Jean-Marie Le Pen – przeciwnik imigracjonizmu. Przesłanie także dla Polski
  • Grzegorz GrzymowiczAutor:Grzegorz Grzymowicz

Jean-Marie Le Pen – przeciwnik imigracjonizmu. Przesłanie także dla Polski

Dodano: 
Jean-Marie Le Pen w 2010 roku
Jean-Marie Le Pen w 2010 roku Źródło: PAP/EPA / GUILLAUME HORCAJUELO
Jean-Marie Le Pen nazywał zło po imieniu. Od lat 70. próbował zwalczać masową imigrację z Bliskiego Wschodu i Afryki do Europy. W kontrze do mainstreamu i establishmentu przez całe dekady występował przeciwko muzułmanizacji Francji oraz za zachowaniem państwa narodowego. Nieszczęście, które spotkało jego kraj w rezultacie realizacji lewicowej utopii multi-kulti, wisi obecnie nad Polską.

Jean-Marie Le Pen (1928-2025) twórca i w latach 1972-2011 lider Frontu Narodowego przez kilkadziesiąt lat głosił poglądy zwalczane przez "elity" i wpływowe salony. Należał do grupy polityków, dzięki którym mogły one wybrzmieć i przetrwać w warunkach Francji dekonstruującej swoją tradycyjność tożsamość, a nawet w realiach Unii Europejskiej, której kierownictwo rozumie demokrację jako rządy lewicy albo skrajniej lewicy realizującej daleko idące inżynierie społeczne. Celem Le Pena było "zjednoczenie wszystkich patriotów" i uratowanie państwa narodowego m.in. przed komunizmem i islamizacją.

Pięć razy kandydował w wyborach prezydenckich (1974, 1988, 1995, 2002 i 2007). Raz – w 1981 r. nie zebrał podpisów. W 2002 roku w wieku 74 lat wszedł do drugiej tury, w której stosunkiem głosów 82,8 proc do 17,8 proc. rozgromił go Jacques Chirac. Siedem razy sprawował mandat do unijnego parlamentu, trzykrotnie do krajowego – pierwszy raz w wieku 27 lat z listy prawicowego polityka Pierre’a Poujade’a. Jego dziedzictwem jest Front Narodowy (od 2018 roku pod nazwą Zjednoczenie Narodowe) – wielonurtowa partia prawicowa zbudowana w opozycji do centroprawicy de Gaulle’a obecnie z największym poparciem we Francji. Tamtejszy układ polityczny w oparciu o specyficzną ordynację wyborczą (wybory parlamentarne w dwóch turach przy okręgach jednomandatowych – w drugiej turze koalicje wszyscy przeciwko ZN) dotychczas skutecznie blokuje jej objęcie władzy.

Jean-Marie pochodził z niezamożnej rodziny. Po ukończeniu prawa na Sorbonie wstąpił do Legii Cudzoziemskiej. Był chwilę na wojnie w Wietnamie, ponad rok w Indochinach, a później sześć miesięcy we francuskiej Algierii, gdzie pojechał w 1956 roku na ochotnika, będąc już posłem do Zgromadzenia Narodowego. Kiedy w 1962 r. nie dostał się do parlamentu, założył i z powodzeniem prowadził małą wytwórnię płyt z materiałami głównie polityczno-historycznymi. W 1976 r. odziedziczył fortunę po jednym ze swoim sympatyków. W tym czasie wraz z żoną i trzema córkami cudem uszedł z życiem z przeprowadzonego na niego zamachu bombowego. Przyjął standardowy w Europie wodzowski sposób zarządzania partią, traktując ją niemal jak swoją prywatną własność. Spotkało się to z krytyką, ale ułatwiło mu jej utrzymanie, aż do momentu, kiedy postanowił przekazać pałeczkę swojej córce Marine. Był człowiekiem pragnącym niezależności, politykiem prowokującym, egocentrycznym, ale o niezwykłej charyzmie i żelaznej determinacji – jego dzieło latami demonizowane przez chóry autorytetów moralnych i macherów od masowej manipulacji, wielokrotnie składane do grobu, okazało się trwałe i jest kontynuowane. Partia w złagodzonej formule, ale zarazem bardziej sprofesjonalizowana i raczej o ludowym niż stricte prawicowym obliczu programowym, ma szansę dojść do władzy.

