Na obecnym etapie jesteśmy przekonywani, że tym, czego jako Polacy potrzebujemy najbardziej, jest dalsze pogłębianie tzw. "integracji europejskiej". Aby dalej się "integrować", nasze władze miałyby się w naszym imieniu zgodzić na zniesienie jednogłośności w głównym organie decyzyjnym Unii Europejskiej – Radzie Unii Europejskiej i stopniowe stworzenie czegoś w rodzaju wspólnej europejskiej armii, niekoniecznie pod wspólną flagą, ale z jednym dowództwem i docelowo – o tym na razie mówić zbyt głośno nie mogą –niezależnej od NATO, czyli od USA. (Być może dlatego wbrew faktom usiłowano wmówić Polakom, że Trump chce wyprowadzić Amerykę z NATO. Był to medialny spektakl i element przygotowań do otwartego zażądania w przyszłości zgody państw UE na armię europejską).
Niemieckie elity były i są przekonane, że Niemcy muszą posiadać własną przestrzeń imperialną. Uważają, że ich kraj jest predestynowany do przywództwa na Starym Kontynencie, dzięki czemu europejski organizm polityczny stanie się mocarstwem. Mniej ważne państwa narodowe, jak m.in. Polska, kompetencyjnie są sprowadzone do pozycji swego rodzaju europejskich powiatów. Polskojęzyczni Europejczycy mają służyć unijnej metropolii, której władze stopniowo urządzają im państwo. Według części zajmujących się tą tematyką badaczy modelowo mamy powtórkę ze strategii, którą Prusy zrealizowały w stosunku do państw niemieckich podczas przeprowadzania tzw. zjednoczenia Niemiec.
Ziętek-Wielomska: Niemiecki sen o imperium
W książce "Niemiecki sen o imperium" Magdalena Ziętek-Wielomska (2022) wykłada historię nieprzerwanych dążeń niemieckich elit do zbudowania europejskiego imperium pod ich przywództwem. Od "zjednoczenia Niemiec" w 1871 roku, przez próby siłowe za II i III Rzeszy, powojenną pokojową integrację europejską, aż po domykane obecnie rządy Komisji Europejskiej nad wyzutymi z kompetencji i suwerenności państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Cel pozostaje niezmienny, zmienia się jedynie strategia. Dziś narzędziem do realizacji tego celu jest kierowana w dużej mierze przez niemieckie elity Unia Europejska. Elementem całego przedsięwzięcia jest docelowe całkowite podporządkowanie sobie zasobów polskich, co wciąż nie zostało w Polsce należycie dostrzeżone. M.in. dlatego, że niemieckie elity umiejętnie przedstawiają interes Niemiec jako interes Europy, czyli także nasz, a my w te opowieści wierzymy. Tamtejsza propaganda odtwarzana jak z magnetofonu przez polskojęzyczne niemieckie media w Polsce codziennie bombarduje nas komunikatami o konieczności pogłębienia tzw. integracji europejskiej. Poddawani procesowi wynaradawiania Polacy mają uwierzyć, że ojczyznami Europejczyków nie są ich państwa narodowe, tylko Unia Europejska i to wobec Unii powinni lokować swoje przywiązanie i zaangażowanie.
Książka Ziętek-Wielomskiej nie jest historią o "złych Niemcach". Traktuje natomiast o żelaznej konsekwencji, olbrzymim talencie organizacyjnym i doskonale zorganizowanym systemie, który umiejętnie wykorzystuje swoją przewagę nad innymi do przejmowania ich zasobów i używaniu do swoich celów. Jednak ta obsesja dążenia do budowy i kierowania europejskim imperium – jak pokazała historia celu ostatecznie niemożliwego do osiągnięcia, może rodzić niebezpieczeństwo kolejnego wielkiego nieszczęścia w Europie.
