Na to wielkie imperium składały się osiągnięcia takich „reformatorów” z dynastii Rurykowiczów jak Iwan Groźny, który stworzył w latach 1565–1572 opryczninę – bandyckie państwo w państwie – aby sterroryzować potężne rody bojarskie i rozprawić się z nimi, a także złupić kogo się da. Tragiczny los spotkał zwłaszcza Nowogród Wielki – bogatą republikę kupiecką, gdzie oprycznicy urządzili okrutną rzeź mieszkańców. Likwidacja tego najbardziej cywilizowanego księstwa Rusi utrwaliła despotyczną władzę krwiożerczego cara. Podobnie zdobycie Kazania – stolicy Złotej Ordy – które dało Iwanowi dziedzictwo wielkiego chana i wiekopomną sławę wśród rodaków.
Inny car znany z silnej i bezlitosnej ręki – Piotr I Wielki z dynastii Romanowów – przeorał Rosję pozornie na wzór zachodni, goląc brody bojarom i wprowadzając europejskie umundurowanie oraz uzbrojenie armii. Budowa Sankt Petersburga i floty, uruchamianie górnictwa i fabryk metalurgicznych, wprowadzenie rang dla szlachty i służba państwowa młodzieży szlacheckiej, pobór do wojska chłopów na całe życie, podział kraju na gubernie czy ustanowienie senatu zarządzającego sprawami państwa – wszystko to miało jednak cel nadrzędny: skuteczne prowadzenie wojen na lądzie i morzu.
Z osiągnięć Katarzyny II warto jeszcze wspomnieć o wprowadzeniu stanu mieszczańskiego i samorządu miejskiego, umocnieniu szlachty i administracji oraz o rozwoju szkolnictwa i nauki. Jednocześnie chłopi pańszczyźniani do reszty stracili wolność, stając się przedmiotem handlu, a jej kolejni faworyci – oddający niekiedy znaczne usługi podczas wojen (Orłowowie, Potiomkin) – zagarniali ogromne obszary zdobywanych ziem; także Rzeczypospolitej.
Wspomnijmy jeszcze wśród „reformatorów” Aleksandra II, który zniósł (1861) poddaństwo chłopów. O ich pozornym uwłaszczeniu, naprawionym dopiero przez Stołypina, pisałem na początku (zauważmy, że uwłaszczeni później o trzy lata chłopi polscy lepiej na tym wyszli, bo carat zrealizował w 1864 r. to, co zadekretował powstańczy Rząd Narodowy w roku 1863).
Michaił Heller cytuje w swej znakomitej „Historii Imperium Rosyjskiego” taką opinię wcześniejszego historyka rosyjskiego, Wasilija Kluczewskiego (1841–1911): „Sprawy wojskowe nie tylko stały na pierwszym planie, zajmowały główne miejsce pośród innych działów administracji państwowej, ale w ogóle przesłaniały całą resztę: służba wojskowa koncentrowała w sobie wszystkie rodzaje służby cywilnej, a inne niewojskowe dziedziny administracji stawały się nie tylko drugoplanowe w stosunku do wojskowej, ale były też jej podporządkowane, przeznaczone do tego, by służyć jej interesom”. Czyli wojowniczemu ze swej natury imperium.
Ruś, Moskwa i Polska
Kształtowanie się silnej, despotycznej władzy na rozległych ziemiach rosyjskich Norman Davies wiąże (w „Bożym igrzysku”) z charakterem osadnictwa. Porównując je z osadnictwem na terenie Polski, pisze: „Jednostki osadnicze były w Polsce bardziej silne [...], łączyły one samowystarczalność gospodarczą osiedli europejskich z izolacją porównywalną z sytuacją panującą w tym czasie w Rosji. Stąd też w Polsce powstawał, zdaniem historyków, model diametralnie inny od modelu przeważającego na terenie księstwa moskiewskiego, gdzie osady były izolowane od siebie, nie mogły jednak zapewnić gospodarczej samowystarczalności i podstawowym warunkiem ich przetrwania było jednoczenie zasobów poprzez silną organizację większych wspólnot... [W Polsce] władcy mieli mniejsze możliwości stworzenia skutecznego oparcia dla swej władzy niż w Europie Zachodniej, gdzie zasiedlenie było gęstsze, i niż w Rosji, gdzie jednostki osadnicze chętnie poddawały się władzy centralnej, szukając ochrony i wzajemnego wsparcia”.
Z kolei kolebkę Słowian północnych Davies upatruje wśród lasów i stepów na północny wschód od Karpat, skąd nasi przodkowie mieliby się przedostać na tereny dzisiejszej Polski dopiero w VII–VIII w. n.e. Pogląd ten kłóci się nie tylko ze starą szkołą prof. Józefa Kostrzewskiego, którą brytyjski historyk ironicznie nazwał „autochtoniczną”, lecz także z najnowszymi badaniami polskich archeologów i genetyków. DNA zbliżone do kodu genetycznego występującego wśród dzisiejszych Polaków znaleźli oni na polskiej ziemi w kościach ludzkich z czasów rzymskich…
Czytaj też:
Żałosny koniec ostatniego króla Rzeczypospolitej. W II RP pochowano go po kryjomu
Badania genetyczne rzucają ciekawe światło na problem słowiańskiego charakteru Moskwicinów. Przypomnę (pisałem już o tym w „HDR”), że zastanawiające wyniki badań genetycznych przytoczył Anatol Taras w książce „Anatomia nienawiści” o stosunkach polsko-moskiewskich. Wedle autora badania przeprowadziła Rosyjska Akademia Nauk w latach 2002–2005, a podała je Jelena Bałanowska. Otóż genotyp Rosjan w 85–90 proc. składa się z materiału genetycznego Finów (Mordwinów, Muromców, Maryjczyków…) i Turków (Tatarów, Protobułgarów, Baszkirów...), czyli ludów nieindoeuropejskich. Ludzi z genami dominującymi u Słowian na całym obszarze Rosji jest nie więcej niż 6–8 proc. i są to zapewne w większości potomkowie Białorusinów, Ukraińców i Polaków.
