W lutym 2019 r. minie równo 500 lat od wyruszenia Hiszpanów na Meksyk, co zapoczątkowało podbój kontynentu amerykańskiego przez Europejczyków. Stało się to dokładnie ćwierć wieku po zawarciu układu w Tordesillas (1494), dzielącego Nowy Świat niejako „w ciemno” między Hiszpanię a Portugalię wzdłuż południka biegnącego 1184 mil na zachód od Wysp Zielonego Przylądka. Mijało wtedy 27 lat od pierwszej wyprawy Kolumba, a kilkanaście od opublikowania pism Ameriga Vespucciego, dowodzącego, że na zachód od wysp karaibskich rozciąga się wielki, stały ląd i nie są to bynajmniej Indie.
Hiszpanie, którzy w latach 1511–1514 skolonizowali Kubę, zwiad na półwysep Jukatan przeprowadzili już w 1517 r. Dowiedzieli się wtedy o złocie, a rok później już je zobaczyli i wzięli do rąk. Właściciel ziemski z Kuby Hernán Cortés osiągnął wtedy najlepszy wiek dla mężczyzny (33 lata) i ożywiało go tak wielkie pragnienie zdobycia nowych ziem i drogocennych łupów, że zastawił swe dobra, aby sfinansować najazd. Misję tę powierzył mu gubernator wyspy.
Powrót Quetzalcoatla
W lutym 1519 r. pod rozkazami Cortésa wypłynęło z Kuby 508 ludzi i 16 koni na 11 statkach. Uzbrojeni zostali w 32 kusze, 13 arkebuzów, 10 armat i 4 śmigownice. Cortésowi sprzyjały nader szczęśliwe zbiegi okoliczności. Na jednej z wysp spotkali hiszpańskiego rozbitka Gerónimo de Aguilara, który w ciągu ośmiu lat poznał język i zwyczaje Indian. Po pokonaniu na południowym wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej plemienia Tabasków, którzy przerazili się na widok koni, otrzymali w darze 20 niewolnic. Znajdowała się wśród nich Malinche, co oznaczało „Źdźbło pokuty” i wróżbę pożogi. Została żoną Alonso Hernandéza Puertocarrero i oddała Hiszpanom nieocenione usługi. Najważniejsze zaś okazały się wierzenia Azteków w powrót i zemstę wygnanego boga Quetzalcoatla. Miał przybrać postać mężczyzny o białej cerze i czarnej brodzie, odzianego w kapelusz i czarne szaty, który przybędzie dziewiątego dnia wiatru (czyli 22 kwietnia, który właśnie nadszedł) w roku trzciny od strony wschodzącego słońca. Wypisz wymaluj – Cortés...
Domniemany Quetzalcoatl okazał się dla Indian nie mniej od boga groźnym człowiekiem. Był przewidujący i rozważny, a jednocześnie mężny do szaleństwa i skłonny do ryzyka. Potrafił okazać dobroć, ale i potworne okrucieństwo.
Władcą kwitnącego państwa Azteków, którzy podbili plemiona w środkowym Meksyku, był od kilkunastu lat Montezuma II. Tego 54-letniego człowieka zdjęła paraliżująca myśl i wolę obawa przed przybyszami. Brak konsekwencji okazywał od początku, kiedy wysłał delegację z bogatymi darami do przybyszów (w tym, na swoje nieszczęście, ze złotem i z zapowiedzią, że ma go jeszcze bardzo dużo), choć chciał, żeby jak najszybciej się wynieśli. Obsypywał ich darami i karmił przez trzy miesiące, aż... zebrali siły do dalszego najazdu.
