Świat objawień Jezusa. Przesłania, wizjonerzy, miejsca objawień

Świat objawień Jezusa. Przesłania, wizjonerzy, miejsca objawień

Dodano: 
Obraz "Jezu, ufam Tobie"
Obraz "Jezu, ufam Tobie" 
„Jezusowi należała się ta książka”. Ma rację Wincenty Łaszewski, gdy stwierdza, że objawieniowy świat Chrystusa jest nam niemal zupełnie obcy. A przecież nie wydaje się, żeby Jezus chciał, aby Jego objawienia pozostały nieznane. Tym bardziej, że są w nich zawarte przesłania, które zmieniają w nas… wszystko.

Autor wybrał i zestawił w jednym tomie ponad siedemdziesiąt objawień Jezusa Chrystusa. W książce znajdziemy wielkich mistyków i wizjonerów. Są wśród nich m.in. Paweł Apostoł, Franciszek z Asyżu, Tomasz z Akwinu, Teresa z Avili, Jan Bosko, Wanda Malczewska, ojciec Pio, Rozalia Celakówna, siostra Faustyna i siostra Łucja. Otacza ich krąg mniej znanych wizjonerów; nagle okazują się wielcy!

Poniższy tekst to fragment książki Wincentego Łaszewskiego pt. „Świat objawień Jezusa. Przesłania, wizjonerzy, miejsca objawień”, wyd. Fronda.

KRÓL

ROZALIA CELAKÓWNA, 1907 r.

Ciśnie się na usta wiele pytań. Kim była, skoro wielcy ludzie Kościoła – miary kard. Adama Sapiehy czy przeora Jasnej Góry ojca Piusa Przeździeckiego – pozostawili tak zdumiewające na jej temat świadectwo? Jaką rolę przeznaczył jej Bóg w dziejach polskiego narodu, skoro nie pozwolił jej wyjechać z kraju i na obcej ziemi wstąpić do wymarzonego klasztoru? Dlaczego mówił: „Ja cię tu chcę mieć” i pozostawił ją w Krakowie? Czy jej misją było uzupełnienie objawień, jakie miała św. Faustyna? Dwie wizjonerki żyły w tym samym czasie, niemal obok siebie, mając spotkania z tym samym Jezusem, nic o sobie nie wiedząc…

Kiedy się rodzi, jest 19 września 1901 roku. Przychodzi na świat w wiosce oddalonej kilka kilometrów od Makowa Podhalańskiego, w chłopskiej, głęboko religijnej rodzinie, jako pierwsza z ośmiorga dzieci Tomasza i Joanny Celaków. Jeszcze w łonie matki zostaje ofiarowana Matce Bożej Różańcowej i Najświętszemu Sercu Jezusa.

Ciekawe, że potem całe jej życie będzie związane z Maryją Różańcową i Sercem Zbawiciela.

PIERWSZE SPOTKANIE

Podobnie jak wiele mistyczek przed nią i ona już w dzieciństwie zaczyna odczuwać namacalną opiekę Zbawiciela. Kiedy w siódmym roku życia oddaje się całkowicie do dyspozycji Jezusa, słyszy, jak Pan zapewnia ją, że zawsze z nią pozostanie.

Nie jest to jej pierwsze nadprzyrodzone spotkanie. Chrystus ukazał się jej już rok wcześniej, po chłoście, jaką jej wymierzono za rzekome pobicie koleżanki. Jak sama wspomina: „Gdy tak płakałam, przyszła mi nagle taka myśl, by się już więcej ani jednym słowem nie uniewinniać, tylko wszystko spokojnie ofiarować Panu Jezusowi, by się Jemu przypodobać, i równocześnie prosiłam Jezusa, bym Go mogła kochać i co dzień stawała się lepszą”. Wtedy wydarzyło się coś nadprzyrodzonego, dokonało jakieś spotkanie. Bo Rozalia dodaje: „Wtedy było pierwsze moje wewnętrzne spotkanie się Pana Jezusa z moją tak bardzo nędzną duszą; ono mi pozostanie w duszy nigdy niezatarte…”.

