Według obiegowej opinii wojenna przemoc seksualna była domeną Armii Czerwonej, gwałcącej masowo niemieckie i polskie kobiety w trakcie „wyzwolenia” w latach 1944–1945. A także wojsk japońskich, które na okupowanym Dalekim Wschodzie zorganizowały sieć domów publicznych, w których umieszczono koreańskie i chińskie niewolnice. Odkryte w ostatnim czasie dokumenty świadczą jednak o tym, że podczas II wojny światowej gwałcili także Niemcy. I to na skalę masową.
Do niedawna temat seksualnego wykorzystywania polskich kobiet i dziewcząt przez brunatnego okupanta był tematem tabu. Pora jednak, aby wreszcie zdjąć z niego zasłonę milczenia. Seksualne niewolnictwo na terenach podbitej Polski zostało bowiem zorganizowane z iście niemiecką skrupulatnością i dokładnością. Gwałcili wszyscy – zarówno żołnierze Wehrmachtu, jak i esesmani.
Do pierwszych aktów przemocy seksualnej doszło już w czasie wojny polsko-niemieckiej we wrześniu 1939 r. Na przykład 27 września trzej niemieccy szeregowcy dopuścili się w Busku-Zdroju gwałtu na matce i córce z żydowskiej rodziny Kaufmanów. Ponieważ Niemcy jesienią 1939 r. usiłowali wmówić światu, że prowadzą wojnę w sposób cywilizowany, sprawców tego gwałtu osądzono. Jednak nie za skrzywdzenie obu kobiet, ale za… złamanie ustaw norymberskich zakazujących Aryjczykom kontaktów seksualnych z Żydówkami. Już tydzień później gwałciciele z Buska-Zdroju, podobnie jak inni zbrodniarze z 1939 r., zostali zresztą objęci przez Hitlera amnestią.
Jeszcze przed rozpoczęciem wojny, 22 sierpnia 1939 r., niemiecki przywódca jasno wyłożył swoim generałom to, jak mają prowadzić wojnę z Polską. – Nie miejcie litości. Bądźcie brutalni. Słuszność jest po stronie silniejszego. Działajcie z największym okrucieństwem – mówił podczas narady w Berchtesgaden. Obecni skwapliwie zastosowali się do jego poleceń.
W efekcie gwałty na polskich kobietach podczas kampanii wrześniowej nie były czymś wyjątkowym, lecz okrutną codziennością. Wywoływało to zgorszenie nawet wśród części niemieckich oficerów. Na przykład gen. Johannes von Blaskowitz od października 1939 r. do lutego 1940 r. składał memoriały na ręce głównodowodzącego Walthera von Brauchitscha, w których protestował przeciwko „masowym gwałtom, rabunkom i mordom” dokonywanym przez rzekomo rycerskich żołnierzy Wehrmachtu.
Kiedy treść memoriałów dotarła do Hitlera, ten wpadł we wściekłość. 30 października przyznał bowiem von Blaskowitzowi Krzyż Rycerski Żelaznego Krzyża i powierzył mu dowództwo wojskowe w okupowanej Polsce. A teraz okazało się, że generał go „zawiódł”. W rezultacie 14 maja 1940 r. von Blaskowitz został odwołany z dowództwa i popadł w niełaskę. Historia ta skończyła się ponuro. Po wojnie von Blaskowitz miał stanąć przed trybunałem norymberskim m.in. jako odpowiedzialny za zbrodnie dokonane podczas kampanii w Polsce. W rezultacie 5 lutego 1948 r. odebrał sobie życie.
Ofiary do burdeli
Memoriały niemieckiego generała nie przyniosły żadnych rezultatów. Sytuacja kobiet w okupowanej Polsce była dramatyczna. Najgorszy los spotkał te Polki, które mieszkały na terenach wcielonych do Rzeszy, a więc na Śląsku, Pomorzu czy w Wielkopolsce. Wyjęte spod prawa stały się obiektem seksualnej agresji ze strony przedstawicieli „rasy panów”. Co więcej, za wymuszone kontakty seksualne i gwałty ponosiły straszliwe konsekwencje. To one, a nie oprawcy, były karane za złamanie ustaw o czystości rasy.
W archiwum IPN odziedziczonym po Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich zachował się odpis zarządzenia Heinricha Himmlera wydanego 21 czerwca 1941 r., a więc w przededniu ataku Niemiec na Związek Sowiecki. „W ciągu roku 1940 – pisał szef SS – miały miejsce niezliczone kontakty seksualne między Niemcami a Polkami, choć moje zarządzenia sprzeciwiające się takim praktykom były znane”. Co ciekawe, od „kontaktów” tych – chodzi oczywiście o gwałty – nie stronili nawet esesmani, a więc podwładni Himmlera.
