Powracającego 10 listopada 1918 r. z niemieckiego więzienia w Magdeburgu Józefa Piłsudskiego witał na warszawskim dworcu jeden z trzech regentów – książę Zdzisław Lubomirski. Tylko jeden, ale najważniejszy, gdyż odgrywał główną rolę w Radzie Regencyjnej. Józef Ostrowski był schorowany i cierpiał na napady śpiączki, natomiast abp Aleksander Kakowski nie miał ambicji politycznych i zajmował się przede wszystkim sprawami kościelnymi. Lubomirski wyszedł na spotkanie Piłsudskiemu, gdyż – jak mówił żonie – był to jedyny człowiek, który może uratować Polskę przed rewolucją w stylu bolszewickim.
A przecież bardzo długo nic nie wskazywało, że Zdzisław Lubomirski odegra ważną rolę w polskim życiu publicznym i politycznym. Był synem Jana Tadeusza Lubomirskiego, arystokraty niezwykle zaangażowanego społecznie. Jan Tadeusz był m.in. prezesem Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, Towarzystwa Kredytowego Miejskiego w Warszawie, współwydawcą „Encyklopedii Rolniczej”. Badał społeczne dzieje Polski, był autorem haseł „Encyklopedii powszechnej” Orgelbranda. Jan Tadeusz Lubomirski podczas powstania styczniowego kierował Wydziałem Prawodawczym Rządu Narodowego. Aresztowany przez Rosjan został zesłany w głąb Rosji. Jego małżonka, Maria z Zamoyskich, postanowiła towarzyszyć mężowi. To dlatego ich syn, Zdzisław Lubomirski, urodził się w Niżnym Nowogrodzie w 1865 r. W tym samym roku Lubomirscy wrócili do kraju.
Król życia
Rodzice nie chcieli, by ich syn edukował się w szkołach rosyjskich, dlatego wysłali go do autonomicznej Galicji. Lubomirski uczył się w renomowanym krakowskim gimnazjum św. Anny, studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim i w austriackim Grazu. Jednak po zdobyciu dyplomów odłożył je do szuflady, by stać się bon vivantem.
Zdzisław Morawski, jego wnuk, pisał we wspomnieniach: „Dziadek Zdzisław był zaprzeczeniem swojego ojca. Najstarszy z pięciorga rodzeństwa, przystojny, pełen energii i radości życia, chciał się bawić, używać, kochał kobiety, karty i polowania. Pradziadek, nie mogąc się pogodzić z takim stosunkiem do życia, trzymał go na dystans, nie powierzając mu ani gospodarstwa w Małej Wsi, ani innych warszawskich interesów” (Z. Morawski, „Gdzie ten dom, gdzie ten świat”).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
