Rzeźnik Świerczewski. Bohater PRL gwarantował żołnierzom szybką śmierć

Rzeźnik Świerczewski. Bohater PRL gwarantował żołnierzom szybką śmierć

Dodano: 

Pod jego twardym i często okrutnym dowództwem 35. Dywizja stała się główną siłą uderzeniową wojsk Republiki, kierowano do niej najlepsze wyposażenie i zasoby ludzkie. Swoje oddziały trzymał żelazną ręką, np. w bojach pod górą Cabeza Grande prowadził cztery nieudane kontruderzenia na szczyt, wszystkie okupione ogromnymi stratami, nie pomogło nawet rozstrzeliwanie cofających się żołnierzy na polu walki. Po tej porażce Świerczewski został odwołany, lecz w uznaniu zasług odznaczono go najwyższym republikańskim odznaczeniem bojowym – orderem „Placa Laureada de Madrid” (Order Laury Madrytu).

Do ponoszenia ogromnych strat przyznawał się zresztą sam Świerczewski. „Wysoki procent zabitych w XV BM wynikał z warunków walk ulicznych, w których jej bataliony wykazały największą aktywność, szczególnie batalion słowiański im. Dymitrowa i amerykański im. Lincolna-Waszyngtona – pisał »Walter« w relacji opublikowanej w książce »W bojach o wolność Hiszpanii«. – Brygada ta poniosła również najwyższe straty w korpusie dowódczym i aparacie politycznym. Spośród 134 etatowych oficerów brygady (efektywnie jest ich znacznie mniej) zginęło i zostało rannych pod Belchite 43 oficerów i 5 pracowników politycznych. Zjawisko to jest w ogóle charakterystyczne dla młodej armii republikańskiej, w której osobisty przykład dowódcy w walce odgrywał bardzo dużą rolę. Ogólne straty 35. Dywizji Belchite (600 ludzi) stanowiły w przybliżeniu 25 proc. biorących udział w walce”.

Karol Świerczewski, 1946 r.

Ocena dowodzenia Świerczewskiego w Hiszpanii nie jest prosta, wiele razy dopisywało mu szczęście, kiedy swoim oddziałom nakazywała brawurowe ataki, lecz równie często ponosił porażki i tracił niepotrzebnie żołnierzy. Jak jednak pokazał przykład działań Armii Czerwonej w czasie II wojny światowej, tak jak on postępowali niemal wszyscy sowieccy dowódcy. Po prostu tak uczono ich w szkołach oficerskich. Nadrabiali braki w fachowej wiedzy taktycznej brawurowymi atakami do skutku.

W maju 1938 r. „Walter” został odwołany z Hiszpanii i wrócił do Moskwy. Według Sudopłatowa, asa sowieckiego wywiadu, miało to nastąpić w wyniku denuncjacji, że wykazywał niewłaściwe nastroje z powodu aresztowania polskich członków Komitetu Wykonawczego Kominternu, z którymi się przyjaźnił. Odwołanie miało nastąpić na wniosek Jeżowa w apogeum akcji polskiej NKWD. Aresztowano wówczas jego brata Maksymiliana (po wyjaśnieniu sytuacji, kiedy nie był przydatny jako świadek przeciwko bratu, został zwolniony w 1939 r.). W tym okresie aresztowano wielu współpracowników Świerczewskiego z okresu pracy na kierunku polskim, oskarżając ich o współpracę z polskim wywiadem.

Świerczewski wyszedł jednak z opresji cało. Nie stało się to dzięki jego zasługom w wojnie hiszpańskiej. Przesądziło osobiste wstawiennictwo u Jeżowa rezydenta sowieckiego wywiadu Aleksandra Orłowa, który wychwalał zasługi „Waltera” w tropieniu trockistów, anarchistów i innych. W tym okresie Świerczewski, będąc w dyspozycji Departamentu Kadr Armii Czerwonej, pracował nad opracowaniem materiałów z wojny hiszpańskiej. Efektem była jego praca kandydacka (doktorska) obroniona w Akademii im. Frunzego i nagrodzona nagrodą stalinowską. W akademii tej w czerwcu 1939 r. został wykładowcą taktyki i sztuki operacyjnej.