Administracją, orężem i propagandą
Zjednoczenie Niemiec poprzez utworzenie Cesarstwa Niemieckiego (II Rzesza) było procesem odgórnym, stopniowo wymuszanym, a ostatecznie rozstrzygniętym w serii wojen – z Danią (1864), prusko-austriacką (1866) i z Francją (1871). Prusy dokonały połączenia zasobów Niemiec w jeden system sterowania społecznego, używając narzędzi gospodarczych, administracyjnych i siłowych do łamania oporu poszczególnych państw niemieckich i przymusowo ujednolicając ich systemy prawne. Szczególnie istotne były dążenia do ustanowienia wspólnego obszaru celnego zwieńczone utworzeniem w 1834 r. Niemieckiego Związku Celnego stanowiącego, jak się okazało, swoisty pierwowzór dla współczesnej "integracji europejskiej" po II wojnie światowej.
Całemu procesowi towarzyszyła propaganda forsująca mit pruskiego powołania do zjednoczenia, bo Rzesza państw niemieckich była rzekomo słaba i niezdolna do rozwoju i właściwego funkcjonowania. Ostatecznie tamtejsze społeczeństwo zaakceptowało pruską dominację, ponieważ po zjednoczeniu II Rzesza początkowo dobrze radziła sobie gospodarczo. Jednocześnie uwierzono w niezwyciężoność jej wojsk, a proces budowy wspólnej armii został domknięty. Wizje pruskich elit o światowej mocarstwowości zaczęły rezonować w populacji. Przy czym mowa tu o ludziach, którzy władali jednym językiem i mieli wspólny kod kulturowy. Bawarczyk i Saksończyk mają do siebie nieporównanie bliżej niż np. Polak, Hiszpan i Duńczyk, nad którymi w "zjednoczonej Europie" władzę sprawować ma administrujący z Brukseli niewybrany w demokratycznych wyborach urzędnik.
Wobec tego państwo niemieckie mogło powstać, rozwinąć się i utrzymać, ale już wizja państwa unijnego jest utopią. Dlatego demokratyczna droga "integracji europejskiej" od początku nie była nawet rozpatrywana i tym bardziej nie jest brana pod uwagę dzisiaj, kiedy opór społeczny jest już ewidentny. Zwolennicy tego przedsięwzięcia są świadomi, że mieszkańcy Europy w ogóle nie myślą o Unii Europejskiej w kategoriach wspólnego organizmu państwowego. Stąd "integracja europejska" jest prowadzona niemal całkowicie odgórnie, a na rosnące opory wobec sztucznego przerabiania Europejczyków na unijczyków kręcone są baty finansowe i dyscyplinarne.
Stara strategia
Ziętek-Wielomska zwraca jednocześnie uwagę, że „kwestia znaczenia propagandy pruskiej, a potem niemieckiej, jest bardzo mało znana, a przez to nie docenia się jej znaczenia”. Przywołajmy jeden przykład. Autorka przypomina, jak Fryderyk II (król Prus w latach 1740–1786) umiejętnie rozgrywał przeciwko sobie Polaków i Rosjan. Z jednej strony lansował się na przyjaciela Polaków wobec ruskiej dziczy i prowokował do niemających żadnych szans powodzenia antyrosyjskich powstań. Z drugiej strony, szczuł na uciążliwych Polaków w Petersburgu, oferując współpracę w rozwiązaniu problemu. Ta ponadczasowa strategia współcześnie stara się bazować na niezrozumiałej potrzebie polskich elit bycia w oczach Zachodu prymusami.
Przy wszystkich różnicach jest tu analogia do sytuacji obecnej. Otóż w przekazach płynących od ponad trzech lat z Niemiec, Rosja lada moment zaatakuje NATO. Poszczególni eksperci i ważni ludzie wywiadu znają nawet rok rozpoczęcia wojny, przy czym, choć rok ten nieustannie się zmienia, część mediów prezentuje te wykluczające się "informacje" jako pewne. W tym kontekście prof. Witold Modzelewski bez ironii zwrócił uwagę, że największym sukcesem Polski jest to, że od 2022 roku jednak dała się wciągnąć do wojny o Ukrainę i przypomniał, że wojna zawsze jest porażką zwykłych ludzi, którzy "płacą rachunki" zarówno zwycięzców, jak i pokonanych.