W. Łaszewski, Świat objawień Jezusa, wyd. Fronda

Oskarżenie było fałszywe, cierpienie niesłuszne. Zaowocowało jednak spotkaniem z Jezusem i postawieniem Rozalii na drodze zjednoczenia z Bogiem, która miała stać się drogą cierpienia na wzór Chrystusa, tak samo niezasłużonego jak otrzymana w domu kara. Rozalia rozumie, że aby zostać świętą, musi „kochać Pana Jezusa do szaleństwa, do zupełnego zapomnienia o sobie: spalić się jako ofiara na ołtarzu miłości”.

Charakterystyczną cechą życia „Róży od św. Łazarza”, jak czasem nazywa się sługę Bożą, staną się za chwilę cierpienie i ofiara. To świadomy i dobrowolny (możemy dodać: radosny) wybór Celakówny, która chce w pełni odpowiedzieć na wołanie Jezusa: „Trzeba ofiary… Żądam ekspiacji”.

Niebawem Zbawiciel tłumaczy: „Moje dziecko! Ty będziesz bardzo cierpieć. (…) Chcę cię na cierpienie przygotować, bo inaczej, jakbyś była nieprzygotowana, to byś się pod cierpieniem załamała. Ja, Jezus, jestem przy tobie i mówię ci to”.

Kiedy indziej dodaje: „Moje dziecko, tylko duszom uprzywilejowanym daję wielkie cierpienia. Z nimi to bowiem dzielę się tą cząstką moją. (…) Nic się nie lękaj. Walcz mężnie przy moim sercu, z którego będziesz czerpać siłę na całe swe życie. Otrzymasz łaskę, że ukochasz cierpienie, jak ja, Jezus, ukochałem”.

Ta łaska rzeczywiście stanie się jej udziałem. Pokocha cierpienie, widząc w nim drogę upodobnienia się do Jezusa i sposób na doskonalsze zjednoczenie się z Nim. Jednocześnie jest pewna, że cierpienie złączone z męką Zbawiciela „przejmuje” jej cechy – pomaga w gładzeniu grzechów, nawracaniu grzeszników, otwieraniu nieba.

Także dlatego szuka cierpienia. Wie, że marzeniem Boga jest, „aby wszyscy ludzie zostali zbawieni” (1 Tm 2,4). Nie będzie ich przekonywać kazaniami, książkami, czy cudami. Będzie wpływać na ich serce inaczej. Przez „niewidzialne” dla innych cierpienie.

„Jakimi argumentami mam przekonać świat?” – zapyta w 1993 roku św. Jan Paweł II. W odpowiedzi wskaże na argument największy: „Zrozumiałem, że istnieje wyższa Ewangelia: Ewangelia cierpienia…”.

Wcześniej rozumie to Rozalia.

CIERPIENIE TO ŁASKA

Cierpienie jest łaską większą niż dar czynienia cudów, zresztą owocuje ono „niewidzialnymi cudami”. Przymiotnik „niewidzialne” ma tu zasadnicze znaczenie, odróżnia bowiem ludzi cierpienia od cudotwórców, którzy dokonują cudów „widzialnych”. Łaska czynienia cudów to powołanie do ukazywania ludziom znaków radykalnych w swej inności, wskazujących na Boga i wieczność. „Niewidzialne” cuda nie są znakami. Widzi je tylko Bóg. Poznają je tylko ci, których cud ten zatrzymał w drzwiach piekła czy pchnął w bramy nieba.

Dokonujący cudów niewidzialnych nic o tym nie wie. Zresztą nie chce i nie musi wiedzieć. Wyjaśnia to nam Rozalia, która zapewnia, że nie żyje dla „interesu nadprzyrodzonego”. Mówiła do Zbawiciela, że nie chce nic „czynić dla interesu”. „I choćbyś mnie wyrzucił do piekła po mej śmierci – dodaje – to wtedy będę się z tego cieszyła, że Ci służyłam nie dla nagrody, lecz z miłości, a także z tego, że nie służyłam światu”.

Może właśnie dlatego, że nie szuka siebie, odnajduje szczęście. Cierpienie nie tylko nie jest tu przeszkodą – jest koniecznym narzędziem. Zapisuje w swoim dzienniczku: „Nieraz mi się wydaje, że serce moje nie zniesie tego szczęścia, że musi przestać bić. Nie wiem, co to jest, że w cierpieniu tak samo czuję się szczęśliwą, że cierpienie przestaje być cierpieniem”.

CIEMNA NOC

Cofnijmy się do czasów młodości Celakówny.

