Horror na Przełęczy Diatłowa
  • Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

Horror na Przełęczy Diatłowa

Dodano: 
Namiot grupy Diatłowa, znaleziony przez ratowników 26 lutego 1959
Namiot grupy Diatłowa, znaleziony przez ratowników 26 lutego 1959 Źródło: Wikimedia Commons
Dziewięcioro młodych ludzi zginęło w makabrycznych okolicznościach podczas wyprawy na Ural. Co kryje się za tą mroczną tajemnicą?

PIOTR WŁOCZYK: Co się wydarzyło nocą z 1 na 2 lutego 1959 r. na górze Chołatczachl na Uralu?

KEITH MCCLOSKEY: Pewne jest tylko to, że dziewięcioro młodych ludzi, którzy wyruszyli na wyprawę w te niedostępne góry, zginęło. Jak do tego doszło, to jedna z najbardziej mrocznych zagadek w historii Rosji. Często powtarzam, że to wygląda tak, jakby przed tym wydarzeniem doszło do narady specjalistów od kryminalistyki, którzy stwierdzili: „Postarajmy się tak skomplikować tę sprawę, by nikt nigdy nie był w stanie stwierdzić, co tam się stało”.

Sowieckie władze uznały, po błyskawicznym śledztwie, że przyczyną ich śmierci była „potężna siła”. Co to właściwie miało znaczyć?

Bardzo trudno stwierdzić to jednoznacznie. Od początku widać było, że sowieckie służby starały się jak najszybciej zamknąć tę sprawę. Jeszcze w czasach ZSRS nie brakowało ludzi, którzy na własną rękę starali się zrozumieć, co naprawdę wydarzyło się na tej górze, i mimo zakazów prowadzili własne „śledztwa”. Jednak każda kolejna wersja miała ten sam defekt co wszystkie inne – w tej historii nic nie trzyma się kupy, widać tu same sprzeczności, poszlaki prowadzą w różnych kierunkach.

21 lutego 1959 r., gdy ta grupa studentów ododnia powinna już być w domach i oczywiste było, że stało się coś niepokojącego, na miejsce wyruszyło kilka grup ratowników pod kierownictwem płk. Gieorgija Ortiukowa. Co znaleziono na miejscu tragedii?

Namiot był w zastanawiającym stanie. Stwierdzono, że został przecięty od wewnątrz w dwóch miejscach. W środku pozostawiono większość ciepłych ubrań. Wyglądało na to, że cała grupa wyskoczyła na zewnątrz w jednej chwili. Wszyscy wyszli właściwie tak, jak spali, nie zabierając ze sobą ciepłych rzeczy. Co ciekawe, ślady prowadzące z namiotu w dół zbocza wskazywały jednoznacznie, że ludzie ci szli dosyć spokojnym tempem, na pewno nie biegli. Co dodatkowo dziwi, szli oni właściwie jeden za drugim, z niewielkimi tylko odchyleniami na boki. Dlaczego ktoś miałby przecinać nożem namiot, by jak najszybciej wydostać się na zewnątrz, a potem zamiast biec, oddalałby się stamtąd w spacerowym tempem? To tylko jedno z tysiąca pytań, na które bardzo trudno znaleźć sensowną odpowiedź.

Artykuł został opublikowany w 11/2022 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.