Podczas okupacji hitlerowskiej oficjalny, czyli legalizowany przez Niemców rynek wydawniczy w Polsce niemal nie istniał. Zgodnie z dyrektywami z Berlina władze Generalnego Gubernatorstwa zezwalały zaledwie na edytowanie nielicznych książek: o charakterze praktycznej nauki zawodu technicznego, poradników kulinarnych, różnego rodzaju senników i kalendarzy. W zakresie literatury pięknej tolerowano nieliczne baśnie i bajki dla dzieci, powieści i opowiadania o charakterze erotycznym oraz rozrywkowym, przy czym tym ostatnim nie wolno było wychodzić poza ściśle określony schemat romansidła, melodramatu, kryminału lub utworu przygodowego. Poziom musiał być odpowiednio niski, adresowany do niewyrobionego literacko czytelnika.
Ale nawet tego rodzaju twory quasi-literackie z rzadka ukazywały się w formie sensu stricte książkowej. Głównym nośnikiem drukowanej rozrywki wprowadzanej na rynek GG były bowiem zeszyty z cyklu „Co Miesiąc Powieść”, zamieszczające utwory sygnowane nic niemówiącymi czytelnikowi nazwiskami autorów. Były to m.in. fabuły o stosunkowo nieczęsto występujących w polskich powieściach wątkach egzotycznych.
Polska opowieść egzotyczna miała jednak swoją, poboczną – co prawda – tradycję w dwudziestoleciu międzywojennym. Oprócz przygodowych, fabularyzowanych relacji z własnych przeżyć lub opisu losów autentycznych bohaterów z dalekich stron świata, kreowanych piórami Ferdynanda Goetla, Antoniego F. Ossendowskiego, Kamila Giżyckiego czy Arkadego Fiedlera, powstawała cała masa publikacji periodycznych adresowanych do czytelniczych mas, a więc osób, których zainteresowania literackie nigdy nie wzniosły się do poziomu twórczości wymienionych twórców, nie mówiąc o Reymoncie, Żeromskim, Sienkiewiczu, Zapolskiej, lecz pozostały na niskim szczeblu literackiego smaku i wynikających z niego oczekiwaniom.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.