Ludwik zebrał armię znacznie mniejszą, bo tylko 25-tysięczną. Liczbę dział szacuje się na 80, ale niektórzy doliczyli się zaledwie 20. Armia ta oparta była na pospolitym ruszeniu węgierskich rycerzy – dzielnych, zakutych w stal podobnie jak rumaki, których dosiadali, ale z obawą ruszających na bitwę pod wodzą niedoświadczonego króla. Wbrew radom części swego otoczenia i wezwaniom cieszącego się sporym autorytetem wojewody Jana Zápolyi, aby poczekał na przybycie jego wojsk z Siedmiogrodu, Jagiellończyk parł do bitwy, nie oglądając się na nic, podobnie jak ponad 80 lat wcześniej jego stryjeczny dziad pod Warną. A wesprzeć go mógł jedynie Jan Zápolya, bo zarówno Habsburgowie, jak i Zygmunt Stary, którego wiązał pokój zawarty z Sulejmanem, odmówili wyruszenia z pomocą. Pod sztandary Ludwika przybyło natomiast pod wodzą Lenarta Gnoińskiego ponad półtora tysiąca polskich rycerzy – ochotników.
W końcu sierpnia oba wojska, idąc wzdłuż Dunaju, natknęły się na siebie opodal miasteczka Mohacz, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Budy, na błotnistej, poprzecinanej rzeczkami i strumieniami równinie. Turcy rozłożyli warowny obóz na wzniesieniu, a większość wojsk ukryli za nim. Ludwik zrezygnował nawet z zatoczenia taboru, co dawało szansę obrony przed znacznie liczniejszym wrogiem oraz doczekania się odsieczy z Siedmiogrodu. 29 sierpnia postanowił przyjąć otwartą bitwę, przychylając się do rady abp. Kalocsa – Pála Tomori. On też wiódł jedną z dwóch kolumn węgierskich; drugą poprowadził do ataku sam król.
Sulejman, gdy usłyszał dźwięk trąb nieprzyjaciela i ujrzał zmierzające w jego stronę szczupłe hufce, ucieszył się zapewne z takiego obrotu spraw i też wysłał na równinę swe wojska. Podobno gdy Ludwik je ujrzał, zemdlał z przerażenia, ale może to tylko przejaw czarnej legendy, jaka owiała jego nieszczęsne 10-letnie panowanie. Faktem jest, że Węgrzy, i ci nieliczni Polacy, którzy stanęli u ich boku, natarli ze straceńczą odwagą i zaciekłością na Turków, dążąc wprost ku świcie sułtana. Podobno nawet dotarli do niego. Wedle przekazów tureckich Sulejman własnoręcznie zabił trzech rycerzy, a w jego pancerzu utkwiło siedem węgierskich kul.
Garstkę chrześcijan rychło jednak przykryło muzułmańskie morze. Gdy reszta armii Ludwika ujrzała, jak wielką przewagę uzyskali najeźdźcy, rzuciła się do ucieczki. Im większa panika ogarnia w takich przypadkach ludzi pragnących ujść śmierci, tym większej ich zagłady staje się przyczyną. Tym razem rzeź była wstrząsająca. Opancerzeni ludzie i konie topili się w rzece lub grzęźli w naddunajskich mokradłach, gdzie zarzynali ich wrogowie. W ciągu półtorej godziny zginęło 20 tys. chrześcijan, w tym król Ludwik i abp Tomori.
Sulejman wkroczył wtedy do Budy, ale jeszcze 15 lat trwały na Węgrzech walki. Stronnicy Jana Zápolyi nie chcieli pogodzić się z Habsburgami na tronie, a Turcy wypuścić z rąk sutej zdobyczy. W efekcie zajęli oni środkowe Węgry włącznie ze stolicą. Siedmiogród, na którego tronie osiadł Jan Zápolya, stał się lennem tureckim. Zachodnia część Węgier, wraz z Chorwacją i ze Słowenią, dostała się w ręce Habsburgów jako królów węgierskich. I tak to, ogólnie biorąc, trwało aż do odsieczy wiedeńskiej w 1683 r.
