W tej sprawie splotły się prawie wszystkie namiętności lat 80.: obawy ówczesnej administracji Białego Domu przed zdobywaniem przez komunistów przyczółków w krajach Trzeciego Świata, nieufność Amerykanów wobec tajnych akcji CIA i wreszcie problem obracania przez tę agencję ogromnymi sumami bez kontroli Kongresu. W tle były krytycznie przyjmowana przez amerykańskie elity polityczne kwestia handlu bronią z Iranem i piętrowe intrygi izraelskiego wywiadu. Słowem – klasyczna wielopoziomowa afera z udziałem polityków z obozu republikanów i demokratów.
A do tego wszystkiego dochodził jeszcze zachwyt amerykańskich konserwatystów nad ppłk. Oliverem Northem – oficerem ucieleśniającym ideał twardego wojskowego ratującego interesy Ameryki przy kompletnym niezrozumieniu przez polityków, w jak groźnej sytuacji znajdują się USA.
Czerwona Nikaragua
W 1979 r. w Nikaragui upadł reżim brutalnego dyktatora Anastasia Somozy Debayle, wodza bezwzględnego politycznego klanu, który swoją korupcją i brutalnością ściągnął na siebie nienawiść większości Nikaraguańczyków.
Ekipa Somozy była tak skompromitowana, że gdy upadła, wielu obserwatorów w USA odetchnęło z ulgą. Szybko okazało się jednak, że nowa władza utworzona przez działaczy Sandinistowskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego (FSLN) zaczęła iść drogą, którą dwie dekady wcześniej wybrała Kuba. Nieprzypadkowo zresztą to właśnie wysłannicy Fidela Castro szybko pojawili się w Managui – nikaraguańskiej stolicy. Rozpoczęła się nacjonalizacja przedsiębiorstw, a doradcy z Hawany uczyli elitę FSLN, jak tworzyć tajne służby. Kierowana przez sandinistę Tomása Borge nikaraguańska bezpieka brutalnie zwracała się przeciwko każdemu krytykowi.
Amerykańscy postępowcy z pokolenia, które w młodości zachwycało się Che Guevarą, brali za dobrą monetę deklaracje rewolucyjnej ekipy z Managui na temat chęci zreformowania kraju. Progresiści z Nowego Jorku czy San Francisco przyjeżdżali do Nikaragui oglądać ambitny program walki z analfabetyzmem, zapewnianie ubogim opieki zdrowotnej i sukcesy w modernizacji rolnictwa. Z Ameryki wyjechało wtedy do Nikaragui wielu ochotników – nauczycieli i lekarzy – którzy za skromne wynagrodzenie uczyli nikaraguańskie dzieci lub leczyli w tamtejszych szpitalach.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.