Unia Europejska – model pruski
Książka Ziętek-Wielomskiej pokazuje, jak wyraźnie dzisiejsza Unia Europejska niestety kopiuje pruski model państwa. Zasadniczo model ten obowiązuje w Niemczech do dziś. Jego rozwiązania są przenoszone na regulacje unijne i stopniowo wdrażane w państwach członkowskich UE, tak jak Prusy stopniowo narzucały go opanowywanym przez siebie państwom niemieckim. Na tym modelu oparta została II Rzesza, a po II wojnie światowej, niemieccy prawnicy, w tym Walter Hallstein przeszczepiali go do porządku prawnego Wspólnot Europejskich. Model pruski opierał się na daleko idącej ingerencji władzy w gospodarkę i życie społeczne. Odrzucał samorządność i anglosaski ekonomiczny liberalizm na rzecz rozbudowanej biurokracji i socjalizmu, o czym wspomnimy dalej.
Brakuje im jednomyślności i wspólnej europejskiej armii
Publicystka wykazuje, że instytucjonalnych podobieństw między II Rzeszą a Unią Europejską jest bardzo dużo i są one ewidentne. Wskażmy w tym momencie niektóre z nich. Oba przypadki łączy teoretyczna suwerenność państw członkowskich połączonych umową międzynarodową w ramach szerszej struktury. W praktyce suwerenność państw Rzeszy była pozorna przede wszystkim dlatego, że "wspólną" armią i polityką zagraniczną i kierowało centrum. Unia nie przejęła jeszcze tych atrybutów swoich członków. Ponadto, II Rzesza, podobnie jak dziś Komisja Europejska, nie sprawowała władzy na terytoriach państw związkowych bezpośrednio, lecz przez ich formalnie samodzielne organy. Podobnie zarządza się dziś z Brukseli. Przykładowo polski parlament w znacznym zakresie jedynie imituje dziś funkcję prawodawczą, bo od wielu lat nowe stanowione w Polsce prawo w większości pochodzi z Unii Europejskiej.
Co szczególnie istotne, w Radzie UE na razie jeszcze w tzw. najważniejszych sprawach państwa członkowskie mają prawo weta. Niemieccy politycy od lat głoszą potrzebę zniesienia tej jednogłośności i podejmowania decyzji większością głosów. W kwestiach "mniej ważnych" zasada ta już obowiązuje. Jednocześnie podkreśla się, że Unia jest gwarantem pokoju w Europie, podczas gdy jest to bardziej zasługa NATO. Jako "największe zagrożenie" piętnuje się natomiast "nacjonalizmy", "populizmy" i "egoizm państw narodowych", czyli mówiąc w skrócie: próby prowadzenia polityki interesów narodowych przez państwa nieco mniej ważne, do których unijny establishment zalicza Polskę. Nieposłuszeństwo wobec Komisji Europejskiej jest dziś karane finansowo, jednak dopiero utworzenie wspólnej armii umożliwiłoby pełne obezwładnienie rządów niegodzących się na dalszą "integrację europejską" w formule budowy jednego organizmu państwowego.
Imperium europejskie zamiast państw narodowych
Zdaniem Ziętek-Wielomskiej w niemieckich elitach wciąż bardzo żywa jest tradycja pruskiego podboju. Bardzo mocno podkreśla ona – ponieważ w Polsce nie jest to dostatecznie rozumiane – że podobnie jak ich przodkowie, współczesne niemieckie elity nie myślą w kategoriach państw narodowych, tylko w kategoriach imperialnych. Wielkie centralnie zarządzane organizmy ekonomiczne, łącznie zasobów, wspólne wojsko, żelazna dyscyplina i nadzór. Mentalnie tkwią oni w świecie z końca XIX w., kiedy powstała tamtejsza geopolityka przewidująca podział świata na kilka wielkich bloków imperialnych, w tym niemieckiego. Finalnie celem było wprzęgnięcie w niemiecki obieg gospodarczy zasobów innych państw europejskich, tak by Niemcy mogły stać się światowym mocarstwem. Zamiast konkurencji gospodarczej suwerennych krajów, odgórne uporządkowanie funkcjonowania kontynentu dla dobra ogółu.
