Marcin Bartnicki, Paweł Piotrowski
„Dziwna, blada twarz, której nigdy nie chwytała opalenizna, sokole oczy, duży nos, wąskie wargi i ogolona głowa, poznaczona zmarszczkami i bliznami” – tak Ernest Hemingway opisywał gen. Golza w powieści „Komu bije dzwon”. Jej akcja toczy się podczas wojny domowej w Hiszpanii, a za postacią Golza kryje się gen. Karol Świerczewski, działający w Hiszpanii pod ps. Generał Walter. Urodzony w Warszawie komunista, który od rewolucji bolszewickiej służył Sowietom. Hemingway opisuje „Waltera” jako surowego, sprawnego dowódcę, wydającego trudne rozkazy, który „jest zarówno Partią, jak wojskiem”.
„Teraz, kiedy obejrzał już most, kiedy opracował i uprościł sobie problem zaskoczenia wartowników i zniszczenia go w normalny sposób, poczuł niechęć do rozkazu Golza i do konieczności jego wykonania – wspomina jeden z bohaterów powieści. – Czuł niechęć na myśl, jakie skutki mógł mieć ten rozkaz dla niego samego i dla Anselma. Zły to był rozkaz dla tych, którzy musieli go wykonać”.
Żołnierze dowodzeni przez „Waltera” musieli mieć takie odczucia niezwykle często. Ciekawsze od samego opisu Świerczewskiego jest to, czego w powieści Hemingwaya brakuje. Jednym z zadań sowieckiej kadry wysłanej przez Stalina do Hiszpanii była bowiem walka z wewnętrznymi wrogami komunizmu.
Oddziały wojsk republikańskich, formowane często spontanicznie, składały się z ludzi o różnych poglądach. Moskwie szczególnie zależało na tropieniu odchyleń od linii Kominternu, szczególnie trockistów. Stalin nie chciał dopuścić, aby w przypadku zwycięstwa republikanów władza w Hiszpanii wymknęła się z rąk komunistów, których był w stanie kontrolować. Sam Świerczewski nie ukrywał zresztą celu, jakim było „ujednolicenie” sympatii partyjnych w armii przez eliminację – często fizyczną – ludzi o odmiennych poglądach.
„Ta różnorodność oblicza politycznego oddziałów wojskowych groziła przekształceniem się w poważną przeszkodę, która mogła w mniejszym lub większym stopniu zahamować proces krzepnięcia organizmu wojskowego – pisał w »Ogólnej charakterystyce Armii Republikańskiej« opublikowanej w książce jego autorstwa »W bojach o wolność Hiszpanii«. – Okoliczność ta taiła w sobie stałe niebezpieczeństwo powstania sporów i dyskusji międzypartyjnych, do czego całkiem niedwuznacznie zmierzali przywódcy anarchistyczni i socjalistyczni oraz po prostu jawni wrogowie Republiki, co nieuchronnie wywarłoby zgubny wpływ na zaczynającą się kształtować siłę armii ludowej. Komunistyczna Partia Hiszpanii – która od pierwszych dni wojny uważała, że głównym i decydującym warunkiem zwycięstwa jest jedność polityczna narodu – i tym razem w porę dostrzegła niebezpieczeństwo i zapobiegła mu. [...] Zwycięstwo nad wrogiem wymagało, aby kraj i wojsko posiadały jednolite kierownictwo polityczne, którego stworzenie było jednak niemożliwe, dopóki istniały grupy Caballero, Prieto, Besteiro i im podobne, działające razem z anarchistami i POUM-owcami, bynajmniej nie na rzecz Republiki”.
W sierpniu 1936 r. „Walter” został oddelegowany przez Razwiedupr (Zarząd Rozpoznania Sztabu Generalnego, późniejsze GRU) do Paryża, gdzie objął stanowisko kierownika biura technicznego Centralnej Akcji Koordynacyjnej tzw. Światowego Komitetu przeciwko Wojnie i Faszyzmowi. Ta sterowana przez Komintern i sowiecki wywiad organizacja miała dostarczać pomoc republikańskiemu rządowi Hiszpanii. Poza dostawami broni jej głównym zadaniem było przerzucanie ochotników o poglądach lewicowych werbowanych w Europie oraz w Stanach Zjednoczonych. W Hiszpanii formowano z nich bataliony oraz Brygady Międzynarodowe, a ich walkom poświęcano wiele miejsca w „postępowej” i liberalnej prasie świata zachodniego.
Świerczewski miał już wówczas duże doświadczenie w pracy w wywiadzie. Od 1927 r. pracował w komórce rozpoznania wojskowego przy Białoruskim Okręgu Wojskowym, gdzie rozpoczęła się jego kariera w strukturach sowieckiego Razwiedupru. Doświadczenie zdobywał w pracy przeciw Polsce, szybko stał się specjalistą w tej dziedzinie.
Brygady Międzynarodowe były całkowicie zinfiltrowane przez sowiecki wywiad wojskowy oraz NKWD, ochotnicy byli prześwietlani przez agentów tej ostatniej służby i dopiero po wnikliwym badaniu kierowani do walczących oddziałów. I tam panowała jednak atmosfera podejrzliwości i strachu, wystarczało podejrzenie o skłonności trockistowskie czy inne odchylenia od obowiązującej linii Kominternu i trafiało się pod sąd, a następnie przed pluton egzekucyjny. Nierzadko dochodziło także do skrytych zabójstw żołnierzy i dowódców, co do których postawy politycznej pojawiała się wątpliwość wśród agentów NKWD. Szczytne idee przyświecające ochotnikom były często tylko iluzją, nawet Ilja Erenburg miał w rozmowie z komunistą Gustawem Reglerem powiedzieć, że „jeden z nas prawdopodobnie jest członkiem tajnej policji”.
Czytaj też:
Ostatni krzyżowiec Europy
Na rzeź
W takie środowisko trafił w grudniu 1936 r. Świerczewski, kiedy to odwołany z Paryża otrzymał zadanie objęcia w stopniu kombryga dowództwa nad francusko-belgijską XIV Brygadą Międzynarodową im. Marsylianki. Już na samym początku swojego szlaku bojowego poniósł dotkliwą porażkę w potyczce z oddziałami powstańczymi pod Kordobą. W tej zawinionej przez nieudolność Świerczewskiego rzezi zginął m.in. wnuk Karola Darwina – Rupert John Cornford, poeta i żarliwy komunista, oraz pisarz Ralph Fox.
Po tej upokarzającej porażce musiano znaleźć winnego – nie mógł nim bowiem być Świerczewski, uważany za „ulubieńca Stalina” – wytoczono zatem parodię procesu sądowego dotychczasowemu dowódcy XIV Brygady Gastonowi Delesalle, którego stracono, a jego stanowisko objął „Walter”. W styczniu 1937 r. walczył w obronie Madrytu i szczęśliwie dowodził w republikańskiej kontrofensywie. Natomiast od kwietnia 1937 r. już jako dowódca dywizji w walkach nad rzeką Jaramą i pod Guadalajarą powstrzymał trzecią ofensywę wojsk gen. Franco na Madryt. Później objął dowodzenie 35. Dywizją Armii Republikańskiej, z którą walczył pod Brunete, pod Saragossą i pod Teruel.