Najmłodsza ofiara milicji. Jak MO nie dała skrzywdzić zabójcy 8-latki

Najmłodsza ofiara milicji. Jak MO nie dała skrzywdzić zabójcy 8-latki

Dodano: 

Edytka walczyła wtedy o życie w szpitalu. Rozpaczliwa reanimacja nie przynosiła efektów. Lekarze zdecydowali się na operację. Dokonali trepanacji czaszki. Nadaremnie. Po kilku godzinach dziewczynka zmarła.

Milicjanci zapukali do mieszkania Mołonia jeszcze po południu. Według niektórych relacji sprawcy nie było wtedy w domu i wrócił dopiero wieczorem. Na pewno jeszcze tego samego dnia przyznał się do oddania strzału w kierunku parku. Milicjanci zabezpieczyli broń. Mołoń został aresztowany. Rozpoczęło się śledztwo. Badania psychiatryczne (przeprowadzone zresztą pobieżnie) wykazały jego pełną poczytalność. Stwierdzono, że w momencie oddania strzału Mołoń znajdował się w stanie zwykłego upojenia alkoholowego, był więc odpowiedzialny za swe czyny.

Milicjant starał się okazywać skruchę. Ostatecznie dopiero po ponad roku, w maju 1985 r., został skazany przez Sąd Rejonowy w Przemyślu jedynie na sześć lat pozbawienia wolności (z zaliczeniem czasu aresztu) za nieumyślne spowodowanie śmierci.

Czytaj też:
Zabijał, gdy żona rodziła. Ostatnie egzekucje w PRL

Wyrok odsiadywał w więzieniu w Poznaniu. W czerwcu 1986 r. otrzymał – za dobre sprawowanie – 10-dniową przepustkę. Wrócił do Jarosławia. Posądzając żonę o romans z taksówkarzem, zażądał rozwodu. Ta jednak się nie zgodziła. Wolność odzyskał akurat w momencie transformacji ustrojowej. Nie znalazł zatrudnienia w powstającej właśnie policji. W 1990 r. próbował wyjechać za granicę do Holandii. Później najprawdopodobniej osiadł w Lesznie, w domu rodzinnym matki. Zmarł w 2015 r. Został pochowany w Jarosławiu.

Małpa z brzytwą

Bezsensowne morderstwo zbulwersowało mieszkańców Jarosławia. Mołoń już od dawna terroryzował otoczenie. Jak to możliwe, że mimo tylu incydentów, a nawet wcześniejszego postrzelenia 15-letniego Adama Wołoszyna funkcjonariusz RUSW wciąż mógł legalnie posiadać broń i czuć się bezkarnie? Dlaczego otrzymał tak niski wyrok? Wielu jarosławian nie miało wątpliwości, że zwykły obywatel, a nie milicjant, zostałby potraktowany o wiele bardziej surowo.

Wyrok został zaskarżony przez adwokatów reprezentujących oskarżyciela posiłkowego – Janusza Hnata, ojca Edytki. O rewizję wniósł również obrońca Mołonia, przekonując, że sprawca przypadkiem nacisnął spust podczas czyszczenia broni. Jak twierdził, „oskarżony głęboko przeżył tragedię […]. Przed aresztowaniem jako funkcjonariusz MO pełnił wzorowo służbę, nie był nigdy karany dyscyplinarnie, a jego warunki życiowe są bardzo trudne”. Sąd nie przychylił się do żadnego z tych wniosków.

Sprawa zabójstwa Edytki Hnat stała się znana również poza Jarosławiem. Oczywiście, reżimowe media pomijały ją całkowitym milczeniem, jednak była nagłaśniana w prasie podziemnej, m.in. poświęcono jej duży artykuł w piśmie „Praworządność”, redagowanym przez Marka Nowickiego, dawnego działacza NSZZ „Solidarność” Region Mazowsze i współtwórcę Komitetu Helsińskiego w Polsce. Nazwisko Mołonia pojawiło się w pracach słynnej komisji Rokity, działającej w latach 1989–1991 i próbującej rozliczyć zbrodnie komunistycznego MSW.

Czytaj też:
Sowiecki ślad w sprawie mordu na bł. ks. Popiełuszce

Do dziś bulwersujące są zarówno śmierć ośmioletniej dziewczynki i dramat jej rodziny, wydarzenia potęgowane przez tragiczny zbieg okoliczności, w jakich zaszły, jak i zupełna bezkarność, którą przez wiele wcześniejszych lat cieszył się sprawca. Okazuje się, że opresyjność schyłkowego PRL można zrozumieć nie tylko przez najbardziej spektakularne, „historyczne” wydarzenia (masakra w kopalni Wujek, zabójstwo ks. Popiełuszki itp.), lecz także przez takie kameralne ludzkie dramaty.

W artykule „Znani sprawcy” na łamach „Praworządności” tak komentowano całą tę historię: „Broń w rękach brutalnych, pozbawionych elementarnego poczucia odpowiedzialności, przekonanych za to o swej bezkarności funkcjonariuszy MSW jest równie niebezpieczna jak brzytwa w ręku małpy: w każdej chwili może zabić. A jeśli okoliczności złożą się dla zabójcy nieco szczęśliwiej – kolejna ofiara może znaleźć się w dziale noszącym nagłówek »nieznani sprawcy«”.

Artykuł został opublikowany w 3/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.