„Drugiego dnia świąt była bardzo gęsta mgła. Leżało nas kilku na skraju wąwozu. Cały czas strzelaliśmy w stronę Moskali. Naraz widzimy, że stoi nad nami kilku Moskali – chłop w chłopa. Jeden z tych wielkoludów woła do nas »sokoliki zdawajtesia«, a my poturlaliśmy się w tym wąwozie i zniknęliśmy im z oczu. Zaczęli za nami strzelać w linii prostej, a więc pociski szły nad nami. Na szczęście po drugiej stronie wąwozu był las. Dotarliśmy do tego lasku, a tam już byli nasi, leguny. [...] Który z Rosjan zeszedł do wąwozu, już z niego nie wychodził. Kiedy jeden z naszych oficerów został ranny w policzek, wydobył swoją szablę i krzyczał »do ataku«. [...] Jego okrzyk »do ataku« poskutkował, bo taktycznie ruszyliśmy do ataku i Rosjanie uciekali przed nami” – tak Józef Wojnarski wspominał bitwę pod Łowczówkiem, stoczoną przez legionistów I Brygady w święta Bożego Narodzenia 1914 r.
„Kuba” bojowiec
Tym dzielnym oficerem krzyczącym „do ataku” był późniejszy gen. Władysław Bortnowski, we wrześniu 1939 r. dowódca Armii „Pomorze”. Ciężko ranny, wrócił do I Brygady w czasie walk na Wołyniu. Pamiątką po otrzymanej ranie, jak wspominał Wojnarski, była „bardzo zniekształcona twarz, a szczególnie usta”. Bortnowski mógł jednak mówić o szczęściu, wyszedł bowiem cało z bitwy, w której poległo wielu żołnierzy I Brygady Józefa Piłsudskiego, w tym ośmiu oficerów. Wśród nich – Kazimierz Bojarski ps. Kuba.
Czytaj też:
Zapomniana wojna Piłsudskiego. To mógł być koniec Hitlera
„Każę I batalionowi zająć folwark na górze. Bojarskiemu, dowódcy batalionu, tłumaczę położenie, nakazuję ostrożność i stałe obserwowanie całego terenu naokoło. Spodziewam się nieprzyjaciela od wschodu, więc właśnie na nim, na Bojarskim, spoczywa odpowiedzialność za spokój i odpoczynek, którego tak potrzebujemy. Żadnej niepotrzebnej strzelaniny! Strzelać tylko do takich patroli, które wyraźnie do Uliny zmierzają, i to przypuszczając je możliwie blisko. Ludzi ukryć tak, by z daleka nie mogli być zaobserwowani, żadnych patroli na zewnątrz, nikogo z ludności nie wypuszczać, wszystkich nadchodzących przysyłać do mnie do zbadania. Meldunki o najmniejszych spostrzeżonych rzeczach! Bojarski salutuje, wypowiada sakramentalne – »Według rozkazu!« i podkręca czarnego wąsika. Jestem spokojny. Bojarski jest służbistą, nie zawiedzie”.
Ten, który według oceny Piłsudskiego nie zawodził, był weteranem Organizacji Bojowej PPS i uczestnikiem licznych akcji bojowych, na czele ze słynną ekspropriacją w Bezdanach, ostatnią akcją OB PPS, dokonaną w 1908 r. Osiadł potem we Lwowie. Nadal uczestniczył w akcjach bojowych na terenie zaboru rosyjskiego, a jak pisał Stefan Pomarański, „stał się jako jeden z wybitniejszych oficerów Związku [Strzeleckiego] bliskim współpracownikiem […] Józefa Piłsudskiego i z jego polecenia odbywał częste potajemne ekspedycje do Królestwa w sprawach organizacyjnych”. Z nim też wyruszył przeciw Moskalom, zawsze mężny i w pierwszej linii. Zapamiętał go legionowy kapelan, ojciec Kosma Lenczowski: „[…] porucznik (pseudo Kuba) siedzi w stodole i zajada chleb. Trafia granat, burzy stodołę, a Kuba wychodzi spod belek cało”.
(…)
Tekst w pełnej wersji dostępny w najnowszym numerze miesięcznika „Historia Do Rzeczy”!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.