O obozie odosobnienia w Berezie Kartuskiej pisano w zasadzie tak samo w Polsce pod rządami komunistów i po przełomowym roku 1989. Hańba, czarna plama II Rzeczypospolitej – te określenia były i są używane obecnie.
Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego, co działo się w Berezie – dla łamania i tak surowego regulaminu, bicia osadzonych, poniewierania nimi, lżenia ordynarnymi słowami przez policjantów-strażników. Nie ma usprawiedliwienia dla naruszenia zasady, że pozbawienie wolności może nastąpić jedynie na mocy wyroku sądowego.
Niemal wszyscy piszący o hańbie i czarnej plamie w dziejach II Rzeczpospolitej – zarówno w czasach komunistycznych, jak i po nich, aż do dziś – koncentrują się na aktach bezprawnej przemocy fizycznej i dręczenia osadzonych. Zwraca się przy tym często uwagę na to, że w tak brutalny sposób byli traktowani przez rządzące ugrupowanie marszałka Józefa Piłsudskiego członkowie opozycji.
A tą opozycją osadzaną w Berezie byli komuniści, agenci płatni i bezpłatni Związku Sowieckiego, bo takimi byli członkowie Komunistycznej Partii Polski i jej przybudówek, wrogowie niepodległej Polski. Tą opozycją byli też ukraińscy separatyści i terroryści pragnący oderwać od terytorium Rzeczypospolitej cztery województwa kresowe. A także radykalni narodowcy, z dużymi sympatiami dla faszyzmu włoskiego i z wielką niechęcią do Żydów, dopuszczający się słownej i fizycznej agresji wobec nich. Z punktu widzenia władz komuniści, ukraińscy i polscy nacjonaliści byli niebezpiecznymi wywrotowcami.
Przez obóz w Berezie Kartuskiej przewinęło się 3 tys. ludzi. Przytłaczającą większość, ok. 90 proc., osadzonych w latach 1934–1939 stanowili komuniści oraz kryminaliści. Ci ostatni jednak rzadko są wspominani w tekstach o Berezie. Nie pasują bowiem do obrazka obozu jako miejsca izolowania politycznych przeciwników władz.
Dekret Mościckiego
15 czerwca 1934 r. został zamordowany wicepremier i minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki. Był to bezpośredni powód, ale bardziej pretekst do stworzenia obozu odosobnienia dla wywrotowców. Zgodę wyraził Józef Piłsudski, jednak uważał, że jest to rozwiązanie doraźne, tylko na jeden rok. Po roku Marszałek już nie żył i mimo różnych opinii w elicie rządzącej na temat celowości istnienia obozu przetrwał on do września 1939 r.
(...)
Cały tekst dostępny w najnowszym numerze miesięcznika!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.