Polskie czarownice

Polskie czarownice

Dodano: 
"Magiczny krąg" - John William Waterhouse
"Magiczny krąg" - John William Waterhouse Źródło: Wikimedia Commons / Tate Gallery
Na ziemiach polskich nigdy nie zapanowała gorączka polowań na czarownice. Dlaczego nasi zachodni sąsiedzi byli pod tym względem dużo bardziej zapalczywi?

W Polsce przedrozbiorowej czarownik lub czarownica to ktoś, kto za pomocą określonych rytuałów i zaklęć, nieraz przywołując istoty z zaświatów, starał się zmusić siły natury do działania zgodnie ze swoją wolą. Czarownicę szkoliła w demonicznym fachu inna czarownica, natomiast wiedźma, z reguły mniej szkodliwa dla otoczenia, miała zdolności przyrodzone. Czołowi europejscy intelektualiści uważali przez wieki, że kobieta, przez swoją budowę oraz jakieś tajemne wypełniające ją „fluidy”, bardziej podatna jest na grzech i chętniej nadstawia ucha na podszepty szatana. Dlatego w Europie to czarownice – a nie czarownicy – częściej były prowadzone na stos. Litwa była w tej kwestii mniej mizoginistyczna niż Korona i reszta Europy – 40 proc. skazanych w Wielkim Księstwie to czarownicy.

Po 476 r. nieznająca uniwersytetów ciemna, barbarzyńska Europa, w której nawet parafialni księża byli na bakier z łaciną, a miasta były w zasadzie ufortyfikowanymi wsiami, łagodnie traktowała guślarki, wróżbitki, wiedźmy, babki i czarownice. Biskupi i opaci, w ślad za ojcami Kościoła, uznawali kontakty z demonami za wytwór fantazji lub omamy. Jeśli któraś grzeszna niewiasta za bardzo sobie folgowała, to wystarczyły baty, niedopuszczenie do Komunii Świętej, pokuta lub w najgorszym wypadku wygnanie. Tak było jeszcze w XIII w., gdy Europa wyszła już z mroków barbarzyństwa. Kościół polski działał w zgodzie z powszechnym, toteż u nas przez większość średniowiecza stosowano podobny wymiar kar i upomnień wobec wiernych, którzy używali Hostii lub wody święconej po to, by – przykładowo – krowa się cieliła, a mąż odzyskał jurność. Czarownica epoki wczesnych Piastów będzie pędzić żywot podobny do swojej koleżanki po fachu z Francji, Rzeszy czy Italii. Niewiele więc o niej wiemy, bo i Kościół nie za bardzo się nią interesował.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Autor: Jakub Ostromęcki