Coś się popsuło w silniku, który w ostatnich stuleciach nadał cywilizacji europejskiej pęd nieznany wcześniej dziejom – tak wielki, że w ciągu kilku pokoleń przeszliśmy od wytwórczości opartej na pracy ręcznej i sile mięśni do ery cyfrowej i od powszechnego głodu do powszechnego przejedzenia. Tym silnikiem – gotów jestem się spierać z każdym, którzy go widzą gdzie indziej – był kapitał akcyjny. Wynalazek giełdy zmienił sposób alokowania zasobów. Wcześniej trafiały one tam, gdzie je kierowali władcy. A władcy, wiadomo, czasem są mądrzejsi, czasem głupsi – ale nawet ci mądrzejsi nie zawsze mogą kierować się mądrością, bo muszą np. kogoś pozyskać, kogoś wynagrodzić albo imponować poddanym. W efekcie zasoby – mówiąc prościej, pieniądze – notorycznie marnowane były na budowę różnych piramid, pałaców, na bezsensowne wojny, słowem – na rzeczy, które nie przynosiły zysków. A gdzie nie ma zysku, tam nie ma rozwoju.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.