Niemiecka mocarstwowość miała opierać się na kilku filarach: kolonizacji Europy Środkowo-Wschodniej, politycznym podporządkowaniu sobie Europy Zachodniej oraz koloniach zamorskich. W tej konwencji niemieckie elity postawiły Niemcom zadanie "ratowania" Europy przed Rosją, Anglią i USA, tak jak Prusy uratowały "niemieckość" przed zakusami obcych. "Stanowiło to dokładną kalkę pruskiej propagandy [...] Tak jak wcześniej zapewniły Niemcom ich państwo, tak teraz Niemcy miały zapewnić Europie status imperialny. I tak jak Prusom w tym wszystkim nie chodziło o naród niemiecki, tak teraz Niemcom nie chodziło o Europę, tylko o ich własny interes. Celem było po prostu przejęcie kontroli nad kolejnymi zasobami, którymi niemiecki geniusz organizacyjny nie mógł jeszcze zarządzać, a czuł się do tego powołany" – pisze autorka.
Europa Środkowo-Wschodnia – gospodarki uzupełniające
Niemieckie elity wyprowadzały swoje rzekome prawa do przywództwa z geografii i statusu silniejszego. Twórca niemieckiej geopolityki Friedrich Ratzel sformułował teorię wielkiej przestrzeni – przekonywał, że jest zupełnie naturalnym dążenie państw mocniejszych i liczniejszych do przejmowania terytorium słabszych. Wpływowy geopolityk Karl Haushofer ubolewał, że Traktat Wersalski przywracając na mapę Europy Polskę "okaleczył" organizm niemiecki. Haushofer stworzył ideę bloków kontynentalnych, która zakładała m.in. likwidację państw narodowych w Europie Środkowo-Wschodniej i powierzenie władzy Niemcom.
Koncepcji politycznych przerobienia Europy na jedną przestrzeń zdominowaną przez Niemcy było zresztą znacznie więcej. To m.in. pomysły Stanów Zjednoczonych Europy, Mitteleuropa Friedricha Naumanna (1915), Paneuropa Richarda Coudenhove-Kalergiego (1923), Grossraum Carla Schmidta, czy Lebensraum narodowych socjalistów.
W projekcie Milleleuropy – który w szczególności powinien być znany Polakom i prawdopodobnie właśnie dlatego nie jest – państwa narodowe miały istnieć, ale z zakazem prowadzenia własnej polityki wojskowej i gospodarczej. To leżałoby w kompetencjach niezależnego od tych państw związku gospodarczo-wojskowego pod wodzą Niemiec. Naumann – trwała wówczas I wojna światowa – zakładał wygraną, licząc zarazem, że państwa środkowoeuropejskie same dostrzegą korzyści płynące z uczestnictwa w takim mocarstwowym projekcie, zamiast kierować się narodowym egoizmem.
Nie tylko geopolitycy, ale także ekonomiści dostarczali pozorów uzasadnienia dla tworzenia w Europie wielkiego wspólnego obszaru gospodarczego i przekonywali, że epoka „małych państw” dobiega końca. Już w 1891 roku Gustaw von Schmoller wzywał do utworzenia nowego ciała typu międzynarodowego bazującego m.in. na wspólnej polityce celnej. Niemieckie elity szukały sposobu, jak zapewnić swojemu silnie skartelizowanemu przemysłowi ogólnoeuropejską przestrzeń i wymyśliły formułę kolonizacji argumentowanej ideą specjalizacji. Krótko mówiąc, chodziło o to, żeby podzielić role w ramach rynku wewnętrznego Europy. Środek i Wschód miały być krajami wyłącznie rolniczymi, eksportującymi do Niemiec żywność i tanią siłę roboczą, a Niemcy dostarczałyby im produkty swojego przemysłu. Przez całe pierwsze półwiecze XX w. Niemcy usiłowały zrealizować przedsięwzięcie przejęcia przywództwa nad Europą po dobroci albo siłą.
