Seksagentki w Warszawie. Ambasada USA nie była gotowa na taki atak

Seksagentki w Warszawie. Ambasada USA nie była gotowa na taki atak

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Wikimedia Commons / Tranquil Garden
Tajne służby PRL podstawiły pracownikom amerykańskiej ambasady „dziewczynki”. Jednego z nich złapano na gorącym uczynku w łóżku.

Marian Zacharski

W roku 1958 oficer wywiadu PRL Michał Goleniewski z własnego wyboru podjął współpracę z CIA. Przekazując swoje raporty via martwe skrzynki, starannie unikał ujawnienia danych, które mogłyby Amerykanów naprowadzić na ślady wskazujące, że autorem tych informacji jest wysoko uplasowany oficer wywiadu.

W 1959 r. wysłał raport, który kilka lat później, po publicznym ujawnieniu jego fragmentów, wstrząsnął Ameryką. Dotyczył on m.in. problemów, jakie mieli amerykańscy dyplomaci w Warszawie. Rozpoczęły się one w 1958 r., kiedy zdecydowano, że prowadzone od 1 sierpnia 1955 r. cykliczne nieformalne konsultacje Chin i Stanów Zjednoczonych odbywać się będą w polskiej stolicy. Do tego momentu za miejsce tych spotkań służyła Genewa.

Chińczycy zamianę miasta Kalwina na stolicę Polski przyjęli z zadowoleniem. Chociażby dlatego, że od pierwszych konsultacji ich przedstawicielem był stacjonujący w Warszawie ambasador Wang Bingnan. Notabene Amerykanie też korzystali z usług przedstawiciela spoza Szwajcarii, wyznaczając do tej roli ambasadora akredytowanego w Czechosłowacji, syna emigrantów szwedzkich, Urala Alexisa Johnsona.

Po zmianie miejsca rolę amerykańskiego negocjatora wziął na siebie akredytowany w Warszawie ambasador Jacob Dyneley Beam. Sowieci zaniepokojeni tajnymi konszachtami chińsko-amerykańskimi za wszelką cenę chcieli zdobyć jak najwięcej informacji o przebiegu rozmów, które zwykle toczyły się w Pałacu Myślewickim w Łazienkach.

Pałac Myślewicki w Warszawie

Interesowały ich zarówno opinie amerykańskich dyplomatów, jak i treść niejawnej korespondencji na linii Departament Stanu – ambasada w Warszawie. Sowietom chodziło przede wszystkim o rozpoznanie stanowiska zajmowanego w trakcie konsultacji przez ich „sojusznika klasowego”, jakim wówczas były Chiny Ludowe.

Agentki w 
spódniczkach

Ponieważ wspomniane wydarzenia rozegrały się w Warszawie, służby PRL przystąpiły do realizacji zadania, które polegało na spenetrowaniu wnętrza amerykańskiej placówki i zwerbowaniu części jej personelu. W tym celu uruchomiono „dyżurny pododdział” pięknych kobiet, których wdziękom nie był w stanie się oprzeć żaden zdrowy mężczyzna.

Fakty opisane przez Goleniewskiego w raporcie z 1959 r. potwierdzają wysoką jakość, a nade wszystko skuteczność wspomnianych pań, które pracując dla służb, wypełniały swój „patriotyczny obowiązek”. „Atak” na amerykański personel był wielokierunkowy. Przemiłe panie zbliżyły się zarówno do formacji marines strzegącej w dzień i w nocy bezpieczeństwa placówki, jak i do personelu dyplomatycznego.

Goleniewski w swoim raporcie poinformował, że wdziękom pięknych pań uległo 10 marines i kilku dyplomatów. Wśród osaczonych dyplomatów znajdował się również oficer odpowiedzialny za bezpieczeństwo ambasady. W informacji przekazanej Amerykanom znajdować się miała także notatka na temat żony jednego z najwyższych rangą dyplomatów, która w trakcie podróży do Moskwy została uwiedziona przez bardzo przystojnego i szykownego młodego komunistę.

Czytaj też:
Agent, który chciał być carem

Przez tydzień spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. A ich igraszki zostały okładnie udokumentowane przy użyciu sprzętu fotograficznego. Zebrany materiał wzbogacony ofertą wypłaty znacznych kwot pieniężnych planowano użyć podczas werbunku jej męża. W chwili sporządzania raportu mąż nie był jeszcze zaznajomiony z pikantnymi szczegółami pobytu żony w sowieckiej stolicy.

Po otrzymaniu raportu Goleniewskiego wysokiej rangi oficerowie CIA bezzwłocznie przystąpili do działania. O problemach placówki w Warszawie powiadomili zastępcę dyrektora biura bezpieczeństwa Departamentu Stanu, Ottona F. Otepkę, a także zastępcę podsekretarza stanu w tym resorcie, Loya Hendersona.

Wyraźnie dano do zrozumienia, że raport był wiarygodny, bo pochodził od zaufanego informatora. Po latach Amerykanie uznali, że głębia wiedzy Goleniewskiego miała swoje źródło w tym, że był zaufanym współpracownikiem sowieckiego KGB funkcjonującym w ramach wywiadu PRL.

CIA zapewniała Otepkę i Hendersona, że kontroluje sytuację i w ramach Departamentu Stanu nie ma potrzeby uruchomienia dodatkowego śledztwa. Akcja wycofywania personelu stanowiącego ryzyko dla prawidłowego funkcjonowania placówki w Warszawie winna – zdaniem fachowców z CIA – być realizowana powoli i z zachowaniem wszelkich reguł ostrożności. Wszystko po to, aby nie wzbudzić podejrzeń KGB i służb PRL, że w swoich szeregach mają zdrajcę.

Chodziło oczywiście o ochronę doskonałego źródła, jakim był Michał Goleniewski, chociaż aż do momentu jego wejścia na teren placówki amerykańskiej w Berlinie Zachodnim w styczniu 1961 r. nie znali ani jego danych personalnych, ani stanowiska, które piastował. Jedno pozostawało poza dyskusją – Goleniewski był nadzwyczajnie wydajnym i wiarygodnym źródłem.

Czytaj też:
Atak na ambasadę ZSRS w Warszawie. To miała być zemsta na Sowietach

Uważa się do dziś, że to dzięki jego informacjom udało się aresztować wielu prominentnych sowieckich szpiegów. Brytyjczyka George’a Blake’a, sowieckiego nielegała Gordona Lonsdale’a, niemieckiego oficera pracującego w Organizacji Gehlena Heinza Felfego, brytyjskiego urzędnika z dostępem do dokumentacji dotyczącej tajnych technologii na okrętach Królewskiej Marynarki Wojennej Williama Johna Vassalla oraz szwedzkiego pułkownika lotnictwa Stiga Wennerströma.

Złapany w łóżku

Najszybciej wycofano z Warszawy personel marines. Przerzucono go w rejon Frankfurtu nad Menem, gdzie w jednej z baz wojskowych został przesłuchany. Dodatkowo każdy z marines musiał przejść badanie na wariografie. Następnie bez zbędnego pośpiechu, aby nie wzbudzać podejrzeń Sowietów i Polaków, rozpoczęto odwoływanie podejrzanych o szpiegostwo dyplomatów.

Artykuł został opublikowany w 3/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.