Musi wzrastać duchowo w tempie spotykanym tylko u największych świętych, skoro mając zaledwie 18 lat, wchodzi w tak zwaną noc ducha – czas, kiedy Bóg pozbawia człowieka jakiegokolwiek doświadczenia nadprzyrodzonego, tak że czuje się on, „jakby Bóg nie istniał”. Rozalia trwa w tych ciemnościach wewnętrznych przez siedem długich lat. Dopiero w 1926 roku, na skutek interwencji Matki Najświętszej, czas ciemności ustępuje. Celakówna ponownie wychodzi na światło.

Najświętsze Serce Jezusowe – zdjęcie ilustracyjne

Zaznacza się w jej życiu maryjny ślad i zawsze będzie w nim silnie obecny. Wiemy na przykład, że w 15. roku życia dostępuje szczególnej łaski: uśmiechu Madonny i zapewnienia, że Maryja nauczy ją, jak kochać Jezusa.

Doprowadzi ją do swego Syna.

Matka Boża wprowadza zasadę znaną z teologii Kościoła: Per Mariam ad Jesum. Ona sama doprowadzi Rozalię „przez Maryję do Jezusa”.

A że w planach Bożych Rozalia ma do wypełnienia szczególną misję, Maryja przygotowuje ją do wielkich zadań. Tego samego roku cudownie ją uzdrawia ze śmiertelnej choroby. Dwa lata później właśnie u Jej stóp Rozalia składa ślub czystości. W 24. roku życia dostępuje łaski całkowitego uwolnienia od pokus związanych ze złożonym wcześniej przyrzeczeniem. Czytamy w jej biografii, że idąc w ślady Maryi, złożyła ślub dozgonnej, doskonałej czystości. W wieku 24 lat poczuła się uwolniona od wszystkich pokus przeciwnych tej cnocie.

Wszystko to dzieje się w trakcie duchowej nocy. W tym czasie decyduje się (jest rok 1924) opuścić dom rodzinny i szuka swego miejsca w Krakowie. Wie, czego pragnie: myśli o wstąpieniu do klasztoru, nie umie jednak się zdecydować, jaki to ma być klasztor. Tymczasowo zostaje zatrudniona w szpitalu jako salowa. Tam na oddziale dermatologicznym poznaje całą nędzę i zepsucie świata: widzi ludzi zakażonych chorobami wenerycznymi.

To miejsce, z którym będzie związana całe życie, wskazuje jej chyba Opatrzność. Rozumie już, jak bardzo świat trwa pogrążony w grzechu

W końcu podejmuje decyzję: prosić o przyjęcie do klarysek. Zakon okazuje się jednak zbyt wymagający jak na jej zdrowie i po niespełna czterech miesiącach Rozalia powraca do zajęć pielęgniarki w szpitalu św. Łazarza.

To w tym okresie kończy się jej duchowa noc i zaczynają się spotkania z Jezusem, który przygotowuje ją do szczególnej, wcale nie zakonnej misji.

WIZJE

Zaczynają się wielkie wizje. Najsłynniejszą z nich Rozalia opisuje następująco:

„Znalazłam się duchem na Stradomiu w Krakowie, od ul. św. Agnieszki. Zobaczyłam w mieście straszne zamieszanie wśród ludzi, którzy uciekali w panicznym popłochu w nieznanych kierunkach. Byli między nimi ludzie wszystkich klas, którzy szli z walizkami, teczkami i tobołkami, uciekając od swych prac i zajęć. Z ogromnym zdziwieniem, ale i zarazem trwogą patrzyłam na te gromady ludzi uciekających.

Obok mnie stał poważny pan.

Zwrócony był w stronę uciekających ludzi. Twarz jego była smutna, ale pełna najwyższej powagi, mająca w sobie coś nadziemskiego. Po chwili podniósł swoje oczy ku niebu, wtedy wyglądał pełen majestatu, powagi i pokoju. Ale mimo wszystko boleść malowała się na jego obliczu.

Z wielkim uszanowaniem i czcią patrzyłam na tę dziwną, nieznaną postać, która miała w sobie coś boskiego i pociągającego serce człowieka.

Miałam głębokie przekonanie, że to nie człowiek z tej ziemi. Wtedy i ja patrzyłam na niebo, które zaczęły zakrywać straszne, czarne, ciężkie chmury. Od strony zachodniej przeciągały się na całe niebo.

