Droga śmierci pod Monte Cassino
  • Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

Droga śmierci pod Monte Cassino

Dodano: 
"Czerwone maki". Pierwszy polski film o bitwie o Monte Cassino
"Czerwone maki". Pierwszy polski film o bitwie o Monte Cassino Źródło:Kino Polska
– Pierwsze, co zobaczyłem, to właśnie klasztor. Ten widok zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jak można zdobyć tę twierdzę? Wydawało się to niemożliwe – wspominał Antoni Łapiński.

PIOTR WŁOCZYK: Na mapach przedstawiających bitwę pod Monte Cassino widać punkt oznaczony jako „Domek Doktora”. Czym było to miejsce o tak niewinnie brzmiącej nazwie?

ANTONI ŁAPIŃSKI: Niech nikogo nie myli ta nazwa, ponieważ ten domek mieścił się w strasznym miejscu. Był to wysunięty punkt opatrunkowy na linii frontu pod Monte Cassino. Jednym z lekarzy był dr Adam Majewski, który ciekawie opisał to wszystko w swojej książce. Przed bitwą mieszkała w tym domku chłopska rodzina. Na dole trzymane były zwierzęta, a na górze mieszkali ludzie.

Oczywiście w tamtym momencie cała ta okolica była od dawna opróżniona z cywili. Gdy pierwszy raz zobaczyłem za dnia „Domek Doktora”, zauważyłem, że jedna z jego ścian była przykryta plandeką. Polacy zabezpieczyli w ten sposób wielką dziurę w ścianie od strony zajętego przez Niemców wzgórza 593. Była to pamiątka po wybuchu pocisku artyleryjskiego. „Domek Doktora” znajdował się na samej linii frontu.

Jakie zadanie postawiono przed panem w tej bitwie?

Służyłem wtedy w 1. Karpackim Pułku Artylerii Lekkiej. Niedługo przed tą bitwą nasze dowództwo doszło do przekonania, że to będzie bardzo krwawa walka. Postanowiło więc przeszkolić więcej ludzi na sanitariuszy noszowych. Zostałem skierowany na takie szkolenie.

Mieliśmy przenosić ciężko rannych żołnierzy od „Domku Doktora” do podnóża tzw. Wielkiej Miski. Dalej ranni przenoszeni byli przez sztafety noszowych aż do miejsca, gdzie ładowano ich na jeepy willysy, które wiozły ich do szpitali polowych. Nosiliśmy więc rannych z frontu na tyły. Chociaż tak naprawę nie wiadomo, czy „Wielka Miska” to były tyły. Front wokół Monte Cassino był tak poszarpany, że trudno tu mówić o przodzie i tyle. Trzeba było uważać na każdym kroku. Nigdy nie zapomnę mądrego hasła, które nasi sojusznicy rozwieszali na drodze do Cassino i które towarzyszyło mi już do końca wojny: „Don’t be stupid, don’t get killed” („Nie bądź głupi, nie daj się zabić”). Czyli bez zbędnej brawury.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.