Dwadzieścia pełnych treści i imponującej ikonografii tomów (właśnie ukazał się kolejny) to świetna okazja do podsumowania i omówienia serii „Kresowa Atlantyda”. We wstępie do I tomu swego monumentalnego cyklu autor, prof. Stanisław Sławomir Nicieja, zapowiedział, o czym będzie pisał: „O krainie zatopionej w odmętach niepamięci poprzez długotrwałe działanie cenzury i milczenie, by rzekomo nie wzbudzać resentymentów do ziem przez Polskę utraconych”.
Najpierw jednak był cykl publikacji ukazujący się na łamach prasy regionalnej, a następnie krajowej. To było sprawdzenie, czy ta tematyka „chwyci”, czy będą ludzie zainteresowani rozmową, wymianą myśli i doświadczeń o ich ojcowiznach usytuowanych za naszą obecną wschodnią granicą. Okazało się, że tak. Jak zaświadcza autor – popłynęły do niego listy, e-maile, fotografie, przesyłki. Widać zresztą wyraźnie tę korespondencję w każdym z tomów, w podziękowaniach dla setek osób za rozmowy i udostępnienie rodzinnych zbiorów. Ci ludzie to współautorzy niezwykłego cyklu wydawniczego. Dzięki nim poznajemy domowe historie, które są fundamentalnym elementem tamtejszych krajobrazów.
Nicieja, opisując nieistniejący już świat, skupia się jednak nie tylko na Polakach. W jego panoramie jest wiele miejsca dla innych narodowości, grup etnicznych, dla różnych wyznań. Autor patrzy przez polskie okulary, ale nie traci oglądu całości ziem i ludzi.
Jak powieść szkatułkowa
Nicieja pisze po swojemu, dobiera miejsca i postaci tak, jak mu pasuje. Przeglądając na nowo wszystkie tomy, doszedłem do przekonania, że współtwórca uniwersytetu w Opolu dostarczył nam książki, które wyglądają w środku jak atrakcyjne ilustrowane czasopisma. Ze śródtytułami, z bogatą ikonografią, treściami, które nie zawsze do siebie bezpośrednio przystają, ale które jednak stanowią zwartą i przemyślaną całość.
Jest w tych tekstach rys historyczny. Są wspomnienia mieszkańców. Nie brakuje licznych anegdot i wątków polemicznych. Najważniejsi są jednak ludzie. Ich pogmatwane losy, mające swe korzenie na Wschodzie, a potem – czasem przez łagry i więzienia – prowadzące ich nad Wisłę lub Odrę albo do dalekich krajów. Niektóre z zaprezentowanych postaci mają bardzo luźne związki z dawnymi Kresami Wschodnimi. A jednak warto je wykazywać, bo niejednokrotnie – jak głęboko ukryty atawizm – objawiają się po latach w twórczości artystycznej, różnych podejmowanych działaniach czy poszukiwaniu własnych korzeni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.