Najbliżej spokrewnieni są natomiast Polacy i Białorusini. To ta sama grupa etniczna, która powstała z wymieszania się zachodnich Bałtów ze Słowianami. Wschodni Ukraińcy są bliscy Rosjanom, natomiast zachodni stanowią mieszankę Słowian (Drewlan, Polan, Dulebów, Siewierzan...) z plemionami sarmackimi. Na terenie byłego Związku Sowieckiego Słowianami są więc raczej Białorusini (bliscy Polakom i Słowakom) i Ukraińcy (bliscy Bułgarom i Serbom), a nie Rosjanie.
Z kolei – jak pisze Taras – okołosłowiański język rosyjski powstał z miejscowych języków fińskich i tureckich na osnowie cerkiewno-słowiańskiej i zawiera 75–80 proc. słownictwa niesłowiańskiego. Dlatego „Białorusin bez tłumacza rozumie polski, słowacki i ukraiński, natomiast Rosjanin mowy białoruskiej nie rozumie... Historyczna Moskovia obejmowała ziemie Włodzimierza i Suzdalu i jednoczyła plemiona fińskie oraz turkojęzyczne, wchodząc 250 lat w skład Złotej Ordy jako jej peryferia… Uzurpowała sobie nazwę »świętej Rusi«, natomiast Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem powstałym ze zjednoczenia Białorusi z Polską, a umożliwiła tę unię etniczna bliskość…”– konkluduje Anatol Taras.
Na badania genetyczne nakładają się w pewnym stopniu wyniki badań językoznawców nowozelandzkich – Russella Graya i Quentina Atkinsona. Wskazują oni Anatolię jako prasiedzibę (przed 8,7 tys. laty, kiedy neolityczne kultury rolnicze rozpoczęły inwazję Europy) licznych prajęzyków indoeuropejskich, w tym Celtów, Italików, Germanów, Bałtów i Słowian. 3,4 tys. lat temu prajęzyk bałto-słowiański rozpadł się na obszary późniejszych języków bałtyjskich i słowiańskich. Około 700 r. n.e. od prasłowiańskiego miały się oddzielić na Bałkanach dialekty, później osobne języki Słowian południowych (dziś słoweński, serbsko-chorwacki, macedoński i bułgarski). Następnie wydzieliły się też języki północnych Słowian na dwie grupy: czesko-słowacką i polsko-ukraińsko-białorusko-rosyjską. Język polski wyodrębnił się między 1300 a 1400 r. Dialekty ruskie zróżnicowały się jeszcze później, przy czym białoruski z ukraińskim są bardziej spokrewnione ze sobą niż każdy z nich z językiem rosyjskim.
Czytaj też:
Polacy na Kremlu. O krok od imperium
Oświeceni Rosjanie znali swe pochodzenie jeszcze w końcu XIX w. Świadczy o tym fragment trafnej recenzji namalowanego w 1872 r. obrazu Jana Matejki „Batory pod Pskowem”, napisanej przez rosyjskiego krytyka Włodzimierza Stasowa: „Jeśli chodzi o rosyjskie duchowieństwo i posłów, to oprócz wspaniałych i udanych prób nieboszczyka Szwarca żaden z naszych historycznych obrazów nie oddał z taką zdumiewającą wiernością przedstawicieli starej Rusi o fińsko-tatarskich fizjonomiach, ciężkiej postawie i pokornych oczach”. Cóż, powstańcy styczniowi śpiewali w tym samym mniej więcej czasie: „Do Azji precz, potomku Czyngis-chana.”... A na ich sztandarach obok polskiego Orła Białego widniały litewsko-białoruska Pogoń i ukraiński Archanioł Michał.
Dzisiaj Polska liczy 38 mln mieszkańców, a „Ruś” (a więc Rosja + Ukraina + Białoruś) – 194,5 mln, czyli pięć razy więcej. W ciągu tysiąclecia proporcje się zmieniły: mieszkańców Rusi było pod koniec X w. siedem razy więcej (7 mln do 1 mln). Rzecz jednak nie tylko w tym, że Polaków relatywnie przybyło. Oto nieśmiało rodzi się nadzieja, że – tak jak podczas kilkuset lat trwania unii polsko-litewskiej i innej niż moskiewska cywilizacji między Bugiem a Dnieprem – straci sens rachowanie, ilu jest łącznie, jak we wczesnym średniowieczu, „Rusinów”. Porównamy raczej proporcje z czasów Rzeczypospolitej (11 mln) i Moskwy (15 mln) i policzymy: my (Polacy + Ukraińcy + Białorusini + Litwini) i oni (Rosjanie). Wyjdzie nam, jak obszył, 100 do 140 mln. Dwa do trzech niespełna…