Śmierć za wiarę
Ludwik był więc już drugim królem krwi jagiellońskiej, który poległ w młodości. Łączą go z Władysławem Warneńczykiem nie tylko pokrewieństwo i wiek 20 lat, w którym stracili życie. Obaj walczyli z Turkami za sprawę węgierską, a – szerzej – w interesie tej części Europy, którą stopniowo, ale z powodzeniem opanowywały możne rody niemieckie. Obaj dali się przez nie wmanipulować w sytuację, jakiej wytrawny polityk usiłuje zawsze uniknąć, czyli wyciągania cudzych kasztanów własnymi rękami z ognia.
O ile jednak Warneńczykowi jesteśmy gotowi współczuć, a nawet podziwiać jego rycerską odwagę, o tyle Ludwik takich uczuć już raczej nie budzi. Po ojcu Władysławie odziedziczył trony czeski i węgierski, a także brak identyfikacji z interesami polskiej ojczyzny. Był już niemal całkowicie zniemczony przez Habsburgów (adoptowany przez cesarza Maksymiliana) i Hohenzollernów (prawny opiekun w okresie małoletności: cioteczny brat Jerzy Hohenzollern-Ansbach). Język polski znał tylko biernie. Tatusia czescy poddani nazywali „dobrym” w dość lekceważącym znaczeniu, jako władcę niepotrafiącego stawiać na swoim. Syn, któremu jako dziecku nie brakło inteligencji, wybrał potem życie pełne zabaw i zainteresowań ograniczających go umysłowo oraz odciągających od spraw państwowych.
Czytaj też:
Polscy sojusznicy Krzyżaków
Toteż nie sprzeciwiał się habsburskiej rodzince, kiedy wysyłała go na pewną śmierć pod Mohacz. I żeby chociaż zginął tak heroicznie jak stryjeczny dziadek – do końca wyrąbując sobie mieczem drogę wśród wrogich zastępów, by dosięgnąć znienawidzonego sułtana... On uciekał w panice wraz z innymi rycerzami przerażonymi śmiertelną skutecznością janczarów i spahisów. Niekiedy pisze się, że utonął w rzece. Prawdopodobnie runął na dno mulistego strumienia i wyzionął ducha pod ciężarem własnego rumaka, dusząc się błotem.
Może jednak bardziej zbliżona jest do prawdy inna wersja śmierci Jagiellończyka. Otóż jakiś czas po bitwie odkryto i wydobyto zwłoki króla. Były one nagie, a w czaszce za uchem zionął otwór – ślad po śmiertelnym uderzeniu. Czy więc Ludwika zamordowano? A jeśli tak, to kto tego dokonał? Jego wrogowie wśród poddanych (podejrzenie padło na Jerzego Zápolyę, brata Jana), czy może Habsburgowie, niemogący się doczekać przejęcia Węgier i Czech na mocy wiedeńskiego układu z 1515 r.? Jeśli tak, to austriacka dynastia byłaby winna nie tyko sprowokowania go do straceńczej wyprawy i bitwy, lecz także zamordowania jagiellońskiego dynasty w najbardziej sposobnym momencie.
Należał do trzeciego pokolenia Jagiellonów, które chrzczono przy narodzinach. Tak jak wszyscy neofici traktowali oni sprawy wiary poważnie i z ogromnym oddaniem, czym różnili się od wyrachowanych Habsburgów, mających chrześcijańską tradycję sięgającą tysiąca lat. Za wiarę zginął stryjeczny dziad Ludwika, a z pięciu jego stryjów jeden został kardynałem, a drugi nawet świętym. Prozelityzm nie pomógł jednak, ale wyraźnie przeszkodził sympatycznym na ogół potomkom litewskiego księcia Olgierda w stworzeniu dynastii, która opanowałaby trony i rozległe obszary państw od Bałtyku do Morza Czarnego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.