Przekłady zagraniczne nie dawały natomiast prawie żadnych pieniędzy, gdyż normalną praktykę stanowiły pirackie tłumaczenia – przekładał i wydawał właściwie każdy, kto chciał. Jakiekolwiek honoraria zależały tylko od dobrej woli wydawnictw zagranicznych, a na ogół nikt nie płacił, jeśli nie musiał.
Sienkiewicz wiedział, że jego zarobki związane są wyłącznie z rynkiem polskim, ale i tutaj były problemy. Kilka lat później wydawca, który dostał od „Słowa” licencję na wersję książkową „Potopu”, miał zgodę na wydrukowanie 3 tys. egzemplarzy, a podobno sprzedał prawie cztery razy tyle i nic więcej nie zapłacił. Nie powinno zatem dziwić, że zdegustowany Sienkiewicz twierdził, iż nawet w kraju wszyscy na nim zarabiają, a on dostawał tylko sześć rubli (72 euro) za jeden odcinek.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.