Polski książę zesłaniec
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Polski książę zesłaniec

Dodano: 

Już na Syberii Roman Sanguszko dowiedział się, że nie będzie zesłańcem-osadnikiem, lecz żołnierzem pułku syberyjskiego stacjonującego w Tobolsku. Jego matka tak to skomentowała: „Nie jest to zapewne buława hetmańska, którą piastował dawny Roman Sanguszko, ale w oczach Boga i uczciwych ludzi jest to jeszcze coś więcej”. Służby jednak nie odbywał. W 1833 r. był podejrzany w tzw. sprawie omskiej – udaremnionego buntu polskich zesłańców – ale tobolski gubernator stwierdził, że książę jest niewinny. Profesor Kieniewicz stwierdza, że Sanguszko przyznał się wprawdzie do znajomości z kazachskim sułtanem, na którego pomoc mieli ponoć liczyć spiskowcy, lecz wyparł się własnego współudziału w przygotowaniach do buntu „i zdaje się, że naprawdę odradzał rodakom szalone przedsięwzięcie”. Kilku organizatorów buntu zginęło zatłuczonych kijami przez żołnierzy. Skazano ich bowiem na 7 tys. uderzeń.

„Listy mojego syna są zawsze piękne i pełne rezygnacji, ale znać w nich przygnębienie i głęboki smutek” – wspominała Klementyna Sanguszkowa. Bardzo chciał się wydostać „z tej otchłani”, bał się, że cesarz będzie chciał przejąć opiekę nad jego córeczką.

W 1834 r. został na własną prośbę przeniesiony na Kaukaz. Musiał jednak walczyć z Czerkiesami, których chcieli podbić Rosjanie. Jak dowiedziała się jego matka, gdy rosyjscy żołnierze dostawali się do ich niewoli, Czerkiesi „każą Polakom odejść na bok i następnie zwracają im wolność, zapewniając, że uważają ich sprawę za wspólną ze swoją”.

Czytaj też:
Żałosny koniec ostatniego króla Rzeczypospolitej. W II RP pochowano go po kryjomu

Matka starała się o pozwolenie wyjazdu do wód na Kaukazie, gdzie mogłaby się spotkać z synem. Odpisał jej, że jest przeciwny: „Widzenie się nasze tutaj rozdarłoby mi serce i przygnębiłoby mnie z powodu tysiąca okoliczności, jakie byłyby dla mnie nie do zniesienia”.

Gdy napisał do rodziców, że został ranny, matka tak to skomentowała: „Jakiż ból sprawiła mi myśl, że popłynęła krew mego syna i to za jaką sprawę. W bezecnej wojnie prowadzonej w celu zgnębienia w najokropniejszy sposób wolnego narodu. I to Polacy, wleczeni tysiącami z jednej części świata do drugiej, mają być wykonawcami tego bezbożnego dzieła! Nieszczęśliwi!”. Na Kaukazie w szeregach armii rosyjskiej było ok. 9 tys. Polaków. Dramatyzm sytuacji pogłębiało to, że przełożeni sugerowali, iż odznaczenie się w boju może spowodować ułaskawienie. Sanguszko uchwycił się tej nadziei. Dwa razy był przedstawiany do odznaczenia przez dowodzącego armią kaukaską gen. Rosena, jednak oświadczono, że jest jeszcze na to za wcześnie. Gniew cesarza wzbudziło to, że jego brat Władysław był podobno zamieszany w spisek w Galicji. „Jakże wynagrodzić starszego, gdy młodszy się tak sprawuje” – miał powiedzieć Mikołaj I.

Po wyleczeniu ran książę Roman wrócił do armii. Pisał, że prowadzi życie samotne i są dni, kiedy nie widuje nikogo, z nikim nie rozmawia, nawet odzwyczaił się od mówienia i męczy go ono. Informował, że boi się, by rezygnacja, z jaką znosi swój los, nie zmieniła się w „tępe odrętwienie”. „Niewielka to zasługa znosić ciężki los, którego niepodobna uniknąć – do tego wystarczy prosta bierność. Lecz zasługą jest, gdy to się czyni z doskonałą rezygnacją, bez nienawiści, bez zniecierpliwienia, bez szemrania, uwielbiając rękę wszechmocną, która nas wznosi i poniża, rani i uzdrawia” – pisał do brata. Ojca zapewniał: „Nie przestanę być godnym Twojej krwi, wytrwałość przez Ciebie wpojona nie opuści mnie aż do końca”. Rodzice przysłali mu obraz Chrystusa „Ecce homo”. Książę Roman pisał, że często wpatruje się w niego.