Co groziło Polkom zmuszonym do seksu z Niemcami, wiemy z innego dokumentu zachowanego w IPN. To instrukcje, które wysłano 30 kwietnia 1941 r. do Sicherheitsdienst (Służby Bezpieczeństwa Rzeszy) w Łodzi. „Polki, które utrzymują stosunki seksualne z Niemcami, będą wysyłane do obozów koncentracyjnych lub burdeli” – czytamy w dokumencie podpisanym przez Hauptsturmführera SS dr. Burcharda. Nie miało przy tym żadnego znaczenia to, czy do kontaktu seksualnego doszło dobrowolnie czy też pod przymusem.
O tym, że Polki padały ofiarami przemocy seksualnej ze strony Niemców, świadczy przechowywane w IPN zeznanie Heleny Z., która w październiku 1940 r. została zatrudniona jako służąca w gospodzie Roberta Dietricha w Altwerder (Grabów nad Prosną w Wielkopolsce).
„W marcu 1941 r., daty nie pamiętam, pani Dietrich nie było w domu – opowiadała Polka. – Po zamknięciu interesu poszłam do kuchni, aby położyć się spać. Chcę zaznaczyć, że kuchnia służyła mi za sypialnię, gdzie miałam łóżko. Klucz do kuchni miał zaś pan Dietrich. Kiedy byłam już w łóżku, przyszedł pan Dietrich na »spóźnioną kolację«. Powiedział, że powinnam mu zdjąć kalosze. Był podpity. Zawsze musiałam zdejmować mu kalosze, więc niczego w dalszym ciągu nie podejrzewałam. Wstałam z łóżka, tak jak się położyłam, a więc w koszuli i w spodniach. Dietrich zapalił światło, usiadł na krześle i wyciągnął nogi. Kiedy się uporałam z kaloszami, Dietrich wyłączył światło, chwycił mnie oboma rękami za piersi i próbował zmusić do stosunku. Opierałam się i płakałam, ale Dietrich był silniejszy i musiałam mu w końcu ulec. Po stosunku dostałam boleści. Także trochę krwawiłam. Przedtem nie miałam żadnych stosunków seksualnych z Dietrichem. Nigdy bym nie odbyła z nim stosunku seksualnego, gdyby nie to, że zostałam do tego zmuszona przez Dietricha”.
Zeznanie to pochodzi ze śledztwa niemieckiego. Polka została bowiem oskarżona o nielegalny seks z Niemcem. Nie wiadomo, jak ostatecznie skończyła się jej sprawa. Można jednak przypuszczać, że zgodnie z zaleceniami dr. Burcharda wylądowała albo w obozie koncentracyjnym, albo w domu publicznym.
Mimo formalnych zakazów kontaktów seksualnych między Niemcami a Słowiankami III Rzesza dopuszczała wyjątki od tej zasady. Niemcy mieli bowiem problem ze znalezieniem odpowiedniej liczby kobiet do obsadzenia wojskowych burdeli. Ponieważ Niemki – przynajmniej w teorii – miały być wzorowymi żonami i matkami, zwerbowanie odpowiedniej liczby pracownic, które miały zaspakajać potrzeby miliony „niemieckich bohaterów” walczących daleko od domu, nastręczało spore problemy.
Władze przymykały więc oczy na zapisy ustaw norymberskich i chętnie sięgały po Polki, z których w majestacie prawa robiono seksualne niewolnice. Na terenie okupowanej Polski rozpoczęło się regularne polowanie na kobiety. Skala była tak duża, że polska dyplomacja w maju 1941 r. alarmowała w tej sprawie rządy państw alianckich. „Niemiecka policja regularnie organizuje w rozmaitych miastach rajdy mające na celu schwytanie jak największej ilości młodych kobiet, które są przymuszane do pracy w burdelach odwiedzanych przez niemieckich oficerów i żołnierzy” – pisano w dokumentach resortu kierowanego przez ministra Augusta Zalewskiego.
Sprośna zakonnica
Najbardziej wstrząsające są opowieści dotyczące niemieckiej kobiety znanej jako „Schwester Pia Wagner”. W rzeczywistości nazywała się Eleonore Baur. Przybrany przez nią pseudonim Pia, czyli „pobożna”, był zaś zwykłym szyderstwem. Choć do zdjęć pozowała w stroju zakonnym i z krzyżem na piersiach, w rzeczywistości była fanatyczną narodową socjalistką. Z Hitlerem była związana od czasu puczu monachijskiego. O jej pozycji świadczy to, że została przez Führera odznaczona Orderem Krwi NSDAP i miała stopień Gruppenführera SA. Był to odpowiednik generała w wojsku.