Czas ten Cortés wykorzystał też, aby uniezależnić się od gubernatora Kuby. Ponieważ przywilej królewski przyznawał założycielom miast w Nowym Świecie prawo wyboru urzędników podlegających bezpośrednio władcy, a nie lokalnym gubernatorom, Cortés założył Villa Rica de la Vera Cruz, powołał jego władze i od nich przyjął dowództwo nowej misji. Do króla wysłał poselstwo z całym zebranym złotem. Budowę nowego miasta zapoczątkowało wzniesienie pręgierza i szubienicy. Hiszpan potrafił zjednać plemiona podbite wcześniej przez Azteków i mające dość ich dominacji, składania im danin oraz jeńców, którym kapłani azteccy wyrywali serca w ofierze bogom. Plemiona wierne Aztekom bezlitośnie pokonywał, nie wahając się przed popełnianiem takich zbrodni jak wyrżnięcie 3 tys. Cholulan.
Zdarzyło się to już podczas marszu na Tenochtitlán, który Cortés rozpoczął 15 sierpnia 1519 r. na czele 400 hiszpańskich piechurów, 15 jeźdźców oraz 2 tys. totomackich tragarzy. W Vera Cruz pozostał niewielki garnizon pod wodzą Juana de Escalante. W drodze najeźdźcy spotkali posłów Montezumy, który obiecał nawet, że uzna Karola V za swego władcę i będzie mu co roku słał daniny, byle tylko Hiszpanie zawrócili. Cortés odebrał to oczywiście jako przejaw słabości władcy Azteków.
Mimo że kapłani doradzali zbrojny opór, a czarownicy usiłowali powstrzymać Hiszpanów zaklęciami, Montezuma zgodził się na ich wkroczenie do stolicy. 8 listopada konkwistadorzy przybyli tam i ujrzeli ogromne miasto, które liczyło 300 tys. mieszkańców, a leżało na pociętej kanałami wyspie okolonej zewsząd jeziorem Texcoco. Na jego wybrzeżach leżały wsie i miasteczka. W centrum Tenochtitlán znajdowały się świątynie i pałace. Do stolicy prowadziły groble liczące od 3 do 11 km. Poziom słonej wody jeziora regulowały tamy, wodę pitną dostarczano zaś akweduktem. Jedynie największe miasta ówczesnej Europy, takie jak Antwerpię czy Wenecję, można porównać do stolicy Azteków.
Montezuma gościł Cortésa-Quetzalcoatla i pozostałych Hiszpanów w pięknym pałacu. Powtórzył swoje poprzednie propozycje. Nie godził się natomiast na rezygnację z azteckich wierzeń i obyczajów.
Cortés w podzięce uwięził azteckiego władcę, wykorzystując jako pretekst starcie w Vera Cruz, podczas którego zginęło kilku Hiszpanów, w tym dowódca. 14 listopada „goście” „zaprosili” Montezumę do swej siedziby, a ten wraz ze skarbem oddał się w ich ręce. Azteccy wojownicy z Vera Cruz rychło spłonęli na stosie. Montezuma pogodził się i z tym, zwłaszcza że z początku cieszył się szacunkiem, nie zabraniano mu praktyk religijnych, miał kontakt ze swym dworem. Zbuntował się dopiero przeciw żądaniu wprowadzenia kultu maryjnego. Wyprosił „gości”, którzy jednak posłuchać go, rzecz jasna, nie zamierzali.
Cortés opuścił wiosną 1520 r. miasto, zabierając 70 Hiszpanów i 400 sojuszników indiańskich, aby rozprawić się z karną ekspedycją, jaką wysłał gubernator Kuby oburzony samowolą konkwistadora. Ten jednak sprytnie pochwycił dowódcę wyprawy, śmiałym atakiem zaskoczył jego żołnierzy i w efekcie zwiększył własne siły do niemal 1,3 tys. ludzi, 96 koni, 80 arkebuzów, 80 kusz i 20 armat.
Tymczasem Aztekowie postanowili wyrzucić pozostałych Hiszpanów ze stolicy. Ich dowódca Pedro de Alvarado wykrył spisek i 22 maja 1520 r. zamordował 400 osób z azteckiej elity na Świętym Dziedzińcu. Wybuchło powstanie, ale oblężonych najeźdźców ochroniło przed karą wystąpienie... Montezumy.