Wilhelm Koppe nie zginął… niestety. Nieudany zamach AK

Wilhelm Koppe nie zginął… niestety. Nieudany zamach AK

Dodano: 
Wilhelm Koppe i Arthur Greiser przed kompanią honorową Wehrmachtu, Poznań, listopad 1939 r.
Wilhelm Koppe i Arthur Greiser przed kompanią honorową Wehrmachtu, Poznań, listopad 1939 r. Źródło:Wikimedia Commons / Bundesarchiv
Wilhelm Koppe, wyższy dowódca SS i zastępca Hansa Franka w Generalnym Gubernatorstwie miał zginąć 11 lipca 1944 roku, lecz zamach się nie udał. Zbrodniarz dożył na wolności sędziwego wieku.

Wilhelm Koppe był odpowiedzialny za masowe mordy na ludności polskiej i żydowskiej. Po ataku Niemiec na Polskę, trafił na nasze ziemie 26 września 1939 roku. Został mianowany wyższym dowódcą SS i policji w Kraju Warty. W roku 1943 przeniesiono go na obszar Generalnego Gubernatorstwa, gdzie oprócz policji nadzorował też służby bezpieczeństwa.

Wkrótce po pojawieniu się Wilhelma Koppe w Generalnym Gubernatorstwie, Kierownictwo Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej (Kedyw) podjęło decyzję o przeprowadzeniu zamachu na Wilhelma Koppe. Przygotowano dokładny plan działania. Akcję przeprowadzić miała jedna z grup warszawskiego Batalionu „Parasol”. Do zamachu miało dojść w Krakowie. Z Warszawy należało więc wysłać do stolicy Małopolski ludzi oraz sprzęt. Akcja była wielkim przedsięwzięciem logistycznym. Choć nie zakończyła się po myśli Kedywu, to udowodniła – zarówno członkom AK, jak innym Polakom – że polskie Podziemie jest zdolne do przeprowadzania dużych i bardzo niebezpiecznych przedsięwzięć. Żaden niemiecki zbrodniarz nie mógł się czuć w Polsce bezpieczny.

Zamach na Wilhelma Koppe

Ludzie odpowiedzialni za likwidację Wilhelma Koppe przybyli do Krakowa już pod koniec czerwca. Broń udało się przetransportować pociągiem. Akcja miała rozpocząć się 11 lipca 1943 roku o godzinie 9:20. Grupą „Parasol” dowodził Stanisław Leopold ps. „Rafał”. Rano, 11 lipca, jego ludzie czekali już na ulicy Powiśle, którędy miał przejeżdżać czarny Mercedes, którym poruszał się Koppe.

Samochód zastępcy Hansa Franka nadjeżdżał od strony Wawelu. Kiedy pojawił się na ulicy Powiśle, drogę zajechała mu ciężarówka prowadzona przez człowieka z AK. W stronę samochodu SS-mana oddano liczne strzały, ale Koppe został uratowany. Jego kierowca umiejętnie wyminął ciężarówkę, strzelających do Mercedesa Polaków i jadąc chodnikiem zdołał uciec z miejsca zamachu.

Wilhelm Koppe, 1944 r.

Członkowie AK ruszyli za nim w pościg. Za samochodem, w którym jechał Koppe, ruszyła druga ciężarówka, ale Koppe zdołał już uciec. Ocalenie życia wyższy dowódca SS zawdzięczał tylko swojemu sprawnemu kierowcy.

Ludzie z „Parasola” od razu po zamachu próbowali wydostać się z Krakowa. Z miasta udało się uciec, ale po drodze na członków AK czekały jeszcze niemieckie zasadzki. W drodze do Krakowa pomiędzy AK a Niemcami dwukrotnie doszło do potyczek. Trzech członków Armii Krajowej dostały się do niewoli. Niemcy przesłuchiwali ich przez długi czas, a ostatecznie wszystkich zamordowali.

W czasie zamachu na Wilhelma Koppe (sam zbrodniarz nie zginął, a odniósł tylko niegroźne rany) zabito kilku Niemców, w tym oficera SS, osobistego adiutanta Koppego. W odwecie za przeprowadzenie zamachu na swoje życie, Wilhelm Koppe wydał rozkaz zamordowania polskich więźniów podczas wycofywania się oddziałów niemieckich z terytorium okupowanej Polski. Koppe podkreślał, że nikt z więzionych nie może trafić na wolność.

Akcja „Koppe” dała wielu Niemcom do zrozumienia, że nie mogą czuć się na terenie Polski bezpiecznie, a Polacy nie zamierzają składać broni i każdego dnia będą uprzykrzać im życie.

Sam Wilhelm Koppe po zakończeniu wojny zmienił nazwisko na Lohmann i został dyrektorem w fabryce czekolady. RFN nie wyraziło zgody na jego ekstradycję do Polski. Koppe, choć oskarżony był o pośredni udział w zabiciu 145 tysięcy ludzi, nigdy nie poniósł żadnej kary.

Czytaj też:
Dzieci bawiły się w „wieszanie Greisera”. Ostatnia egzekucja publiczna w Polsce
Czytaj też:
Zamach na Junka. Jak zginął kat Pawiaka. Brawurowa akcja AK

Źródło: Historia DoRzeczy