Polski męczennik w Japonii. Torturowali go 105 razy
  • Marek GałęzowskiAutor:Marek Gałęzowski

Polski męczennik w Japonii. Torturowali go 105 razy

Dodano: 

Natychmiast podjął kolejną próbę przedostania się do Japonii. Tym razem na przeszkodzie stanęli jego przełożeni zakonni. Miejscowy wizytator jezuitów wiedział bowiem, że podróż do Japonii w tym momencie jest szaleńczo ryzykowna i nie zamierzał wysyłać Polaka na pewną śmierć. Zwłaszcza że jezuita Marcel Mastrilli, który wcześniej płynął z Męcińskim z Macao do Japonii, ale w przeciwieństwie do niego zdołał uniknąć niewoli holenderskiej i dotarł do Japonii, został tam okrutnie zamordowany. Dlatego też jezuici skierowali Męcińskiego do Kambodży, gdzie został przełożonym misji. Ciesząc się przychylnością miejscowego władcy, z powodzeniem szerzył tam wiarę katolicką.

Represje szogunów

Zakaz wyjazdu do Japonii był jak najbardziej słuszny, gdyż los katolików w tym kraju przypominał wówczas męczeński los chrześcijan w starożytnym Rzymie. Pierwsze lata katolicyzmu w Japonii nie zapowiadały co prawda tak tragicznych wydarzeń. W połowie XVI w. swoją misję rozpoczął tam św. Franciszek Ksawery – jeden z najbliższych przyjaciół i współpracowników założyciela zakonu jezuitów Ignacego Loyoli. W następnych latach misję kontynuowali jezuici i franciszkanie, przyjmowani przez Japończyków raczej przychylnie. W końcu XVI w. liczba katolików, którzy skupieni byli przede wszystkim w południowo-zachodniej części kraju, głównie na wyspie Kiusiu, osiągnęła 300 tys.

Szczęśliwy czas tolerancji zbliżał się jednak do dramatycznego końca. Po stosunkowo niewielkim incydencie między Hiszpanią a Japonią, w którym nieroztropnie usiłowali pośredniczyć misjonarze, rządzący Japonią Toyotomi Hideyoshi wydał wyrok śmierci na wszystkich zaangażowanych w sprawę. W dniu 5 lutego 1597 r. siedmiu hiszpańskich franciszkanów i 19 japońskich katolików (w tym trzech jezuitów) zostało ukrzyżowanych na wzgórzu Mubonzan w pobliżu Nagasaki (wszystkich kanonizował w 1862 r. papież Pius IX).

Czytaj też:
Honorowe rozprucie brzucha. Dlaczego harakiri musiało być tak okrutne?

Wydarzenie to rozpoczęło wieloletnie prześladowania katolików w Japonii i zahamowało rozwój katolicyzmu w tym kraju, w którym dziś wiarę katolicką deklaruje zaledwie 0,4 proc. mieszkańców. W 1614 r. szogun Yeyasu (Daifusama), z rządzącego Japonią rodu Tokugawa, zabronił wyznawania wiary katolickiej. Rozkazał zburzyć wszystkie kościoły, a misjonarzy i wielu przedstawicieli znamienitych rodów japońskich wygnał z kraju. Ponurą sławę prześladowcy zyskał również jego syn i następca szogun Hidetada, który nakazał spalenie chrześcijańskich ksiąg, wymuszał na wiernych apostazję, a tych, którzy odmówili, kazał zabijać. Symbolem tych prześladowań stała się egzekucja 55 chrześcijan, dokonana w 1622 r. w Kioto. Część z nich spalono, innych ścięto. Miejscem kaźni były jednak przede wszystkim okolice Nagasaki, a także góra Funzen – do jej gorących źródeł wrzucano chrześcijan, którzy nie wyrzekli się wiary, wcześniej okaleczając ich przez obcięcie środkowych palców rąk i uszu.

Śmierć za wiarę

Mimo kilku lat spokojnego pobytu w Kambodży o. Męciński nie porzucił zamiaru wyjazdu do Japonii. Spotykał się stale z odmową, lecz sytuacja zmieniła się w końcu 1641 r., kiedy przełożony zakonu jezuitów w Japonii – Krzysztof Ferreira – został schwytany przez ludzi szoguna. Pod wpływem tzw. tortury dołu (o której za chwilę) wyrzekł się wiary i został zmuszony przez swoich prześladowców do współpracy. Jako tłumacz miał nakłaniać katolików do apostazji. W tej sytuacji przełożeni Męcińskiego zgodzili się wysłać go do Japonii. W lutym 1642 r. Polak dotarł drogą morską do Manilli na Filipinach. Stamtąd, wraz z wizytatorem zakonu Antonio Rubino i kilkoma innymi duchownymi, w tym Japończykiem Tomaszem, który towarzyszył o. Wojciechowi wcześniej w Kambodży i Wietnamie, wyruszył do Japonii, realizując marzenie, które miał od 20 lat.