Wówczas i mnie zrobiło się straszno, jakaś dziwna trwoga mnie ogarnęła. Ten nieznany człowiek zbliżył się do mnie i mówi:

– Patrz, dziecko, uważnie na to, co się dziać będzie. Co teraz widzisz, stanie się niedługo rzeczywistością. Nastaną straszne czasy dla Polski. Burza z piorunami oznacza karę Bożą, która dotknie naród polski za to, że ten naród odwrócił się od Pana Boga przez grzeszne życie. Naród polski popełnia straszne grzechy i zbrodnie, a najstraszniejsze z nich są: grzechy nieczyste, morderstwa i wiele innych grzechów.

Ja sądziłam, że to jest św. Józef, więc mówię do niego:

– Święty Józefie, proszę Cię, powiedz mi, co to wszystko oznacza, bo ja sama tych rzeczy nie rozumiem.

Nieznana osobistość z dobrocią popatrzyła na mnie, lecz to nie był św. Józef. Kto to był, tego nie wiem. Pytam, kiedy to się stanie? On mi mówi, że to niedługo się stanie, lecz nie śmiałam go pytać o rok, miesiąc i dzień tej katastrofy.

Naraz coś dziwnego się stało: znikły domy od plant Dietla po Rynek. Natomiast zobaczyłam olbrzymi plac, na którym gromadzili się ludzie wszystkich stanów. Najwięcej widziałam ludzi wiejskich z koszykami, inteligencji, robotników, Żydów itp., którzy znosili kamienie na budowę. Więc pytam dalej tego nieznanego człowieka: Powiedz mi, św. Józefie, co oni będą budować? Na co te kamienie, cegły, piasek, drzewo i inne przedmioty tak znoszą? Wtedy oblicze tego nieznajomego nabrało dziwnego blasku i majestatu i mówi mi:

- Patrz, dziecko, a wnet się dowiesz, co tu powstanie. Stąd będzie Chrystus królował.

Za chwilę zobaczyłam na tym placu pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa tak olbrzymich rozmiarów, że nic, żaden dom nie da się do tego przyrównać ani żaden kościół. Pan Jezus był tak wysoko postawiony na tym pomniku, że nie tylko cała Polska, lecz także cały świat mógł Go widzieć. Jak ten pomnik wyglądał, jak ludzie wszyscy całego świata widzieli Pana Jezusa, tego ja pojąć ani opisać nie potrafię, bo rzeczy Bożych, rzeczy duchowych nie można wypowiedzieć ludzkim językiem. Oczy wszystkich były zwrócone do Pana Jezusa, który stał w prześlicznej jasności nad całym światem.

Przy tym pomniku składali ludzie ofiary ze wszystkich stanów, również w postaci ślicznych kwiatów w kolorze białym i czerwonym. Jaka to była dekoracja, to można ją tylko przyrównać do nieba, nie do ziemi. Ten nieznajomy daje mi do zrozumienia, że u stóp Chrystusowych trzeba było złożyć taką ofiarę: modlitwy i różne ofiary z serc czystych płynące i męczeństwa, by zmyć zbrodnie całego świata, nie tylko samej Polski, ale na pierwszym miejscu Polski.

Naraz niebo prześlicznie wypogodziło się, znikły z jego horyzontów wszystkie czarne chmury. Na niebie ukazało się słońce, księżyc i gwiazdy i to nie była zwyczajna światłość dzienna, lecz taka, której nie potrafię opisać. Ten nieznajomy mówił do mnie:

– Patrz, dziecko! Królestwo Chrystusowe przychodzi do Polski przez Intronizację.

Po chwili w otoczeniu duchowieństwa i wiernych przyszedł do tego pomnika Jego Eminencja Prymas Polski kardynał Hlond. Za kilka chwil Jego Eminencja odmawiał uroczyście akt ofiarowania całej Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa”. (…)

Powyższy tekst to fragment książki Wincentego Łaszewskiego pt. „Świat objawień Jezusa. Przesłania, wizjonerzy, miejsca objawień”, wyd. Fronda.

Czytaj też:
W jaki sposób Kościół Katolicki może odzyskać zagubione sacrum?
Czytaj też:
Wielkie cuda Aniołów
Czytaj też:
Odtrutka na nasze czasy. Dlaczego warto czytać Euzebiusza z Cezarei

Źródło: DoRzeczy.pl / Wyd. Fronda