Walenty Badylak - "Święty Ogień"
  • Ryszard CzarneckiAutor:Ryszard Czarnecki

Walenty Badylak - "Święty Ogień"

Dodano: 
Obchody tragicznej śmierci Walentego Badylaka. Kraków 2000 rok
Obchody tragicznej śmierci Walentego Badylaka. Kraków 2000 rok Źródło: PAP / JACEK BEDNARCZYK
Dziś, 21 marca mija 45. rocznica samobójczej śmierci przez samospalenie Walentego Badylaka. Ten krakowski piekarz-emeryt miał wtedy 76 lat. Podpalił się na rynku w Krakowie w proteście przeciwko przemilczaniu sowieckiego ludobójstwa Polaków w Katyniu.

Był postacią tragiczną – niczym bohater antycznego greckiego dramatu. Rozmyślając o Jego życiu przychodzą na myśl słowa Adama Mickiewicza opisujące jego bohatera Konrada Wallenroda: "Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było go w ojczyźnie". Pan Walenty ożenił się z dziewczyną ze Śląska, która podczas okupacji niemieckiej podpisała niemiecką "Volksliste", została Volksdeutschem, a ich syna... posłała do Hitlerjugend! Badylak rozwiódł się, można powiedzieć, z powodów patriotycznych. Po zakończeniu okupacji niemieckiej odebrał byłej żonie syna i zamieszkał z nim na Dolnym Śląsku, pod Świdnicą, w miejscowości Mrowiny w gminie Żarów. Syna wychował na patriotę i katolika. Doczekał się wnuka Wojciecha, który zresztą został księdzem. W dziesięciolecie śmierci dziadka wnuk – kapłan odsłonił tablicę pamiątkową poświęconą bohaterskiemu piekarzowi.

Walenty Badylak przed II wojną światową pracował jako czeladnik piekarski, a po wojnie jako piekarz. "Za Niemca" pracował też w Fabryce Maszyn Rolniczych Zieleniewskiego. Był pięć lat starszy niż inny nasz rodak, który dokonał również publicznego samospalenia – Ryszard Siwiec. Tyle, że ten drugi podpalił się w proteście przeciwko sowieckiej okupacji Czechosłowacji w czasie ogólnopolskich dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie na oczach stu tysięcy widzów, korpusu dyplomatycznego i władz komunistycznych.

Obu: Badylaka i Siwca łączyło wiele. Nie tylko wybór samobójczej śmierci przez samospalenie jako protest przeciwko władzy komunistycznej. Także fakt, że obaj byli żołnierzami Armii Krajowej i obaj pochodzili z południowej Polski: Siwiec urodził się w Dębicy, a pracował w Przemyślu jako księgowy, choć skończył filozofię, a Badylak rodem też był z Małopolski.

Tragiczną ofiarę Walentego Badylaka komuniści usiłowali przemilczeć. Można powiedzieć, że chcieli zabić go po raz drugi martwą ciszą zapomnienia nad jego życiem, śmiercią i grobem. Ale wyciszyć sprawę było nie sposób. Komunistyczna prasa pisała o śmierci "psychicznie chorego emeryta", ale ludzie wiedzieli swoje. Na krakowskim rynku, na którym przykuł się łańcuchem do historycznej studzienki i oblał benzyną nie było stu tysięcy ludzi, jak dwanaście lat wcześniej, gdy swoją ofiarę życia na ołtarzu Ojczyzny składał Ryszard Siwiec. Widziało jednak jego samospalenie wystarczająco dużo ludzi, aby inni już po jego śmierci, przy słynnej studzience składali kwiaty, palili znicze i publicznie modlili się. Kwiaty znikały nocom dzięki komunistycznym "nieznanym sprawcom", ale pamięć o krakowskim emerytowanym piekarzu nie zniknęła.

Pana Walentego pochowano na cmentarzu Batowickim w Krakowie. Jeszcze przed wybuchem "Solidarności" działacze opozycyjni usiłowali upamiętnić tego żołnierza AK, który śmiercią bohaterską zginął 35 lat po zakończeniu wojny. Warto po latach podziękować za to ludziom z KPN-u, SKS-u (Studencki Komitet Solidarności) oraz Chrześcijańskiej Wspólnocie Ludzi Pracy.

Taki człowiek zasługiwał na film. Film powstał. Jego tytuł mówi wiele: "Święty Ogień".