Do Kowla, ważnego węzła kolejowego, istotnego dla walczących armii, oddziały legionowe weszły 6 września 1915 r. Prawosławna rosyjska ludność wyjechała na wschód. Zostali Żydzi, stanowiący większość mieszańców miasta, i nieliczni Polacy.
„Całą jego atrakcję – oceniał miasto legionista Michał Brzęk-Osiński – stanowiła jedyna »cukiernia« prowadzona przez dwie przystojne Żydówki i zakamuflowany za nią oficerski burdelik” (M. T. Brzęk-Osiński, „Legionista i piłsudczyk 1905–1939”).
Żołnierze zaczęli zaglądać do żydowskich sklepików, ale niewiele w nich było, gdyż większość towaru została ukryta. „Z bezczelną twarzą obmacują wszystko – wspominał Piłsudski – i wdzięki sklepikarki, i smakołyki na ladzie. Wystraszone, lecz chytre twarze autochtonów mrugają do siebie, chcąc oszukać to na cenie, to na pieniądzach i ich wymianie. Byle handel szedł”.
Doktor Sławoj-Składkowski postanowił wykorzystać pobyt w Kowlu w celu zaprowadzenia żołnierzy do łaźni. „Otworzyłem drzwi do łaźni i… zdębiałem – opowiadał Składkowski. – W łaźni był widocznie »damski« dzień, bo około piętnastu kobiet długich i krótkich, grubych i cienkich, czerwonych i bladych – myło się w izbie dość widnej, ale całej zasłanej gęstą parą. Szybko zamknąłem drzwi, nim zdążyły się zorientować w naszym najściu. Stojący za mną z błyszczącymi nie tylko bagnetami, ale i oczami – chłopcy ryknęli: »Obywatelu doktorze, my nic jeszcze w tej łaźni nie widzieliśmy!«. – Maszerować za mną! – zawołałem, sam grubo speszony tymi nieoczekiwanymi studiami etnograficzno-anatomicznymi, kierując się z powrotem na podwórze tak szybko, jak pozwalała na to ciemność korytarza” (S.F. Składkowski, „Moja służba w brygadzie”).
Zawód w łaźni legioniści zrekompensowali sobie z Ukrainkami i Żydówkami, przechwalając się, że „dały, oczywista, na miłość”. Korzystali jednak również z profesjonalnych usług. W tej sytuacji dr Składkowski polecił lekarzom batalionowym wygłosić odczyty o szkodliwości chorób wenerycznych. Wysłał też do dowództwa raport o konieczności scentralizowania nadzoru nad prostytucją w Kowlu.
Na Polesiu Wołyńskim
Działania wojenne na wschód od Kowla toczyły się we wrześniu w trudnym terenie. Polesie Wołyńskie było krainą błota, rozlewisk, komarów i piachów, poprzecinaną wieloramiennym Stochodem i jego dopływami. Toczono tam wojnę nieledwie partyzancką, ruchomą, wyjątkowo tylko zajmując stałe pozycje. Kraj był w dużej mierze wyludniony, wojsko rosyjskie, cofając się, albo zabierało ze sobą ludność wsi, albo wywierało na nią presję, by opuszczali domostwa; straszono, że gdy przyjdą Austriacy i Niemcy, będą mordować i gwałcić. Do tego nie doszło, ale zdarzały się plądrowania i rabunki. Legionista Michał Römer zanotował: „Przemarsz Niemców – to plaga prawdziwa dla ludności. Nasi legioniści, choć w nich są instynkty rabunku, są aniołami w stosunku do Niemców” (Michał Römer, „Dzienniki 1914–1915”).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.