Baur nie była żadną zakonnicą, tylko burdelmamą największego z niemieckich burdeli na kółkach, tzw. Vergnügungszugen. Określenie to, nawiązujące do polki skomponowanej przez Johanna Straussa, oznacza mniej więcej „pociąg rozkoszy”. Już po wojnie, w 1948 r., na łamach „Przekroju” (nr 185) ukazał się artykuł „Schwester Pia i inne rodzynki”. W tekście tym opisano między innymi, jak siostra Pia przygotowywała uprowadzone Polki do zaspokajania niemieckich zdobywców
„Pieczołowicie troszczyła się o wygody dla przywiezionych dziewczyn – napisano w tekście. – Sama namawiała je do upijania się i zażywania narkotyków. Z chwilą, gdy uznała, że dziewczęta już się odpowiednio oszlifowały, wysyłała je do jednego z pięciu specjalnych pociągów. Pociągi te były dostępne tylko dla oficerów niemieckiej armii i wysokich urzędników partyjnych”.
Dalej – powoływano się na relację świadka – „Pani H. opowiadała, że raz na trasie Warszawa – Katowice zatrzymano pociąg i wsiadł do niego marszałek Rzeszy Herman Göring. Był tak zachwycony ruchomą instytucją, że wyraził swoje najwyższe uznanie generałowi SA Pii Wagner. Dziewczęta pracowały z reguły jeden miesiąc w takim pociągu. Jeżeli po miesiącu były na tyle zużyte, że nie można ich było posłać do stacjonarnych domów publicznych, to wysyłano je do komór gazowych” – pisał autor tekstu Karol Robert Stahl.
Po ukazaniu się tekstu śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura Sądu Okręgowego w Szczecinie. Na potrzeby postępowania zeznania złożył pastor Kościoła metodystycznego Karol Mikner. Był on więźniem Dachau i miał okazję słyszeć rozmowę, jaką na temat pociągu rozkoszy odbyła tam siostra Pia z gen. Oswaldem Pohlem, który nadzorował niemieckie obozy koncentracyjne. Treść rozmowy przekazał częściowo w języku niemieckim, my podajemy ją w polskim tłumaczeniu. „Na pytanie generała Pohla – powiadał pastor – skąd rekrutują się kobiety służące rozrywce »naszych chłopców«, siostra Pia odpowiedziała: »Większość z nich jest z Generalnej Guberni. Jestem zdumiona i zaskoczona, jak szybko te kobiety uczą się niemieckiego, choć wiele pozostawia jeszcze do życzenia«.
Z dalszego ciągu rozmowy, przerywanej stawianymi przez gen. Pohla pytaniami, wynikało, że z pociągów korzystają bohaterowie lotnicy, ludzie jadący do Führera po odznaczenia lub wracający od niego ze specjalnymi poruczeniami. Generał Pohl zauważył wtedy, nie bez humoru, że kobiety pracujące w tych pociągach to nowoczesne walkirie. Pociągi przypominają zaś mityczną germańską Walhallę” – relacjonował pastor Minkner.
Świadek zeznał też, że siostra Pia dysponowała narkotykami i medykamentami stymulującymi erekcję. O te ostatnie miał poprosić gen. Phol. „Odpowiedź Pii brzmiała, że ona oczywiście mu je załatwi, ale chwilowo wszystkiego się wyzbyła. Dała bowiem wszystko pewnemu okaleczonemu oficerowi, aby umożliwić mu stosunek płciowy z pewną »blond rusałką«, której bardzo pożądał. Groził, że [jeżeli nie otrzyma środków na stymulację erekcji] zastrzeli się, bo życie przestało być dla niego atrakcyjne. »Cała sprawa skończyła się podwójną tragedią – opowiadała Pia – bo oficer ten ostatecznie zastrzelił siebie i tę Ukrainkę, która kosztowała mnie dużo zachodu, zanim ją zmusiłam do uległości. Raz nawet pomagałam ją opatrywać, bo dostała podwójną porcję batów za odmowę pójścia do pracy w pociągu«”.
Pia Wagner nie ukrywała przed gen. Pohlem, że dziewczyny są upijane, bo na trzeźwo nie mogły znieść swojej niedoli. Upijali się także klienci podległych jej burdeli. „Po spożyciu mogą dokonać potrójnie, a nawet poczwórnie tego, czego na trzeźwo nie byliby w stanie dokonać ani razu”. Siostra dodała, że gdy kobiety za bardzo się rozpijały, robiły się apatyczne i należało je likwidować.
