Polska w mackach mafii
  • Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

Polska w mackach mafii

Dodano: 
„Słowik”, „Parasol” i „Wańka” zatrzymani przez policję, 2022 rok
„Słowik”, „Parasol” i „Wańka” zatrzymani przez policję, 2022 rok Źródło: CBSP.POLICJA.PL
Gangsterzy czuli się w pierwszych latach po upadku komunizmu panami Polski. Mafie z Pruszkowa i Wołomina najpierw ściśle ze sobą współpracowały, a potem rzuciły się sobie do gardeł

Boss gangu pruszkowskiego uwielbiał disco polo. Przede wszystkim z powodu pieniędzy. Andrzej Kolikowski ps. Pershing ogromne kwoty, które jego grupa zarabiała, m.in. wymuszając haracze czy sprzedając narkotyki, „prał” właśnie na tym dynamicznie rozwijającym się rynku.

Sam jednak miał wyjątkową słabość do zespołu Bajm. Do dziś krążą legendy o imprezach w klubie nocnym w warszawskim hotelu Polonia, gdy boss gangu pruszkowskiego kazał puszczać w kółko utwór „Miłość i ja”. Zapętlony kawałek doprowadzał do rozpaczy obsługę i gości. Ci pierwsi nie byli w stanie w żaden sposób zareagować, natomiast ci drudzy mogli w ramach protestu co najwyżej po cichu opuścić lokal. „Pershing” w latach 90. trząsł bandyckim półświatkiem i wiedział, że może sobie pozwolić na wszystko. Wszyscy natomiast rozumieli, że pod żadnym pozorem nie można mu wchodzić w drogę.

Na filmach z imprez bandytów z Pruszkowa widać, jak „Pershing” korzystał z życia, pląsając na parkiecie wśród młodych, pięknych dziewczyn. Te ujęcia opinia publiczna mogła zobaczyć w doskonale zrealizowanym serialu dokumentalnym „Alfabet mafii”, wyemitowanym po raz pierwszy 20 lat temu na TVN. Materiał do niego zebrali głównie dziennikarze śledczy Piotr Pytlakowski i Ewa Ornacka. Na innych prywatnych nagraniach z imprez „Pruszkowa” widać, jak Kolikowski biesiaduje wraz z kolegami z „zarządu” gangu. Wszyscy rozluźnieni, przyjacielsko żartują, prężą mieśnie, słowem – bandycka sielanka. W rzeczywistości najbliżsi współpracownicy „Pershinga” kombinowali już, jak zająć jego miejsce.

Kolikowski przeżył kilka zamachów na swoje życie. W tym jeden, w wyniku którego miał się dosłownie usmażyć na swoim ukochanym Służewcu. Ten zapalony hazardzista uwielbiający wyścigi konne w ostatniej chwili zauważył, że pod jego mercedesem ktoś podłożył granat.

Szczęście opuściło go 5 grudnia 1999 r., gdy oddawał się w Zakopanem kolejnemu ulubionemu zajęciu – jeździe na nartach. Nasłani zabójcy dopadli go, gdy wsiadał do swojego mercedesa S500.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.