MARCIN BARTNICKI: Kto pierwszy zaczął strzelać do cywili w Bydgoszczy we wrześniu 1939 r. – Niemcy czy Polacy? Polscy i niemieccy historycy nie są w tej sprawie zgodni.
KRZYSZTOF DROZDOWSKI: Kwestia przez cały czas jest sporna, ponieważ gdy Wojsko Polskie wycofywało się przez miasto, nagle padły strzały. Tak naprawdę nie wiemy, kto zaczął strzelać pierwszy. W Bydgoszczy „wojna” o tę kwestię toczy się od wielu lat. Przyjmuję, że pierwsze strzały oddali niemieccy dywersanci do polskich żołnierzy.
Wśród Niemców były jednak ofiary, które propaganda Goebbelsa wykorzystała następnie do przedstawienia własnej wersji o krwawej niedzieli – rzezi urządzonej niemieckim cywilom przez Polaków. Wyolbrzymiono liczbę ofiar, jednak zdjęcia ich ciał nie były zmyślone.
Fotografii jest sporo, jednak historycy podejrzewają, że znaczna część ofiar na tych zdjęciach to Polacy. Na fotografiach zwłok trudno rozpoznać narodowość ofiary. Mamy też zdjęcia propagandowe Polaków, którzy trzymają zegarki, buty, kosztowności – przedmioty skradzione Niemcom. Dzisiaj już wiemy, że były to zdjęcia pozowane, robione na potrzeby propagandy, na długo po zdobyciu miasta przez Niemców.
Jak ginęli Polacy? Z ekshumacji wynika, że niektórych zakopywano żywcem. W protokołach ekshumacji widzimy też, że wiele szczątków nie nosi śladów uszkodzeń.
Najczęściej byli zabijani strzałem w tył głowy. Jak wynika z protokołu ekshumacji, umierali również od ciosów zadanych tępym narzędziem. Podejrzewa się, że najczęściej była to prawdopodobnie kolba karabinu. Niemcy wykonujący egzekucje byli pijani, podobnie jak Einsatzgruppen na froncie wschodnim. Mordercy byli w amoku. Jeśli ktoś został trafiony, przewrócił się i wpadł do dołu, to tak zostawał później zakopany. Było to więc zakopanie żywcem, ale raczej nie intencjonalne. W ich zamyśle nie było wrzucania ludzi żywcem do dołu.
W czasie ekshumacji w dolinie Śmierci w Bydgoszczy znaleziono również szczątki dzieci, w tym w wieku sześciu i trzech–pięciu lat, z dziurą po kuli w czaszce. motywy eksterminacji polskiej inteligencji na Pomorzu są znane. Jednak czy wiadomo, dlaczego Niemcy w 1939 r. zabijali małe dzieci?
Prawdopodobnie były to dzieci z rodzin żydowskich. Jedna z dziecięcych ofiar to Zygmunt Kwapiszewski, trzy–czterolatek, który też został zabity. Prawdopodobnie zginął od kuli. Został zamordowany razem z całą rodziną, ale nie bezpośrednio w miejscu, które nazywamy teraz Doliną Śmierci, lecz na łące w okolicy. Dopiero w kolejnych dniach ciała tej żydowskiej rodziny odkopano i przeniesiono do dołów, do których wrzucono resztę zamordowanych ludzi. Podejrzewam, że było to morderstwo „prywatne”, ponieważ Walter Gassmann, przywódca fordońskiego Selbstschutzu, który ich zabił, przejął później ich dom przy ul. gen. Sikorskiego 4. Nazywam to morderstwem „prywatnym”, ponieważ wiadomo, że Niemcy dokonywali mordów, ale musiały być one usankcjonowane prawnie. Za mordowanie bez rozkazu można było ponieść konsekwencje. Tak było nawet na wschodzie podczas operacji „Barbarossa”. Znamy takie nieliczne przypadki.
(...)
Krzysztof Drozdowski jest autorem książki "Tajemnica Doliny Śmierci. Droga do prawdy".
Całość wywiadu dostępna w najnowszym miesięczniku "Historia Do Rzeczy"!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.