Czytaj też:
Zagraniczni najemnicy Stalina. Niewygodna prawda o wojnie w Hiszpanii

Tuż przed wybuchem wojny w czerwcu 1941 r. został dowódcą 248. Dywizji Strzeleckiej, z którą walczył pod Smoleńskiem i Wiaźmą. Stracił ją w bojach w okrążeniu. Również wówczas dopisało mu szczęście, bo wielu sowieckich dowódców za utratę dywizji szło przed pluton egzekucyjny, ale Świerczewski nadal był chroniony. Później już nie dowodził na froncie, szkolił wojska na tyłach. W sierpniu 1943 r. jego polskie pochodzenie spowodowało, że został odkomenderowany do tworzonej tzw. armii Berlinga. Ze stopniem generała brygady został zastępcą dowódcy ds. liniowych 1. Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS. Odtąd jego dalsza kariera była związana ze sformowaną na rozkaz Stalina Armią Polską. W lipcu 1944 r. objął już jako generał dywizji dowództwo formowanej na ziemiach tzw. Polski Lubelskiej 2. Armii Wojska Polskiego.

Poprowadził ją do walki w kwietniu 1945 r. nad Nysą Łużycką i na Łużycach. Dowodził fatalnie, niemal cały czas był pijany. Nie ocenił właściwie sytuacji na lewym skrzydle armii, przez co nie wycofał na czas żołnierzy wysuniętych daleko na zachód, aż pod Drezno. A kiedy rozpoczął się odwrót, Niemcy przecięli drogi i rozbijali rozciągnięte kolumny wojsk. 2. Armia miała w tragicznej bitwie na Łużycach stracić jedną trzecią stanów liczebnych. Do dziś odnajdowane są groby poległych wówczas polskich żołnierzy. Nie znamy także pełnej liczby ofiar tej kolejnej klęski, w długim paśmie porażek, jakimi usłana była kariera wojskowa tego, który „kulom się nie kłaniał” – jak pisała o nim Janina Broniewska.

Bohater komuny

Świerczewski po zakończeniu wojny pozostał w Polsce, pełnił funkcję wiceministra obrony narodowej. W listopadzie 1945 r. był jednym z najważniejszych gości na pierwszym zjeździe dąbrowszczaków, który odbył się w Warszawie. „Nasza walka nie jest jeszcze skończona – mówił w przemówieniu. – Nie możemy jeszcze spocząć, dopóki ostatni faszysta z ostatniej fortecy faszyzmu w Europie – Hiszpanii, nie zostanie zniszczony. Naszym hasłem jest w dalszym ciągu: »Precz z reżimem Franco!«”.

Mógł zostać kandydatem na stanowisko ministra, gdyby nie przypadkowa zasadzka UPA, w jaką wpadł jego konwój w Bieszczadach, pod Baligrodem 23 marca 1947 r.

Ciało gen. Karola Świerczewskiego

Jego śmierć stała się bezpośrednim pretekstem do zakrojonej na ogromną skalę akcji „Wisła”, w której wyniku wysiedlono na zachód i północ niemal całą ludność ukraińską i łemkowską z południowo-wschodnich regionów Polski. Natomiast wokół samego Świerczewskiego narosła legenda wielkiego dowódcy, jego imię nadano setkom szkół i zakładów pracy. Panegiryk autorstwa Broniewskiej „O człowieku, który się kulom nie kłaniał” całe dekady był obowiązkową lekturą szkolną. Poświęcono mu także najdroższą wówczas w polskiej kinematografii produkcję filmową, dwuczęściowy film biograficzny „Żołnierz zwycięstwa” w reżyserii Wandy Jakubowskiej.

Mit przetrwał dłużej niż PRL, dopiero w lutym usunięto pomnik Świerczewskiego w Jabłonkach koło Baligrodu.

Artykuł został opublikowany w 9/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.