Karkołomnego zadania podjął się Paweł Lisicki. Pisanie o stosunkach polsko-żydowskich samo w sobie jest wyjątkowo niewdzięczne, cóż dopiero gdy towarzyszy mu zdecydowane odrzucenie tezy o współwinie za Holokaust, którą przypisuje się nam z dwóch powodów: jako Polakom i jako chrześcijanom. Lisicki nie tylko nie ma zamiaru nikogo za nic przepraszać, lecz także w swojej fantastycznie podbudowanej źródłowo książce czarno na białym wykazuje, jak coś, co można nazwać religią Holokaustu, po zainfekowaniu części zachodnich elit przeniknęło do świadomości przeciętnego człowieka, który – ogłupiony propagandą – uwierzył, że w gruncie rzeczy jedynymi ofiarami II wojny światowej stali się Żydzi. Tym samym pamięć o cierpieniach Polaków przechowujemy wyłącznie w naszych polskich domach. Świat o tym albo zapomniał, albo nigdy się nie dowiedział, albo – najczęściej – udaje, że czegoś takiego nie było.
Dla nas ma to – jak powiada autor książki – skutki dramatyczne. Czy nam się to podoba, czy nie, uznani zostaliśmy nie za naród ofiar hitleryzmu, lecz za pomocników katów (nieokreślonych narodowościowo nazistów). Dlatego też o „Krwi na naszych rękach?”, po skończonej lekturze tego ponad 600-stronicowego dzieła, które – nawiasem mówiąc – połyka się jednym tchem, pomyślałem sobie jako o książce daremnej. Paweł Lisicki we wstępie wyraża nadzieję, że słowa przez niego napisane, ta próba przekazania wiedzy i obudzenia świadomości poruszy jednak czyjeś sumienia. Bardzo chciałbym dzielić z nim tę nadzieję, ale – nie ukrywam – przynajmniej z mojej strony jest ona raczej wątła.
Myślę, że nie tylko dla mnie wielką zaletą książki Lisickiego jest jej perspektywa. Autor ani przez chwilę nie zapomina, że jest Polakiem, że wojna – tak jak w tysiącach polskich rodzin – naznaczyła śmiercią i cierpieniem jego bliskich. Swoje zawarte w tytule książki zdziwienie: „Krew na naszych rękach?” kieruje jednak do wszystkich chrześcijan, bo religia lub doktryna holokaustiańska uderza przede wszystkim w Kościół. Ten sam Kościół, który uratował życie tak wielu Żydów, oskarżany jest o sprzyjanie nieomal już mitycznym nazistom czy wręcz kolaborację z nimi, a osobistym wrogom Pana Boga Pius XII jawi się niczym sojusznik Adolfa Hitlera. Ten sam Kościół poniósł w czasie wojny ogromne straty, z rąk hitlerowców i bolszewików zginęły tysiące księży, jakże często dlatego właśnie, że ukrywali Żydów, że zaopatrywali ich w dokumenty umożliwiające przetrwanie. W podzięce zostali – en masse – uznani za antysemitów, a noblistka (!) Swiatłana Aleksijewicz ze Stanisławowa (!) rodem opowiada w Ameryce słuchane w nabożnym skupieniu kłamstwa o antysemityzmie na Ukrainie, Litwie i Łotwie oraz najgorszych ze wszystkich Polakach, którym księża na kazaniach mieli mówić wprost: „Zabij Żyda!”. Tymczasem hierarchowie kościelni, w ślad za swymi arcypasterzami, nisko kłaniają się „starszym braciom w wierze”, dając zgodę na przekształcanie w monolog rzekomego dialogu chrześcijańsko-judaistycznego. A o pamięć o ofiarach totalitaryzmów wśród kleru upomina się laikat?
Paweł Lisicki jest autorem odważnym, co sprawia, że nie wahał się np. podjąć w swojej książce więcej niż kontrowersyjnej kwestii mordów rytualnych. Ta jego odwaga nie bierze się jednak, ot, tak, nie wiadomo skąd, ale ze świetnej orientacji w literaturze przedmiotu i w tym, co w interesujących go kwestiach dzieje się we współczesnym świecie. I zwraca uwagę na fakty, o których zazwyczaj niewiele się mówi, a które czasem całkowicie się przemilcza. Choćby o przypadku Ariela Toaffa, poważnego uczonego żydowskiego z izraelskiego Uniwersytetu Bar-Ilan, który w 2007 r. opublikował we Włoszech książkę „Krwawe Paschy. Żydzi europejscy i morderstwa rytualne”, w której bynajmniej tym ponurym faktom nie zaprzeczył. Wywołało to, oczywiście, furię rabinacką, autora potępił nawet jego ojciec, rzymski rabin, ten sam, który w 1986 r. przyjmował w tamtejszej synagodze Jana Pawła II. Na próżno nieszczęsny historyk bronił swoich racji, tłumacząc, że w wiarygodnych materiałach znalazł dowody na dokonywanie w średniowieczu przez żydowskich fanatyków rytualnych mordów chrześcijańskich dzieci. Zmuszony został do odwołania swoich tez i wstrzymania druku książki, której pierwszy nakład rozszedł się już jednak do ostatniego egzemplarza.
W „Krwi na naszych rękach?” zamierzchła przeszłość sąsiaduje z historią najnowszą, a ta z teraźniejszością. Jej treść przynosi masę dowodów na prawdziwość postawionej przez autora głównej tezy, że sakralizacja Holokaustu zaciera pamięć o innych (polskich) ofiarach. Wnikliwie przedstawia także inne zagadnienia związane z funkcjonowaniem ideologii (?) holokaustiańskiej.
W krótkim czasie po „Dżihadzie i samozagładzie Zachodu” Paweł Lisicki przedstawia drugą arcyciekawą książkę. Wyraźnie ma pisarski szwung.
Paweł Lisicki
„Krew na naszych rękach?”
Fabryka Słów, Lublin 2016
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.