Antykomunizm Jean-Marie Le Pena

W trakcie II wojny światowej stracił ojca, doświadczył niemieckiej okupacji i alianckich bombardowań. Gdy w 1944 r. Anglosasi wraz z Wolnymi Francuzami wypchnęli Niemców, liczący na narodowe pojednanie młody Jean-Marie obserwował rozliczenia z nominowaną na kolaborancką Francją Vichy, łącznie z napiętnowaniem tej części jego rodaków przez komunistów. To m.in. te powojenne działania i narracje mocno zniechęciły go do de Gaulle’a. Jego zdaniem generał mocno przyczynił się do podzielenia Francuzów "mitem ruchu oporu" zestawionym z "kolaboracją Vichy Petain’a", w który umiejętnie wpasowała się także komunistyczna propaganda, zwalczająca wszelkich swoich przeciwników jako "faszystów". Le Pen wskazywał, że współcześnie II wojna światowa wciąż jest wykorzystywana przez lewicę do legitymizowania swojej władzy politycznej i kulturowej dominacji jako rzekomego zabezpieczenia przed następcami marszałka Petain’a i kolejnymi mutacjami "faszyzmu", ale też "rasizmem" i ogólnie wszystkofobią.

Tymczasem Le Pen – jego rodzina nie miała związków z Vichy – nie postrzegał taktycznej współpracy z Niemcami jako postawy, którą należy w każdym przypadku z góry odrzucić jako niedopuszczalną moralnie. Sprzeciwiał się tak łatwemu szufladkowaniu na zdrajców i bohaterów – szczególnie po fakcie, kiedy było już wiadomo, którzy znaleźli się po stronie zwycięzców – i przekonywał, że w ówczesnej dramatycznej, skomplikowanej sytuacji krajowi można było się przysłużyć zarówno w ruchu oporu Wolnej Francji, jak i funkcjonując w ramach państwa Vichy. Le Pen chciał, żeby Niemcy przegrały, ale nie interpretował ich wojny z Anglosasami w kategorii starcia "zła" z "dobrem". Z kolei komuniści we Francji nie zwalczali Vichy dopóki Hitler nie uderzył na Sowietów. Po klęsce Trzeciej Rzeczy byli natomiast pierwsi do rozliczania innych. Młody Le Pen rozumiał, że komuniści przyjmują dyspozycje z Moskwy, a ich celem nie jest wolna Francja, lecz zwycięstwo rewolucji komunistycznej na całym globie.

Od tamtej pory antykomunizm z różnym natężeniem przez całe życie towarzyszył założycielowi Frontu Narodowego i był przez niego głoszony bez kompleksów czy oglądania się do rygory politycznej poprawności. We Francji wcale nie była to postawa oczywista, ponieważ czerwoni cieszyli się realnym poparciem społecznym i już wtedy byli silnie osadzeni w kulturze. Le Pen popierał USA w rywalizacji ze Związkiem Sowieckim, wskazując na międzynarodowy komunizm jako śmiertelne zagrożenie dla całego Zachodu. Dlatego potępiał de Gaulle’a za wycofanie Francji w 1966 r. ze zintegrowanego dowództwa NATO oraz starania o zbliżenie z ZSRR i komunistycznymi Chinami.

W wydanej w ub. roku znakomitej książce "Saga rodu Le Penów" Kacper Kita przytacza fragment wspomnień Le Pena, w którym tłumaczy on, że swojego potępienia komunizmu nie opiera na emocjach: "To osąd oparty na doświadczeniu i refleksji. Widziałem, od Francji, przez Rosję po Indochiny, biedę, kłamstwo i śmierć, które niósł komunizm. [...] Widziałem go w akcji we Francji, gdy zdradził armię francuską na rzecz Stalina w 1939 roku i został wyjęty spod prawa przez lewicowy rząd. Widziałem, jak łamie prawa wojny przez zamachy terrorystyczne, jak pcha Niemców do nieludzkich represji, by wyciągnąć z tego korzyści polityczne. Widziałem jak Francuska Partia Komunistyczna zdradza Francję podczas wojen w Indochinach i Algierii...".

Po upadku ZSRR w 1991 r. Le Pen stwierdził, że komunizm nie stanowi już najgroźniejszego niebezpieczeństwa dla Francji i Europy – teraz staje się nim globalizm. Wcześniej jednak – już w latach 70 – prawidłowo rozpoznał, jakie będą skutki wdrażania w życie jednego z dogmatów lewicy – realizacji polityki niekontrolowanej, masowej migracji do Europy cudzoziemców z Afryki i Bliskiego Wschodu.

Walka z islamizacją Francji

W ramach swojej działalności politycznej Jean-Marie Le Pen zwalczał proces masowego osiedlania w Europie obcej cywilizacyjnie ludności afrykańskiej i muzułmańsko-arabskiej. Ostrzegał, że przedsięwzięcie to stanowi egzystencjalne zagrożenie dla Francji i ze względu na prawidła demografii, doprowadzi do odwróconej kolonizacji. Le Pen wbrew polit-poprawności jasno wskazywał, że islam nie toleruje konkurencji, a multi-kulti to nonsens. Rozumiał, że cywilizacje na tyle istotnie różnią się od siebie, że człowiek nie może być cywilizowany na dwa różne sposoby. Cywilizacje zwalczają się z samej swej natury, bo każda uważa, że jej zasady są najlepsze. Jeśli dana cywilizacja zaprzestaje walki o swoją tożsamość, gdy traktuje inne cywilizcje jako tak samo albo bardziej wartościowe, wówczas sama skazuje siebie na porażkę.