Jak jednak pisał o. Natoński: „Nie wszyscy podwładni Rubina pochwalali tę wyprawę, uważając ją za kuszenie Boga i marnowanie życia ludzkiego. Wizytator uważał więc za stosowne wyjaśnić powody swego kroku. W liście pożegnalnym wyjaśnił, że trzeba pomóc katolikom japońskim i to jest jego obowiązkiem jako wizytatora i osobistym pragnieniem. Nie ma jednak odwagi nakazać komukolwiek tej misji, jeżeli sam nie da przykładu. Wybrał tych, co chcieli mu towarzyszyć, i gotów jest na tortury, by swą ofiarą przyczynić się do otwarcia Japonii dla misjonarzy”. Był wśród nich o. Wojciech. Spodziewając się losu, któremu wychodził naprzeciw, wysłał pożegnalne listy do krewnych i przyjaciół. Swojej siostrze Zofii napisał: „Ostatni ten list piszę do W.M., gdyż już Pan móy wzywa na krzyż swóy, gdzie jako w nim ufam, za trzy albo cztery niedziele skończę życie w rękach katowskich dla wyznawania wiary Jego świętej […]. Aleć to już dawnom pragnął, jeszcze będąc w Polszcze, pamiętasz W.M. Miło mi dla Pana mego, choć okrutnie umrzeć, który pierwej dla mnie tak srodze na Krzyżu zmarł”.

W lipcu 1642 r. misjonarze, przebrani za Chińczyków, dopłynęli do Kagoshimy w Japonii, gdzie niegdyś rozpoczął swoją misję św. Franciszek Ksawery. Po miesięcznym pobycie w Kagoshimie, 12 sierpnia, dotarli na wyspę Satzuma. Tam niestety już następnego dnia zostali odkryci przez służbę szoguna Iemitsu Tokugawę. Tydzień później o. Męciński z towarzyszami zostali przewiezieni do Nagasaki, gdzie rozpoczęło się przesłuchanie, w którym jako tłumacz uczestniczył Ferreira. Od wszystkich księży zażądano odstąpienia od wiary, a kiedy odmówili, poddano ich tzw. torturze wody. Opisał ją w życiorysie o. Męcińskiego jezuita Marcin Czermiński: „Okrutna katusza polegała na tym, że każdego z osobna przywiązywano do drabiny, pozostawiając wolną lewą rękę w tym celu, aby w każdej chwili mógł dać znak zaparcia się wiary przez podniesienie jej ku swym piersiom. Następnie nieco w tył przychylano głowę, wkładano w usta lejek i dopóty wlewano wodę, aż wnętrzności były nią przepełnione. Teraz rozpoczynała się najdotkliwsza męka: oto wkładano ich w prasę między dwie deski i tak długo deptano po nich aż wszystką wodę wyduszono”.

Chrześcijańscy męczennicy z Nagasaki

Mękę powtarzano co drugi dzień, począwszy od końca sierpnia 1642 r., a skończywszy 16 marca 1643 r. Najbardziej brutalnie zastosowano torturę wody po raz 105. – jak się okazało – ostatni. Także wówczas o. Męciński i jego towarzysze nie dali się złamać i nie wyrzekli się wiary. Wówczas żołnierze szoguna „ogolili każdemu głowę do połowy, pomalowali karminem, zakneblowali usta i przywiązali nad nimi metalową tabliczkę, na której napisano następujący wyrok: »Cesarz japoński skazuje tych na śmierć, ponieważ głoszą wiarę rzymską zakazaną już przed kilkoma laty w jego państwie«” – pisał Czermiński.

Następnie wywieziono ich z Nagasaki na miejsce kaźni, gdzie zostali powieszeni głową do dołu, do którego wrzucano odchody. Siedem dni trwały męki pod ciągłą obserwacją, liczono bowiem, że ta potworna tortura wpłynie na twardą postawę misjonarzy. Tak się nie stało. Pierwszy skonał Japończyk Tomasz, dwa dni później o. Rubino, a następnie, po siedmiu dniach mąk, 23 marca 1643 r. Wojciech Męciński. Ostatni list, który przed wywiezieniem z Nagasaki pozwolono mu wysłać do Rzymu, podpisał: „skazany na śmierć dla Chrystusa”. Jeszcze dwa dni męczyli się pozostali towarzysze o. Męcińskiego – ojcowie Antonio Capeci, Franciszek Marquez i Dydak de Morales. Ściągnięto ich w końcu ze sznura i ścięto. Ciała wszystkich spalono i wrzucono do oceanu. Dziewięć lat później, liczący sobie już 74 lata Krzysztof Ferreira, odmówił dalszego udziału w prześladowaniach katolików i wyznał, że sam jest nim nadal. Zginął tak jak o. Męciński i jego towarzysze.

W Polsce dowiedziano się o męczeńskiej śmierci Wojciecha Męcińskiego cztery lata później. Starania o beatyfikację, podejmowane przez polskich jezuitów w latach 70. XVII w., okazały się jednak nieskuteczne, stwierdzono jedynie kanonicznie męczeństwo polskiego misjonarza. Na przełomie XIX i XX w. intensywne działania w tej sprawie podejmował jezuita ks. Marcin Czermiński, który napisał też najobszerniejszy dotychczas życiorys o. Męcińskiego. I te starania nie przyniosły rezultatu.

Artykuł został opublikowany w 4/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.