę pancerną SS „Germania”. Wkrótce potem Polacy natknęli się na duży opór ze strony Niemców we wsi Mużałowice oraz Mogiła. Tam polskie wojsko odniosło zwycięstwa i wyparło siły niemieckie zdobywając dużą ilość sprzętu. Niemcy zaczęli się wycofywać do Jaworowa.
„Boje miały miejsce jednocześnie (w nocy z 15 na 16 września) w: Rogoźnie, Woli Rogozińskiej, pod Ożomlą i pod Przyłbicami, w Mogile, w Mużyłowicach, Czarnokońcach i Nowosiółkach, Tuczapach, pod Harfeldem i Rzeczyczanami a więc na całej przestrzeni od Jaworowa do Gródka Jagiellońskiego, wynoszącej w linii prostej 25 kilometrów. Przed dalszym marszem należało zniszczyć ogromne ilości zdobytego na wrogu sprzętu i amunicji. Pospiesznie zwołani kierowcy kolumny samochodowej oblewali benzyną zdobyczny sprzęt i go podpalali. Wprawdzie wojsko polskie bardzo potrzebowało nowoczesnych środków walki, ale w całej armii nie było dość kierowców, aby skutecznie obsługiwać zdobyczne wozy, dlatego lepiej było je zniszczyć” –pisze Tomasz Rakowski w tekście pt. „Uwagi o bitwie nocnej armii Małopolska pod Jaworowem 15-16 września 1939 r. (Jaworów – Lasy Janowskie – Mużyłowice 1939)” na portalu www.1939.pl.
Przebieg nocnego natarcia pod Jaworowem opisał jego uczestnik, pułkownik Bronisław Prugar-Ketling:
„Zatrzymałem kolumnę na pewien czas, a sam z ppłk. Popielem podjechałem bliżej wsi. Walka trwała nadal, ale ogień słabł. Strzelcy 49 pp wtargnęli już do środka wsi, siekąc i kłując bagnetem każdego, kto im się pod rękę nawinął. Odzywające się od czasu do czasu seriami strzały pistoletów maszynowych urywały się nagle w połowie magazynków. Czuło się, że ręka, która jeszcze przed ułamkiem sekundy naciskała spust, martwieje i bezwładnie opada, paraliżowana uderzeniem kolby lub bagnetu. Żadnych okrzyków. Bój toczył się w ciemnościach i złowrogiej ciszy. Nikt nim już nie kierował, nikt o pardon nie prosił. Wrażenie było niesamowite. Toteż groza, jaka opanowała Niemców, musiała przewyższać wszystkie dotychczasowe ich przeżycia. Z takim zaskoczeniem i z takim atakiem nie spotkali się na pewno nigdy. Trwoga, wśród której ginęli, nie znikła z ich twarzy. […] Wieś duża, bogata, o szerokich podwórzach i ogrodach zawalona była sprzętem i materiałem wojennym po brzegi”.
Pomimo druzgocącego zwycięstwa armii polskiej nad Niemcami w starciach pod Jaworowem, nie udało się zrealizować początkowego planu generała Sosnkowskiego. Polskie oddziały, w czasie nocnego natarcia, rozproszyły się na dużej przestrzeni. Sosnkowski musiał czekać, aż wszystkie jednostki przegrupują się, co opóźniło dalszy marsz o całą dobę.
Niemniej, na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza rozgromienie jednostki pancernej „Germania”. Udało się to dzięki elementowi zaskoczenia oraz walkom, jakie – często wręcz, przy użyciu bagnetów i kolb karabinów – toczyli Polacy.
Czytaj też:
Do ostatniej kropli krwi. Obrona Wizny - przeciwko 40 tysiącom NiemcówCzytaj też:
Bitwa nad Bzurą. Niespodziewane straty Niemiec, krótka radość PolakówCzytaj też:
Niemiecki atak na Polskę miał rozpocząć się w sierpniu