Niemiecki "targ niewolników"

Niemiecki "targ niewolników"

Dodano: 
Zbiorowy grób więźniów pomordowanych przez hitlerowców w czasie ewakuacji podobozu Neu Dachs w Jaworznie. Na zdjęciu stan z dn. 11 marca 1959 r. Zdjęcie ze zbiorów Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz - Birkenau
Zbiorowy grób więźniów pomordowanych przez hitlerowców w czasie ewakuacji podobozu Neu Dachs w Jaworznie. Na zdjęciu stan z dn. 11 marca 1959 r. Zdjęcie ze zbiorów Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz - Birkenau Źródło: www.obozdwochtotalitaryzmow.pl; Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz - Birkenau
Sebastian Reńca 17 stycznia 1945 r. esesmani wyprowadzili z jaworznickiego podobozu KL Auschwitz więźniów i pognali ich w kierunku Mysłowic, Katowic, Blachowni i dalej. Na trasie marszu co parę metrów leżał w przydrożnym rowie trup w pasiakach

Wśród tych, którzy szli ośnieżonymi śląskimi drogami, był m.in. urodzony w 1925 r. w Bełchatowie Hercka Haft. Żył, ponieważ przez ostatnie miesiące walczył dla esesmanów na ringu. Walczył za chleb oraz życie. I wygrywał – miał co jeść i mógł dalej żyć. Miał też swego anioła stróża w czapce z trupią czaszką. Znamy tylko jego nazwisko – Schneider. A że w KL Auschwitz-Birkenau i jego podobozach esesmanów o tym nazwisku było wielu, nie sposób ustalić, który z nich opiekował się „Żydowską Bestią” (takie przezwisko nosił w lagrze Haft). Hercka szedł na początku kolumny; Schneider uprzedził innych esesmanów, że nie może mu się stać krzywda, ponieważ pracuje dla niego.

Zanim jednak Hercka Haft trafił do obozu w Jaworznie, przywieziono go do Auschwitz-Birkenau. Stał się tam numerem 144 738.

„Pierwsza noc w Birkenau miała być początkiem najcięższego etapu obozowej gehenny Harry’ego. Następnego dnia mężczyźni zostali skierowani do pracy w krematorium. U ich stóp wyładowywano wozy pełne nagich ciał mężczyzn, kobiet i dzieci przywiezionych wprost z komór gazowych. Mieli je wrzucać do pieca. Harry usiłował nie patrzeć na twarze umarłych, ale nie mógł się powstrzymać – pisał Alan Scott Haft w książce o swym ojcu pt. »Harry Haft. Historia boksera z Bełchatowa«. – Trzeba było dwóch mężczyzn, żeby wrzucić do ognia dorosłego, ale ciałami dzieci Harry miał się zajmować sam. Po raz pierwszy pożałował, że okazał się dostatecznie silny, żeby pracować, a tym samym pozostać przy życiu. Więź, jaką odczuwał z pomordowanymi, sprawiała, że czuł się zarazem martwy i żywy. Nie mógł powstrzymać się od liczenia wrzucanych do pieca zwłok. Woń palonego mięsa towarzyszyła mu nieustannie, nawet po powrocie do baraków”.

Gdy Harry spalił mężczyznę, który przed chwilą oszalał, widząc trupa swojej żony, i zaatakował strażnika, za co został zastrzelony, odmówił następnego dnia pracy w krematorium. O dziwo, nie zginął. Wstawił się za nim esesman Schneider, który wysłał go do pracy w „kanadzie” (w magazynie). Za ocalenie życia Harry „organizował” dla Niemca klejnoty znalezione w ubraniach i bagażach. A gdy w jego pryczy znaleziono ukrytą butelkę, trafił na przesłuchanie, które polegało przede wszystkim na zadawaniu więźniowi tortur. Chłopak nie wydał Schneidera, który wysłał go następnie do podobozu w Jaworznie. Tam Harry narodził się jako bokser.

Ring w piekle

Podobóz KL Auschwitz Neu-Dachs mieścił się w pobliżu kopalni. Harry fedrował z Polakami, cywilnymi robotnikami. Któregoś dnia dowiedział się, że Schneider, który został przeniesiony do Jaworzna, chce z niego zrobić „gwiazdę”. „Dostarczysz rozrywki moim kolegom: oficerom i szeregowym żołnierzom. Zostaniesz bokserem. W niedziele będziemy urządzali walki. Zaczynamy za tydzień przed kwaterą oficerów” – usłyszał Haft.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.