Potwory na gąsienicach. Te maszyny miały wyrąbać drogę do twierdzy Hitlera

Potwory na gąsienicach. Te maszyny miały wyrąbać drogę do twierdzy Hitlera

Dodano: 
Czołg Sherman Crab Mk II w akcji
Czołg Sherman Crab Mk II w akcji Źródło: Wikimedia Commons
6 czerwca 1944 r. na normandzkich plażach wylądowały tysiące alianckich żołnierzy. Towarzyszyły im kraby, krokodyle i czołgi z podwójnym napędem.

Michał Mackiewicz,
pracownik naukowy Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Podczas przygotowań do operacji „Overlord” wnikliwie analizowano dotychczasowe desanty, a zwłaszcza krwawą bitwę o Dieppe (1942), w której wspierające lądującą piechotę klasyczne czołgi okazały się zupełnie nieefektywne. Obecność wozów bojowych była jak najbardziej pożądana, bo poza zapewnieniem bezpośredniego wsparcia, a więc pokonywania umocnień i niszczenia ufortyfikowanych punktów ogniowych wroga, miały one także niebagatelne znaczenie psychologiczne – zarówno dla atakujących, jak i broniących się. Należało zaprojektować je tak, aby sprostały trudom desantu i mogły jak najszybciej przystąpić do torowania drogi piechocie.

Należały do nich pływające czołgi ‒ nie amfibie, ale standardowe wozy, które przystosowano do pokonywania wodnych przeszkód. Inicjatorem projektu takiego wozu był mieszkający w Wielkiej Brytanii Węgier Nicholas Straussler. Zastosował on wodoszczelną osłonę wykonaną z grubego, gumowanego brezentu, którą mocowano do kadłuba tuż nad układem jezdnym. Osłona była składana i usztywniana gumowymi tubami wypełnianymi sprzężonym powietrzem i zakończona u góry profilowaną stalową obręczą. Z tyłu kadłuba tuż pod osłoną znajdowała się pojedyncza śruba napędowa o trzech łopatach. Pierwszym czołgiem, z którym prowadzono próby, był lekki Tetrarch, ale szybko zastąpiono go czołgiem piechoty Valentine. Ten był zdecydowanie cięższy, dlatego znacznemu wzmocnieniu oraz podwyższeniu uległa osłona; zastosowano grubszą tkaninę w dolnej części oraz składane żerdzie po bokach zapewniające odpowiednią sztywność konstrukcji.

Czołgi Valentine DD (DD – Duplex Drive, czyli podwójny napęd) wyprodukowano w liczbie kilkuset egzemplarzy i intensywnie wykorzystywano w czasie szkoleń. Odbywały się one na jeziorze Fritton we wschodniej Anglii. Na spokojnych wodach jeziora pływające czołgi spisywały się całkiem dobrze, chociaż tragicznych wypadków nie udało się uniknąć. Załogi pojazdów wyposażono w ratunkową aparaturę tlenową Davisa, którą stosowano na okrętach podwodnych (DSEA – Davis Submarine Escape Apparatus), potem nieco ją zmodyfikowano (ATEA – Amphibious Tank Escape Apparatus).

W 1943 r. programem DD objęto czołgi Sherman uzbrojone w armatę 75 mm, które były podstawowymi wozami bojowymi w alianckich dywizjach pancernych. Ponownie trzeba było wzmocnić konstrukcję osłony, która poza podwyższeniem i pogrubieniem podtrzymywana była systemem stalowych składanych żerdzi mocowanych do kadłuba i wieży. Zwiększono liczbę gumowych poduch (w kształcie tub). Zastosowano podwójne śruby napędowe. W wodzie pojazdem sterować mógł zarówno kierowca, jak i dowódca czołgu, dla którego zbudowano na wieży specjalne stanowisko. Czołgi DD osiągały w wodzie prędkość 8 km/godz. Przewożono je na barkach desantowych LCT (Landing Craft Tank), z których pojazdy bezpośrednio zjeżdżały do wody. Shermany DD znalazły się 6 czerwca 1944 r. w pasie lądowania Amerykanów, Brytyjczyków i Kanadyjczyków. Niespokojne morze i ostrzał artyleryjski spowodowały kolosalne straty na plaży Omaha, znacznie lepiej przebiegła akcja w pasie natarcia Brytyjczyków i Kanadyjczyków, gdzie większość pojazdów, które zjechały do wody, dotarła do brzegu, wydatnie wspierając atakującą piechotę.

Poza pływającymi czołgami niezwykle użytecznymi pojazdami okazały się czołgi trały (Sherman Crab) do unieszkodliwiania pól minowych, pojazdy wyposażone w sprzęt przeprawowy i słynne Churchill Crocodile – pojazdy uzbrojone w miotacz płomieni. Od 1943 r. ten specjalistyczny sprzęt grupowano w 79. Dywizji Pancernej dowodzonej przez Percy’ego Hobarta. Dywizja ta osiągnęła z czasem bardzo wysoki stan, jeśli chodzi zarówno o ludzi, jak i sprzęt, znacznie wyższy niż standardowa jednostka pancerna. Nigdy jednak nie działała całością sił, a jej poszczególne oddziały przydzielane były, w zależności od potrzeby, na różne odcinki frontu. Pancerne dziwolągi nazywano pogardliwie „Cudakami Hobarta”. Wojna dowiodła jednakże ich dużej przydatności.

Artykuł został opublikowany w 6/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.