O „Śmigłym” pisze się niewiele, a jeśli już, to właściwie tylko bardzo źle. Dodatkowy problem stanowi także fakt, że był niezwykle skrytym człowiekiem i nie pozostawił niemal żadnych wspomnień. Dlatego poświęcono mu niewiele pozycji książkowych, a te, które się ukazały, przedstawiają go niemal wyłącznie w ciemnych barwach. Bez końca podkreślana jest jego odpowiedzialność za klęskę wrześniową, nie wspomina się w ogóle o kontekście tej wojny, a tym bardziej o fakcie, że Śmigły w tak trudnej sytuacji sprawdził się jako Naczelny Wódz i do chwili sowieckiego ataku sprawnie realizował założone cele kampanii. Wojsko Polskie nie miało bowiem pokonać Wehrmachtu, lecz zadać mu jak największe straty i po wycofaniu się na Przedmoście Rumuńskie oczekiwać ofensywy przymierzonych na Zachodzie, by przejść do kontrataku i wyzwalania okupowanych ziem polskich. Przy okazji żaden z autorów publikacji o marszałku nie podkreśla dostatecznie jego ogromnej roli w bojach legionowych podczas I wojny światowej, znakomitego i skutecznego kierowania Polską Organizacją Wojskową czy ogromnych sukcesów w wojnie z bolszewikami.
Żaden z autorów tej książki nie jest specjalnym zwolennikiem zakłócania spokoju zmarłym, ale chętnie obejrzelibyśmy wyniki autopsji szczątków marszałka Śmigłego-Rydza. Do dzisiaj bowiem snute są bardzo różne teorie na temat jego śmierci, powstają nowe książki, pojawiają się artykuły, a historycy i publicyści wciąż spierają się na temat ostatnich miesięcy jego życia. Właściwie każda teoria jest podważana – natychmiast zresztą znajduje zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Dyskusje i spory są jak najbardziej potrzebne, jednak nie w sytuacji, gdy koronny dowód znajduje się na Starych Powązkach w Warszawie.
Jeżeli można było przeprowadzić ekshumację szczątków Sikorskiego i dzięki temu obalić hipotezy Dariusza Baliszewskiego i Tadeusza A. Kisielewskiego, dlaczego nie zrobić tego ze „Śmigłym”? Wprawdzie upadłby piękny mit narodowy o winie i odkupieniu, ale historia nie jest zbiorem bajek, tylko nauką opierającą się na faktach. Gdyby bowiem okazało się, że „Śmigły” został zamordowany albo ogóle nie spoczywa w swoim oficjalnym grobie, dzieje Polski tamtego okresu należałoby napisać na nowo…
Czy tego boją się historycy? A może faktu, że zniknąłby jeden z tematów do dyskusji i snucia kolejnych teorii? Hipotezy należy stawiać ‒ jest to jedno z zadań badaczy, ale nie w sytuacji, gdy można je sprawdzić w praktyce. To przecież absurd, że do dzisiaj trwa dyskusja na temat ostatnich miesięcy życia marszałka, a nikt nie rzucił hasła: „Ekshumować »Śmigłego« z Powązek!”, by sprawdzić, czy faktycznie jest tam pochowany. Czym ryzykujemy? Upadkiem kolejnego mitu? Czy to tak wiele, by wreszcie dotrzeć do prawdy? Zacznijmy się wreszcie zachowywać jak prawdziwi badacze, a nie specjaliści od kłótni i głoszenia fantastycznych teorii. Skończmy z dyskusjami na zasadzie „jedna baba powiedziała coś drugiej babie w jakimś maglu”.
Dlatego powtarzamy: nadszedł wreszcie czas, by sprawdzić, czy na Starych Powązkach rzeczywiście spoczywa marszałek Edward Śmigły-Rydz, a jeżeli tak, to czy nie został zamordowany. Prawda jest bowiem więcej warta niż poprawianie podręczników lub obalanie narodowych legend…