Oswald Pohl został po wojnie osądzony w jednym z procesów norymberskich. Wątek przemocy seksualnej w obozach koncentracyjnych został jednak podczas jego rozpraw potraktowany marginalnie. Pohla powieszono 7 czerwca 1951 r. w twierdzy Landsberg am Lech – tej samej, w której trzymano Hitlera po puczu monachijskim.
Eleonore Baur alias siostra Pia Wagner nie stanęła zaś przed sądem nigdy. Władze komunistycznej Polski z niewyjaśnianych względów nie starały się o jej ekstradycję. Zmarła w 1981 r. nieopodal Monachium w wieku 96 lat. Jej kamraci ze śląskich freikorpsów zamieścili wówczas w lokalnych gazetach pochwalny, rzewny nekrolog.
Homo-kapo
Niemcy starali się regulować życie seksualne nie tylko swoich obywateli, ale również przedstawicieli narodów pobitych. Narodowi socjaliści obawiali się bowiem, że niezaspokojony popęd seksualny może prowadzić do niepokojów i buntów na terytoriach okupowanych. Dlatego organizowali burdele nie tylko „nur für Deutsche”. W archiwum IPN znajduje się poufne rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych III Rzeszy z 23 września 1941 r. „Celem zagwarantowania spokoju w przestrzeni publicznej, porządku i bezpieczeństwa – pisał – niezbędne jest urządzenie burdeli dla cudzoziemskich robotników”.
Los kobiet zarówno w burdelach dla Niemców, jak i w burdelach dla wywiezionych do Rzeszy Polaków był jednakowy. Bywało, że musiały obsłużyć nawet 32 klientów w ciągu jednej zmiany. Wiele z nich podobnego tempa „pracy” nie przeżywało. Również po wojnie nie wyrównano im krzywd. Wstyd nie pozwalał im się bowiem zgłosić o odszkodowania dla ofiar III Rzeszy, zresztą urzędy RFN i tak odrzucały nieliczne składane przez nie podania. Pogardzano bowiem nimi jako „dziwkami”.
Inna kategoria kobiet, które również należy zaliczyć do ofiar przemocy seksualnej, to polskie dziewczyny, które do prostytucji pchnęła nędza, jaka zapanowała na terenie Generalnej Guberni. Kobiety takie stały przed dramatycznym wyborem: prostytucja albo powolna śmierć z głodu.
Ich niedolę opisywał Franz Mawick z Czerwonego Krzyża, który odwiedził Warszawę w roku 1942. „Pasażem nazywają żołnierze niemieccy długie przejście pod wysokim kompleksem budynków, które prowadzi na Nowy Świat i w pobliże Alei Jerozolimskich – relacjonował Szwajcar. – Umundurowani Niemcy przechadzają się w tym przejściu i krytycznymi spojrzeniami lustrują stojące tam kobiety i dziewczęta w wieku od 15 do 25 lat. Jeden z wojaków wyciąga kieszonkową latarkę i świeci nią zuchwale jednej z kobiet prosto w oczy. Zwracają się ku nam blade, wyrażające znużenie i rezygnację oblicza obydwu kobiet. Ta pierwsza może liczyć około 30 lat. »Czego ta stara kurwa jeszcze tutaj szuka?« – jeden z trzech żołdaków śmieje się jej prosto w twarz. »Chleba, proszę pana« – prosi kobieta. »Kopniaka w dupę możesz dostać, a nie chleba« – odpowiada żołnierz. Właściciel latarki znowu kieruje światło na twarze i postacie dziewcząt. Najmłodsza ma najwyżej 15 lat, najstarsza mniej więcej 18. Najmłodszej z trzech dziewcząt odpina płaszcz i pożądliwymi łapami obmacuje jej ciało. »Ta świetnie nadaje się do łóżka« – mówi. Mogę sobie wyobrazić, co czuje dziewczynka, którą poniżono i którą maca się jak zwierzę na targu” – pisał Szwajcar.
Podczas okupacji niemieckiej ofiarami przemocy seksualnej padały zresztą nie tylko kobiety. Na celowniku niemieckich zboczeńców znaleźli się także młodzi chłopcy i mężczyźni. Do homoseksualnych gwałtów dochodziło na ogół w obozach koncentracyjnych, a ich sprawcami byli niemieccy kapo-homoseksualiści. W IPN przechowywane są m.in. akta jednego z nich – Josefa Unrechta. Regularne dopuszczał się on czynów lubieżnych na nieletnich. On również, podobnie jak inni niemieccy gwałciciele, nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za swoje postępki.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.