Zamknięty w ciemnej, ciasnej, metalowej szafie młody chłopak odbija się od ścian za każdym razem, gdy ktoś w nią kopie. Każdy kopniak odczuwa jak uderzenie w głowę. Głośne trzaski wzmacniają panikę. Hałas staje się nie do zniesienia. Trafił do jednostki z odległego miasta, nie zna tu nikogo. Nie ma szans na ratunek. Szafa trzęsie się coraz bardziej, jakby zaraz miała się przewrócić. To dwóch kolejnych „wicków” postanowiło przyspieszyć akcję, przyłączając się z taboretami do zabawy. Zaczęło się kilka dni wcześniej, gdy „kot” (żołnierz z tegorocznego poboru) nie miał papierosów dla starszych falą (żołnierze starszego rocznika). Teraz oddałby im wszystko. Kopanie kończy się, gdy ktoś na sali zaczyna śpiewać łamiącym się głosem. Odpowiada mu salwa śmiechu. „Kot” z szafy już tego nie słyszy, „szafa grająca” potrafi skutecznie ogłuszyć.
Podobne zachowania w oficjalnej terminologii LWP określano jako „deformację stosunków międzyludzkich”. Dla zwykłych żołnierzy była to po prostu fala. Z niektórymi obchodziła się stosunkowo – musieli sprzątać za starszych żołnierzy, usługiwali im, przechodzili standardowe nieformalne rytuały – nie zawsze bardzo brutalne. Wiele zależało od jednostki, do której otrzymywało się przydział. Jeśli jednak młody mężczyzna miał pecha, to mógł trafić do zdeprawowanej kompanii pełnej prymitywnych sadystów, w której kadra zawodowa nie reagowała nawet na najbrutalniejsze zachowania. Młodzi ludzie, którzy trafiali do takich miejsc, przechodzili regularne tortury, doprowadzające do samobójstw, uciekali z jednostek z bronią – co kończyło się więzieniem. Jednak, jak wynika z badań prowadzonych w LWP w latach 80., najczęściej biernie dostosowywali się do fali, jeśli było trzeba, znosili przemoc. Wielu ludziom niszczyło to psychikę i później sami powielali sadystyczne zachowania.
Same przywileje dla starszych falą, rytuały i dodatkowe obowiązki przydzielane młodym nie musiały być wielkim problemem dla dowódców. Najbardziej zdeprawowane oddziały wojskowe miały niewielką zdolność bojową. Grupa nienawidzących się wzajemnie żołnierzy, często śmiertelnych wrogów, która nie ma żadnego szacunku do swoich przełożonych i służby wojskowej, na froncie byłaby nieprzydatna. Problem stał się na tyle poważny, że zainteresował się nim Główny Zarząd Polityczny – instytucja kontrolująca Wojsko Polskie z ramienia partii. (…) Badacze z Wojskowej Akademii Politycznej przeprowadzili szczegółową analizę danych statystycznych i doszli do wniosku, że służba w Ludowym Wojsku Polski niszczy psychikę i degeneruje młodych ludzi.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.