Od chwili, w której Niemcy rozpoczęli drugą wojnę światową życie milionów ludzi w całej Polsce nie było już takie samo. W szczególnie tragicznej sytuacji znajdowały się dziesiątki tysięcy więźniów, którzy już od końca 1939 roku zaczęli zapełniać niemieckie i sowieckie więzienia, a później obozy koncentracyjne. Jak wyglądało Boże Narodzenie za drutami? Czy dało się świętować będąc w tak nieludzkim miejscu? Czy była szansa na jodłową gałązkę, opłatek i wspólny posiłek?
Boże Narodzenie w Auschwitz
Niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz w Oświęcimiu został założony w pierwszej połowie 1940 roku. Pierwszy transport do obozu przybył 14 czerwca. Była to grupa złożona Polaków, którzy wcześniej przetrzymywani byli m.in. w więzieniu w Tarnowie.
Boże Narodzenie 1940 roku było zatem pierwszymi świętami, które więźniowie spędzali za drutami obozu. Dla każdego był to szczególnie trudny czas. Ze wspomnień więźniów, którzy przeżyli tę gehennę wiemy, że w pierwsze Boże Narodzenie Niemcy ustawili na placu apelowym choinkę przybraną lampkami, a pod nią ułożyli zwłoki więźniów, którzy zmarli z wycieńczenia podczas wielogodzinnego apelu. Strażnicy mówili prześmiewczo, że jest to „prezent dla żyjących”.
Oficjalnie w całym obozie obowiązywał zakaz świętowania i śpiewania kolęd. Więźniowie wspominali jednak, że w niektórych blokach udało się przed Wigilią zdobyć mimo wszystko niewielkie choinki, które przybierano czym się dało. Niektórzy, wieczorem 24 grudnia, wykonywali także kolędy, a towarzyszyli im przy tym nawet Niemcy, słuchając jak Polacy śpiewają. Nie było w tych śpiewach jednak żadnej radości. Kolędom towarzyszyły raczej tęsknota i łzy. Polacy składali sobie życzenia, aby wszyscy ocaleli i wyszli na wolność. O jakimkolwiek specjalnym posiłku można było zapomnieć.
W kolejnym roku Wigilia nie była ani trochę mniej przygnębiająca. Smutek potęgował fakt, że tego dnia Niemcy zabili 300 sowieckich jeńców, a później urządzili wielogodzinny apel. W jego trakcie zmarło od mrozu i wycieńczenia 42 więźniów. Kiedy pozostali wrócili już do baraków, gdzieniegdzie mimo wszystko intonowano kolędy. Najpierw ostrożnie niemiecką pieśń, a później już odważniej polskie kolędy, takie jak „Bóg się rodzi”. Więziony w Auschwitz Józef Jędrzych wspominał: „Wszyscy ściskali się serdecznie, gorąco i długo płakali, a byli i tacy, którzy głośno szlochali. Taka uroczysta chwila nie ginie nigdy w pamięci. To Boże Narodzenie utkwiło mi na zawsze w sercu i pamięci”.
W kolejnym roku Niemcy urządzili więźniom ponownie makabryczną „niespodziankę”. Obok bloku kobiecego ustawili bowiem choinkę, pod którą nakazano kobietom położyć zwłoki zabitych tego dnia mężczyzn. Pomimo terroru, jaki panował bez przerwy, ponownie co poniektórym udało się zdobyć trochę świerkowych gałązek. Jedni śpiewali, inni gdzieś po cichu modlili się. W jednym z bloków odprawiono nawet Mszę świętą.
Po raz pierwszy Niemcy potraktowali więźniów łagodniej dopiero w Boże Narodzenie 1943 roku. Nie zorganizowano wtedy długiego apelu, powstrzymano się od egzekucji, a nawet zezwolono więźniom na odebranie paczek od rodziny, dzięki czemu wiele osób mogło po raz pierwszy od dawna poczuć choć namiastkę domowej atmosfery. Lepsze nastroje panowały też rok później. Nawet za drutami wiedziano, że Niemcy chylą się ku upadkowi. Warunki w obozie nieco zelżały. Niemcy pozwolili, aby w Boże Narodzenie zorganizować dla więzionych dzieci drobne upominki. W Wigilię o północy odprawiano także pasterkę.
Sowiecka kaźń
Boże Narodzenie było równie trudnym czasem dla więźniów sowieckich więzień i obozów. Przytoczmy wspomnienie jednego z więźniów łagru znajdującego się w Komijskiej Autonomicznej Socjalistycznej Republice Radzieckiej:
„I nagle cały obóz wybucha kolędą. Śpiewa każdy, choć to nie wolno, choć to już późno. Idzie kolęda w górę, w rozjaśnione, rozżarzone niebo, a stamtąd idzie już na cały świat, idzie do samej Polski… I każdy obozowy jeniec, choć ma zwykłe, takie sobie ludzkie i płaczące oczy, widzi poprzez czerń daleko. Widzi Polskę i swój dom, a w nim dostrzega swoich, najbardziej swoich i mówi do nich słowa jak najbardziej swoje”.
Boże Narodzenie 1939 roku wspominał też podporucznik Kazimierz Wajda, jeden z oficerów zamkniętych przez Sowietów w Kozielsku: „Jutro choinka, no i Wilię będziemy mieli fest. W dzisiejszym rozkazie władze zabroniły nam śpiewać jutro kolędy. No niech nas pocałują w dupę. Będziemy śpiewali cały wieczór. Chleb dali nam przy obiedzie. Wciąłem wszystek. Wyfasowaliśmy czaj i cukier. Obecnie Rudnicki i Łącki poszli gotować wodę na herbatę – naturalnie ze śniegu, bo wody »niet«”.
Polacy świętowali w sowieckich obozach, podobnie jak i w niemieckich więzieniach, po kryjomu. Wszelkie śpiewy i przejawy religijności były zabronione, lecz nasi rodacy i tak łamali te zakazy na ile tylko się dało. Zdzisław Peszkowski, inny więzień z Kozielska, wspominał:
„Najstarszy z nas przeczytał wyjątek z Pisma Świętego, który odpisałem z mszalika pewnego majora, szczęśliwego posiadacza takiego skarbu, i składaliśmy sobie życzenia. (…) Wyjść w nocy nie było wolno… choć tak pięknie było na świecie: nieskalany śnieg, cisza, niebo roziskrzone gwiazdami i myśli, które tylko modlitwą się uskrzydlały”.
Czytaj też:
Datki zbierane na ulicach i Święta bez Boga, czyli Boże Narodzenie w Tysiącletniej RzeszyCzytaj też:
Adwent. Czas radosnego oczekiwania. Skąd wzięły się adwentowe tradycje?