Sedno integracji europejskiej – ograniczenie potencjału do samodzielności państw
Próby siłowego skolonizowania Europy Środkowo-Wschodniej i podporządkowania Europy Zachodniej przez Niemców ostatecznie załamały się w 1945 roku. Jednak pod koniec II wojny światowej niemieckie elity przygotowały plan ułożenia się z Amerykanami w opozycji wobec Sowietów, co jak wiemy, udało się osiągnąć. Niemieckie elity doskonale wpisały się w interesy USA w Europie, polegające m.in. na powstrzymywaniu ekspansji komunizmu. Nowy rząd w Berlinie odrzucił socjalistyczne wzorce II i III Rzeszy i pod skrzydłami USA zaczął odbudowywać gospodarkę w formule kapitalistycznej, licząc na to, że w przyszłości uda się odzyskać zajęte przez Rosjan terytoria wschodnie, czyli Niemiecką Republikę Demokratyczną (w kręgach rewizjonistycznych nazywaną – przypomnijmy – Niemcami Środkowymi), a docelowo także Niemcy Wschodnie, czyli tereny przyznane w Poczdamie Polsce i Czechosłowacji).
Jednocześnie już kilka lat po wojnie przystąpiono do jednoczenia Europy Zachodniej. Tu interesy niemieckich elit zbiegły się z interesami sił antynarodowych i wrogich decentralizacji, które autorka określa zbiorczo "sojuszem ekstremów" (m.in. wieki kapitał, najwięksi bankierzy, arystokracja, komuniści, socjaliści, wolnomularstwo). Co szczególnie istotne, od samego początku integracji europejskiej RFN była jedynym krajem, w którym postulat zjednoczenia Europy został zatwierdzony jako główne założenie polityki zagranicznej. Przedsięwzięcia integrujące gospodarczo Europę, początkowo z poszanowaniem suwerenności państw (EWWiS, EWG) rozpoczęły się już kilka lat po wojnie. Niemcy zostały też dopuszczone do sojuszu militarnego, czyli do NATO (1955), a w 1970 r. rozpoczęły współpracę gazową ze Związkiem Radzieckim. Plan polegający na rozwinięciu silnej gospodarki w oparciu o handel międzynarodowy oraz integrację europejską, a zarazem wzmacnianie pozycji politycznej Niemiec przez wspieranie USA w walce z komunizmem, powiódł się. Po upadku ZSRR i odzyskaniu NRD (1990), milowymi krokami w kierunku przywództwa nad Europą były traktat z Maastricht (1992) ustanawiający Unię Europejską i traktat z Lizbony (2007) wprowadzający pod inną nazwą lekko złagodzoną "konstytucję europejską".
Ziętek-Wielomska pisze: "po dwóch przegranych wojnach Niemcy zostali zmuszeni do tego, by rzeczywiście pójść drogą pruską, czyli unii celnej, a nie odwrotnie. [...] poziom integracji Związku Celnego nie był tak silny, jak w przypadku Unii Europejskiej. W przypadku integracji europejskiej mamy do czynienia z dużo większym natężeniem mechanizmów ograniczających suwerenność, niż to miało miejsce w ramach tamtej pruskiej instytucji. Jak popatrzymy na drogę, którą Europa przeszła przez ostatnie dekady, widzimy, jak poprzez włączanie zasobów poszczególnych państw w większą strukturę konsekwentnie była ograniczana ich zdolność do samodzielnej egzystencji, tak by nigdy nie były już nawet władne do odtworzenia takiej zdolności". "Łączenie zasobów" miało sprawić, że poszczególne państwa zostaną ekonomicznie, finansowo, społecznie czy kadrowo uzależnione od rozbudowywanego ich kosztem centrum.
Zintegrowana Unia socjalistyczna
Głównym narzędziem obniżania samodzielności słabszych państw europejskich jest ułatwianie dostępu do ich rynków dla firm z bogatszych krajów w sytuacji, kiedy nie jest to dla nich korzystne. W teorii oparto się na wolnym rynku, jednak w praktyce w powojennej Europie stosunkowo szybko do głosu doszedł socjalizm. Z czasem faktycznie doprowadzono do postulowanego przez niemieckich przedwojennych strategów "podziału pracy", w którym państwa mniej ważne zostały pozbawione własnych mocy produkcyjnych na rzecz państw ważniejszych.
