Kościół w Trzęsaczu jest jednym z ciekawszych zabytków Pobrzeża Szczecińskiego nad Morzem Bałtyckim. Znajduje się na Pomorzu Zachodnim w gminie Rewal. W chwili budowy kościół zlokalizowany był 2 kilometry od morza. Dzisiaj pozostała wyłącznie część jego południowej ściany. Reszta runęła dawno do Morza Bałtyckiego, które podmywając klif, zagarniało kolejne metry lądu.
Nazwa „Trzęsacz” pochodzi od słowa „trzęsienie”, gdyż to trzęsienie ziemi odczuwali okoliczni mieszkańcy, kiedy morze podmywało ląd. W języku naukowym taki proces nazywa się abrazją, jednak ludzie określali to zjawisko po prostu jako „trzęsacz”. Nazwa ta przylgnęła później także do miejscowości. W języku niemieckim Trzęsacz określany był jako Tom Have, Thom Have, a później Hoff.
Jak morze zabierało kościół
Wioska Trzęsacz powstała w XII wieku. Pierwsza wzmianka o osadzie pochodzi z 1331 roku. Wiadomo, że w wiosce wybudowano wówczas kościół murowany, który zastąpił istniejący wcześniej kościół drewniany. Pod koniec XIV wieku mniejszy kościół zastąpiono większą świątynią w stylu gotyckim. Wówczas, jak mówią przekazy, wioska i kościół, znajdowały się około 2 kilometry od brzegów Morza Bałtyckiego.
Kościół pw. św. Mikołaja był jedną z największych świątyń na Pomorzu. Do czasów reformacji był świątynią katolicką, w 1534 roku protestanci zaadaptowali go na swoje potrzeby.
Z biegiem lat zaczęto zauważać, że morze coraz bardziej zbliża się do wioski i kościoła w Trzęsaczu. Podjęto pewne próby zatrzymania erozji, lecz okazały się one mało skuteczne. W 1750 roku, a więc około 250 lat po budowie gotyckiej świątyni, odległość kościoła do morza wynosiła już tylko… 58 metrów. W 1850 roku dystans ten zmniejszył się jeszcze bardziej. Kościół w Trzęsaczu znalazł się 5 metrów od brzegu klifu.
2 marca 1874 roku odprawiono w kościele ostatnie nabożeństwo, po czym świątynię zamknięto dla wiernych. W kolejnych miesiącach trwało jeszcze przenoszenie całego wyposażenia z Trzęsacza do innych świątyń. Stalle (bogato zdobione ławki) znalazły się w kościele w Kamieniu Pomorskim, ołtarz gotycki trafił do Rewala, ołtarz barokowy – do nowo wybudowanego kościoła pw. Miłosierdzia Bożego w Trzęsaczu, a niektóre inne elementy wyposażenia wywieziono do muzeów w Szczecinie i Berlinie. Część z nich zaginęła w czasie II wojny światowej.
W 1900 roku do morza runęły pierwsze fragmenty kościoła. 9 marca 1901 roku powalona została cała północna ściana. Do 1930 roku na brzegu stała już wyłącznie ściana południowa, której fragment runął ostatecznie do morza 1 lutego 1994 roku. Dopiero w latach 90. podjęto się zabezpieczania klifu, aby uchronić go od dalszej erozji, a co za tym idzie – ocalić ostatni fragment okazałego niegdyś kościoła św. Mikołaja w Trzęsaczu. Prace zabezpieczające klif i fundamenty murów kościoła trwały w latach 2001-2002.
Legendy związane z Trzęsaczem
Według jednej z legend, niedaleko Trzęsacza mieszkał rybak imieniem Kniażko. Był on zakochany w dziewczynie imieniem Ewa, jednak zanim zdążył ją poślubić, musiał jechać na wojnę. W czasie walk z Brandenburczykami zginął na morzu, a jego ukochana zmarła niedługo później z tęsknoty za nim. Pochowano ją na cmentarzu znajdującym się przy kościele w Trzęsaczu. Legenda mówi, że oboje znowu będą razem, kiedy świątynia całkowicie runie do morza.
Druga opowieść jest dużo bardziej baśniowa. Pochodzący z małej miejscowości nad Bałtykiem rybacy wracali pewnego dnia z połowów z sieciami pełnymi ryb. Po drodze upraszali sobie łaskę władcy tych wód, Pluskuna, aby pozwolił im bezpiecznie dotrzeć do domu. Jak się okazało, w czasie połowu, do sieci rybackiej wpadła syrena zwana Zielenicą. Rybacy chcieli ją najpierw wypuścić na wolność, gdyż darzyli te stworzenia wielkim szacunkiem, jednak miejscowy ksiądz (a miało się to dziać w krótkim czasie po chrystianizacji tych ziem) polecił rybakom przenieść Zielenicę do kościoła, gdzie miała zostać ochrzczona. Syrena, jako, że nie potrafiła żyć na lądzie, wkrótce umarła. Jak każdego chrześcijanina, pochowano ją na miejscowym cmentarzu.
Gdy o wszystkim dowiedział się Pluskun, wpadł w gniew. Kazał on morskim falom tak długo bić o brzeg, aż w końcu morze dotrze do miejsca złożenia ciała Zielenicy i zabierze je z powrotem. W ten sposób Bałtyk wdzierał się coraz głębiej w ląd, aż pochłonął cmentarz i sam kościół.
Czytaj też:
Gdynia. "Megalomańska" mega inwestycja II RPCzytaj też:
Święty Walenty. Patron osób chorych psychicznie i zakochanych. Co o nim wiemy?Czytaj też:
Wikingowie u Piastów