Tym niemniej założyciel Front National dopuszczał możliwość integracji niewielkiej liczby ludności nawet obcej cywilizacyjnie. Lepenizm co do zasady – podobnie zresztą jak cała monarchiczna i republikańska tradycja francuska – nie jest etniczny ani rasistowski. Przynależność do narodu francuskiego traktuje w kategoriach kulturowych, a nie etnicznych. W tamtym okresie Francja stopniowo traciła swoje zamorskie kolonie i terytoria. W 1962 r. de Gaulle oddał Algierię, której utratę Le Pen przewidywał od razu po wycofaniu sił francuskich z Indochin w 1954 roku. Napisze później, że gdy on dorastał, Francja malała. Jego światopogląd ewoluował wobec tego z kierunku imperialnego ku narodowemu, jednak postulując do końca przetrwanie imperium, wykazywał on pozytywny stosunek do wiernych Francji algierskich muzułmanów i Arabów także w kontekście ich przenosin na kontynent.

Jak przyznał, wierzył w możliwość integracji, dopóki nie zrozumiał czynnika demografii w ekspansji islamu. Konstatował, że integracja ograniczonej liczby imigrantów mogłaby się powieść, gdyby prawidłowo funkcjonowały instytucje integrujące, jak szkoła, wojsko i Kościół. Tymczasem do Francji na masową skalę zaczęto przemycać lub po prostu w zorganizowany sposób sprowadzać ludzi, których ogromna część ani myślała asymilować się z narodem francuskim, zachowała zasady własnej cywilizacji i stopniowo wprowadza islamskie porządki.

Le Pen ostrzegał zatem bardzo wcześnie przed tym, co dzieje się dziś w gnijących państwach cywilizacji zachodniej. Rządzący tymi państwami i kierujący Unią Europejską establishment, kompletnie oderwany już od realnych spraw oraz zajmujących ludzi problemów, samoczynnie pozbawia narody europejskie wypracowanych na przestrzeni dziejów przewag i pogłębia podziały społeczne. Konsekwentnie ściąga do Europy jeszcze więcej arabskich oraz afrykańskich nielegalnych imigrantów i rozdaje im socjal, zamiast rozpocząć ich masowe deportacje.

W rezultacie imigracjonizmu Francuzi podobnie jak Anglicy czy Niemcy, przestali być bezpieczni we własnych krajach. Opozycyjna partia Le Penów przeciwstawiła się terrorowi poprawności politycznej niepozwalającej o tym zbyt głośno mówić. Było i jest to bardzo potrzebne w sytuacji, w której wolność słowa została w tym zakresie niemal całkowicie zniesiona, a rządzący przy wsparciu funkcjonariuszy medialnych latami tresowali własne społeczeństwa, tak aby bały się wyrażać swój sprzeciw. Piętnując za "rasizm" ludzi, którzy domagają się zakończenia polityki "otwartych drzwi", bo chcą bezpieczeństwa dla siebie i swoich rodzin, jednocześnie kolejne władze obiecują rozwiązanie problemu migracji, w praktyce nic z tym nie robiąc.

Le Pen podkreślał, że Francuzi mają prawo do zachowania własnego kraju, a rządy powinny odrzucić politykę osiedlania we Francji mas pozaeuropejskich imigrantów. W 1984 r. obrazowo ujął to tak: "Jestem człowiekiem zdrowego rozsądku. Zależy mi bardziej na moich córkach niż na moich kuzynkach. Zależy mi bardziej na moich kuzynkach niż na moich sąsiadkach. Zależy mi bardziej na moich sąsiadkach niż na obcych. Zależy mi bardziej na nieznajomych niż na moich wrogach".

Nie małpujmy imigracjonizmu i multi-kulti od Europy Zachodniej

Jeżeli w Polsce nie będziemy mądrzy przed szkodą – przez lata byliśmy, ale to się zaczęło zmieniać – wkrótce także życie w Uśmiechniętej Polsce bardzo, ale to bardzo się zmieni. Jeśli natomiast będziemy domagać się od rządzących niewpuszczania arabskich i afrykańskich imigrantów otwarcie, bez kompleksów tak jak Jean-Marie Le Pen, możemy uniknąć tragedii, jakie codziennie spotykają Francuzów. Oczekiwanie od władz ochrony granic i bezpieczeństwa nie jest rasizmem ani radykalizmem. Przeciwnie – poglądem i działaniem ekstremalnym jest kontynuacja tego obłędu w Europie.

Źródło podstawowe: "Saga rodu Le Penów", Kacper Kita

Czytaj też:
Znienawidzony patriarcha prawicy narodowej
Czytaj też:
"Skrajność" prawicy