Po powrocie do Paryża warunki te uznał za wymuszone, a papież Klemens VII – wcześniej stronnik Karola V, teraz zaniepokojony wzrostem jego potęgi – zwolnił Franciszka ze złożonej przysięgi. Ze strony papieża krok ów okazał się nader pochopny...
Rzym, 1527
Zwolnienie króla Francji z przysięgi złożonej na Ewangelię rozwścieczyło cesarza do tego stopnia, że postanowił wziąć odwet na papieżu (nieślubnym synu Juliana Medyceusza, ale noszącym nazwisko ojca). Wcześniej darował mu zrywanie sojuszy, nieudolność polityczną w pośredniczeniu między władcami chrześcijańskimi, co – zamiast pokoju – kończyło się zaognieniem sporów, nieporadność w rozmowach z Lutrem, niechęć do zwołania soboru (sobór trydencki zwołano po jego śmierci), hedonizm i rozpustę (przed pontyfikatem miał nawet dziecko z czarną niewolnicą), ale unieważnienia umowy z królem Francji ścierpieć nie mógł. Cesarz rzymski, choć narodu niemieckiego, rozkazał więc swojej armii ruszyć z Lombardii na Rzym, aby go złupić. Zapewne nie mniej ważną przyczyną owego rozkazu był brak pieniędzy w cesarskiej kasie. Rzymianie mieli swym dobytkiem i życiem zapłacić zaległy żołd najeźdźcom!
I oto 6 maja 1527 r. ze wzgórza Janikulum po zachodniej stronie Tybru ruszyło uderzenie 20 tys. żołnierzy – Niemców, stanowiących dwie trzecie cesarskiej armii, Hiszpanów, a nawet Włochów – na Rzym. Dowodził francuski książę Karol Burbon, obrażony na króla renegat, ale sprawny dowódca, który jednak został śmiertelnie postrzelony koło bramy Torrione. Bramą tą wdarli się Hiszpanie, a landsknechci Georga von Frundsberga posuwali się ku Bazylice św. Piotra drogą Borgo Santo Spirito. W Rzymie nie było większych oddziałów wojskowych, toteż natarcie skończyło się dość szybkim sukcesem, chociaż niektórzy Rzymianie okazali serce do walki. Włoski historyk Roberto de Mattei, ze smutkiem piszący o upadku obyczajów w Rzymie, nadmienia jednak: „Ludźmi zdemoralizowanymi nie byli z pewnością Giulio Vallati, Gianbattista Savelli i Pierpaolo Tebaldi, którzy wywiesili flagę z hasłem »Pro Fide et Patria«, ostatnią heroiczną walkę staczając na moście Sykstyńskim. Podobnie studenci Collegio Capranica, którzy pośpieszyli do Santo Spirito, zginęli, broniąc papieża. To właśnie owej masakrze instytut ten zawdzięcza nazwę »Almo«”.
No i 147 ze 189 żołnierzy papieskich gwardzistów, którzy zginęli w walce z landsknechtami. Jak pisze prof. Mattei: „Gwardia Szwajcarska ustawiła się wokół Obelisku Watykańskiego, z mocnym postanowieniem zachowania wierności – aż do śmierci. Ostatni gwardziści oddali swoje życie w ofierze na ołtarzu głównym w Bazylice św. Piotra. Ich opór umożliwił ucieczkę papieżowi, któremu towarzyszyło kilku kardynałów. Korzystając z Passetto di Borgo, przejścia łączącego Watykan z Zamkiem Świętego Anioła, Klemensowi VII udało się dotrzeć do fortecy, będącej jedynym bastionem, którego wróg nie zdołał opanować. Z wysokości tarasu zamku papież obserwował potworną rzeź, która rozpoczęła się od masakry osób tłoczących się u bram zamku i chcących tam znaleźć schronienie. Wcześniej zmasakrowano już chorych ze Szpitala Santo Spirito in Sassia”.
W fortecy papież spędził miesiąc, aż oddał się w ręce cesarza, co było warunkiem wycofania się najeźdźców z Rzymu. Nieprzerwane rzezie, rabunki i gwałty żołdactwa trwały osiem dni, a okupacja miasta, nadal niszcząca najpiękniejszą perłę renesansu, jaką był wówczas Rzym, dziewięć miesięcy.
Czytaj też:
Polacy na krucjatach. Zapomniana epopeja naszych obrońców wiary
Mattei przytacza relację z 10 maja 1527 r.: „Piekło jest niczym w porównaniu z obecnym wyglądem Rzymu. Głównymi ofiarami wściekłości landsknechtów padli zakonnicy. Siedziby kardynałów zostały splądrowane, kościoły sprofanowane, księża i mnisi pozabijani bądź uczyniono z nich niewolników. Zakonnice były gwałcone i sprzedawane na rynkach. Można było oglądać obsceniczne parodie ceremonii religijnych, mszalne kielichy wykorzystywano w libacjach odbywanych pośród bluźnierstw. Najświętszy Sakrament był smażony na patelni i dawany do pożarcia zwierzętom, niszczono groby świętych, a czaszki Apostołów – w tym św. Andrzeja – wykorzystywano do grania w piłkę na ulicach. Osła przebrano w szaty liturgiczne i poprowadzono do ołtarza. Księży, którzy odmawiali wydania Komunii, na miejscu rozsiekano”.
Pewien Hiszpan pozostawił zaś świadectwo stanu miasta po miesiącu plądrowania: „W Rzymie, stolicy chrześcijaństwa, nie dzwoni ani jeden dzwon, kościoły nie są otwarte, nie sprawuje się mszy. Nie ma niedziel ani świąt. Sklepy bogatych kupców są wykorzystywane jako stajnie, najznamienitsze pałace są zdewastowane. Wiele domów jest spalonych, w innych wybito okna i wyniesiono drzwi. Na ulicach leżą sterty łajna. Odór zwłok jest straszny: ludzi i zwierzęta czeka ten sam pochówek, w kościołach widziałem ciała obgryzane przez psy. Nie wiem, czy mógłbym porównać to do czegoś innego niż zniszczenia Jerozolimy. Teraz rozpoznaję sprawiedliwość Boga, który nie zapomina – nawet jeśli się spóźnia. W Rzymie grzechy sodomii (tu: homoseksualizmu), symonii (handlu stanowiskami kościelnymi), idolatrii (bałwochwalstwa wartości doczesnych) i oszustwa popełniano całkiem otwarcie, dlatego nie możemy uwierzyć, że wszystko to stało się dziełem przypadku, a nie dla Bożej sprawiedliwości”.
Sacco di Roma – tak nazywa się to wydarzenie. Trudno określić, ilu ludzi wtedy zamordowano, a ilu zdołało uciec. Szacuje się, że z 55 tys. mieszkańców pozostało ich w Rzymie tylko 10 tys. Bezpowrotnie stracone zabytki renesansu zastąpiły po dziesiątkach lat budowle barokowe. To też dobroczynny wpływ soboru trydenckiego (1545–1563), który przede wszystkim odnowił jednak oblicze Kościoła.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.