Gdy po bitwie nad Bzurą nieliczni żołnierze rozbitych po zaciętym boju armii „Poznań” i „Pomorze” przebili się do Warszawy, było już wiadomo, że zbliża się także kres zmagań o stolicę Polski. Jej obrońcy jednak nie tylko nadal trwali na szańcach, lecz także podejmowali działania zaczepne. W nocy z 23 na 24 września 1939 r. uderzenie na Niemców oblegających miasto przeprowadziły bataliony zgrupowania ppłk. Leopolda Okulickiego. Polacy zaatakowali na odcinku Blizne – Chrzanów – Jelonki. W sukurs przyszedł im Batalion Stołeczny mjr. Józefa Spychalskiego. „Wypad ten sięgnął aż do szosy Blizne-Babice, gdzie został zatrzymany ogniem wszystkich rodzajów broni” – pisał Apoloniusz Zawilski. Straty polskie w tym drugim ataku nie były duże, wyniosły bowiem tylko dwóch zabitych. Jednym z nich miał być por. Juliusz Freisler, dowódca 1. kompanii ckm Batalionu Stołecznego. Informację o śmierci porucznika podał w sporządzonym krótko po ataku raporcie ppłk Okulicki, a dowódca Armii „Warszawa”, gen. Juliusz Rómmel, mianował go za okazane męstwo – pośmiertnie – kapitanem. I jako poległy, spoczywający na cmentarzu w Babicach, Freisler został wymieniony w „Księdze pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej. Żołnierze września”, opublikowanej w 1993 r. A jednak ten dzielny porucznik wówczas nie zginął.
Obrońca Warszawy
Pochodził z Nowego Sącza i tam uczył się w II Gimnazjum im. Bolesława Chrobrego. Po maturze przyjęto go do Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej. Ukończywszy ją w 1933 r., został mianowany podporucznikiem i przydzielony do 10. pp w Łowiczu. Drobne problemy z dyscypliną („przebywanie w nieodpowiednim towarzystwie [i] chodzenie po mieście w stanie podchmielonym”) stały się przyczyną nagany i czterotygodniowego aresztu domowego w kwietniu 1935 r. Ale w tym samym roku zdarzyło się coś, co pozbawiło tę naganę znaczenia. W czasie ćwiczeń Freisler uratował bowiem życie jednemu ze swoich żołnierzy, sam jednak uległ ciężkiemu zranieniu – wybuch granatu wyrwanego z ręki podkomendnego pozbawił go oka i spowodował ciężką ranę prawej ręki, co zakończyło się najpewniej amputacją dłoni. Inwalidztwo stało się przyczyną zwolnienia młodego oficera z wojska. Freisler odwołał się jednak od tej decyzji, prosząc o możliwość pozostania w armii. Przychylono się do tego – najpierw został przydzielony do służby administracyjnej, ale i od tej decyzji się odwołał. Wrócił do piechoty i w 1938 r. awansował na stopień porucznika. Kilka miesięcy przed wybuchem wojny przeniesiono go do Kadry Zapasowej 1. Szpitala Okręgowego w Warszawie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.