Do tej pory archeolodzy poznali kilkanaście miejsc na terenie Peru, gdzie ok. 500 lat temu na szczytach gór lub wulkanów Inkowie składali dzieci w ramach tzw. rytuału capacocha. Bioarcheolog z Ośrodka Badań nad Antykiem, Dagmara Socha przebadała szczątki, odkryte przez amerykańskiego badacza 20 lat temu w wulkanie Misti w Peru niedaleko Arequipy. Obecnie przechowywane są one w chłodni w Museo Sancturies Andinos w Arequipie.
"Szczątki zachowały się w bardzo złym stanie" - zauważa Socha w rozmowie z PAP. Badaczka zdołała jednak ustalić, że należały one nie - jak sądzono - do sześciu osób, ale aż do dziewięciu. Wszystkie złożono w kraterze wulkanu w dwóch jamach. W jednej znajdowały się szczątki sześciu chłopców, w drugiej trzy dziewczynki. Dzieci pochowano w czasach Imperium Inkaskiego, czyli między 1438 a 1533 rokiem.
W momencie złożenia ofiary dzieci miały stać się pośrednikami między bogami i ludźmi. Inkowie uważali dzieci za czyste i nietknięte - taki ich status miał się przyczynić do łatwiejszego skłonienia bogów do określonych decyzji - opowiada Socha.
"Można stwierdzić, że Inkowie uważali fakt złożenia ofiary nie w kategorii uśmiercenia, ale wysłania ich na misję" - dodaje badaczka.
Naukowcy uważali do tej pory, że Inkowie składali na szczytach wulkanów lub gór dwie grupy - chłopców i dziewczynki (pary w wieku maksymalnie 8 lat) oraz dziewczynki w wieku 14-15 lat. Ustalenia polskiej badaczki pokazują jednak nieco inny obraz rytuału - okazało się, że w grobach były dwie dziewczynki w wieku 6-7 lat i jedna 9-10 lat. Wśród chłopców dominowali 6-7-latkowie, choć jeden w momencie złożenia do grobu miał ok. 13 lat.
"Siedmioro zmarłych - zarówno dziewczynki i chłopcy - urodzili się najprawdopodobniej w tym samym momencie" - powiedziała Socha. Według niej mogło się to stać w ważnym dla Imperium Inkaskiego czasie, np. narodzin kolejnego władcy. "Być może od przyjścia na świat byli przeznaczeni na ofiarę" - przypuszcza bioarcheolog.
Zagadką jest, dlaczego w kraterze pochowano również kilkunastoletniego chłopca. Uwagę badaczki zwróciły jego nienaturalnie wygięte kości udowe. Być może była to osoba, która sprawowała kult boga pioruna, który był synem boga słońce i księżyca.
Za jego odprawianie odpowiadali bowiem ludzie, których cechowały deformacje genetyczne, ujawniające się w postaci rozszczepionego podniebienia czy właśnie krzywych nóg - wskazuje bioarcheolog.
Ze względu na słabe zachowanie kości nie ma jasności, w jaki sposób dzieci złożone w wulkanie Misti zostały uśmiercone. Według Sochy stosowano trzy metody - chowano żywcem, duszono lub zadawano cios w głowę. Ślady wskazujące na takie praktyki naukowcy odnotowali w czasie analiz innych, podobnych ofiar. "Dzieci prawdopodobnie nie były świadome swoich ostatnich chwil, gdyż podawano im piwo chicha i liście koki, które mają właściwości narkotyczne" – mówi badaczka.
Dzieci były wybierane jako ofiary nieprzypadkowo - najczęściej spośród najważniejszych rodów. Zdarzało się też, że sami rodzice zgłaszali chęć złożenia ofiary ze swoich dzieci w jakimś konkretnym celu - na przykład, aby zakończyła się susza. "Złożenie ich w ofierze wewnątrz wulkanu przez przedstawicieli władcy inkaskiego uważano bowiem za wielki honor" - dodaje badaczka.
To dopiero początek szeroko zakrojonego projektu realizowanego w ramach działalności Ośrodka Badań Prekolumbijskich UW we współpracy Uniwersytetem Katolickim w Arequipie, którego celem jest poznanie enigmatycznych rytuałów z czasów inkaskich na szczytach gór i wulkanów. W kolejnych latach badacze zamierzają przeanalizować następne szczątki odkryte w czasie wykopalisk w obrębie innych szczytów. Naukowcy zaplanowali również wykonanie analiz izotopowych zębów - w ten sposób dowiedzą się skąd pochodzili zmarli i jaka była ich dieta.
Szymon Zdziebłowski