Kolejnym celem "integracji europejskiej" było uzależnienie osłabionych państw mniej ważnych od dotacji z Unii Europejskiej. Na obecnym etapie mamy już gigantyczną, bizantyjską machinerię zarzucającą rządy już nie tylko coraz bardziej skomplikowanymi, często szkodliwymi regulacjami, ale narzucającą całe daleko idące programy: wspólnej waluty, wspólnych podatków, wspólnych długów, wspólnej polityki "klimatycznej", wspólnych ceł, czy masowej migracji z Afryki i Azji. Jest to zarządzanie w modelu pruskim, w którym niemieckie elity tworzą reguły gry z uprzywilejowaną dla siebie pozycją i wprowadzają je za pośrednictwem Komisji Europejskiej. Na przykład Unia kazała Polsce zlikwidować górnictwo, co nasze rządy stopniowo czynią, i teraz mamy kupować z Niemiec wiatraki. Zmusza nas też do otworzenia się na niezdrową, chemiczną produkcję rolną z Ameryki Południowej, która w zamian będzie skupować wytwory niemieckiego przemysłu. Takich przedsięwzięć namnożyło się już bez liku.
Nieustannemu wymuszaniu "wspólnych celów" towarzyszy potężnie opłacana antynarodowa indoktrynacja i konsekwentne zastępowanie elit myślących państwowo i narodowo ludźmi mentalnie bądź finansowo podporządkowanymi brukselskiej centrali. Od dawna wiadomo, że UE nie jest w stanie w taki sposób funkcjonować i albo musi wybrać jedną z dwóch dróg: albo się rozpaść, albo pójść krok dalej i podjąć próbę ostatecznego wymuszenia federacji.
Wojna o Ukrainę a żądanie pogłębienia "jednoczenia" Europy
Od samego początku inwazji rosyjskiej na Ukrainę w lutym 2022 roku, politycy w Niemczech mocno podnieśli narrację o punkcie zwrotnym w historii ludzkości (Zeitenwende). Ówczesny kanclerz Scholz zażądał odebrania rządom państw członkowskich prawa weta w polityce międzynarodowej, apelując, by Bruksela nie pozwalała więcej na "samolubne blokady decyzji europejskich przez poszczególne państwa członkowskie". Wprost oznajmił, że "odpowiedzialność za Europę" i obronę "wartości europejskich" przejmą dla dobra Europejczyków Niemcy. Wezwał też do zbudowania wspólnego europejskiego systemu obronnego.
Kanclerzowi wtórował ówczesny lider SPD Lars Klingbeil także całkowicie otwarcie wzywający do objęcia przez Niemcy przewodniej roli na kontynencie. Pisał m.in. "[...] Unia Europejska musi być w stanie działać szybko. Dlatego musimy znieść zasadę jednomyślności, na przykład w polityce zagranicznej lub w polityce finansowej i fiskalnej".
Takich wypowiedzi, artykułów, postulatów było i jest oczywiście znacznie więcej i nie zaczęły się po wybuchu wojny o Ukrainę. Niemiecka polityk, obecna przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen już jako kandydatka na to stanowisko zapowiadała dążenie do zniesienia zasady jednomyślności w UE, w tym w dziedzinie polityki zagranicznej i budowy Unii Obrony Europejskiej. Z kolei w przemówieniu wygłoszonym w listopadzie 2019 roku von der Leyen mówiła już o "geopolitycznej" Komisji Europejskiej i zarysowała szaleńczą wizję tzw. neutralności klimatycznej Europy do 2050 roku.
Ziętek-Wielomska konstatuje: "Nie ma żadnych wątpliwości, że przez najbliższe miesiące i lata niemieckie wysiłki w całości zostaną skoncentrowane na pogłębianiu integracji europejskiej przede wszystkim na polu obronnym, jak również na dążeniu do zniesienia zasady jednogłośności [...] Będziemy więc bombardowani propagandą o cywilizacyjnym zagrożeniu płynącym ze Wschodu, o barbarzyńcach, a wręcz Hunach stojących tuż przy naszych granicach".
Jedną z konkluzji książki "Niemiecki sen o imperium", do której lektury warto zachęcać, jest stwierdzenie, że porzucenie przez Niemcy destrukcyjnego modelu pruskiego i poparcie koncepcji Europy suwerennych państw narodowych długofalowo byłoby z korzyścią także dla społeczeństwa niemieckiego.
Czytaj też:
Neokolonizacja polskiej gospodarki i dominacja unijnej oligarchii