W 1838 r. awansował na porucznika – podobno dzięki zabiegom przyjaciół w Petersburgu – a to oznaczało przywrócenie praw cywilnych i szlacheckich. Dostał czteromiesięczny urlop i powiadamiając o tym rodziców, napisał: „Po tylu latach i po tylu przejściach mogę wam nareszcie napisać – do widzenia. Roman”. Odwiedził swoich bliskich w Sławucie. Rok później został przeniesiony do Moskwy. Wówczas poznał go przyszły arcybiskup warszawski Zygmunt Szczęsny Feliński (także przyszły zesłaniec). Wspominał, że książę Roman był najznakomitszym z polskich patriotów, „który pod względem poświęcenia i wytrwałości nikomu prześcigać się nie dał, nikt bowiem więcej od niego nie złożył na ołtarzu Ojczyzny i nikt dłużej i cierpliwiej nie znosił bolesnych następstw swojej ofiary”. Feliński zapomniał jednak o Walerianie Łukasińskim, uwięzionym dożywotnio w twierdzy szlisselburskiej.

Powrót do Sławuty

Od grudnia 1839 do czerwca 1840 r. Sanguszko przebywał w rodzinnym domu w Sławucie. Wkrótce został zwolniony z wojska i przeniesiony do służby cywilnej w Moskwie. Odszedł z niej z powodu głuchoty. Nie jest jasne, czy była skutkiem przewlekłej infekcji, czy kontuzji po wypadnięciu z sań. „Może Bóg zesłał tę chorobę, aby spowodować twój powrót do domu?” – zastanawiała się i pocieszała go matka. W 1842 r. dostał zezwolenie na wyjazd za granicę. Dwa lata później pojechał do Ziemi Świętej, ale był także w Syrii, gdzie zakupił konie arabskie. W 1845 r. został zwolniony z obowiązku służby i mógł wrócić już na stałe do Sławuty. Nie miał z woli władz rosyjskich prawa dziedziczenia po ojcu, jednak mógł być opiekunem córki i administrował jej dobrami wołyńskimi. Wzbogacił zbiory pałacu w Sławucie o cenne książki, obrazy i rękopisy.

Pałac Sanguszków w Sławucie.

Książę żył w Sławucie w pokojach nad stajnią, blisko ulubionych koni. Po powrocie z wygnania sprowadził z Arabii 26 ogierów i dwie klacze. Był prekursorem przemysłu cukrowniczego na kresach, prowadził racjonalną gospodarkę leśną, a założona przez niego manufaktura w Sławucie produkowała wełniane płaszcze – słynne burki sławuckie.

Tadeusz Bobrowski tak wspominał księcia Romana: „Był to umysł trzeźwy, ciągle kształcący się i w obcowaniu towarzyskim łatwy, a w obejściu bardzo przyjemny staropolską uprzejmością, w pracy niestrudzony, a pobudzany i utrzymywany w niej nieustanną myślą dobra społeczności swojej. Praca ta skierowana była głównie do zagadnień ekonomicznych, przemysłowo-rolnych, wszakże niewyłącznie i bynajmniej nie celem wzbogacenia się. Wszelkie objawy życia społecznego, zachowanie zacności i godności społecznej i narodowej zajmowały go bardzo i nigdy nie usuwał się od udziału w pospólności szlacheckiej, a lud kochał szczerze, ciesząc się z jego nareszcie usamowolnienia”. Jak pisał Bobrowski, tymi zaletami odznaczał się zaszczytnie od reszty współczesnej magnaterii. „Był to mąż iście obywatelskiej cnoty i zasługi”.

Według Ludwika Dębickiego książę Roman miał wielki wpływ na zmianę postaw szlachty na Wołyniu. „Za jego powrotem z wygnania ustały hulaszcze zjazdy, szulernie, zbytki, poziom duchowy i moralny się podniósł. Za to zabrano się do pracy, przemysłu i fabryk”. W 1861 r. Roman Sanguszko wybierał się na patriotyczną uroczystość w Horodle, upamiętniającą unię polsko-litewską, został jednak zawrócony z drogi przez władze. Był przeciwnikiem powstania styczniowego. Zmarł w 1881 r. w Sławucie.

Profesor Henryk Mościcki pisał w przedmowie do pamiętników Klementyny Sanguszkowej, że książę Roman, „postać uderzająco silna i hartowna, tęgością duszy przypominająca cnotliwych starożytnego Rzymu obywateli, będzie po wszystkie czasy przykładem »jakich Polska miała synów« i jacy Jej ducha, chroniąc przed zagładą, wiedli ku dalszemu pełnieniu przeznaczeń dziejowych”.

Artykuł został opublikowany w 2/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.