Rakietowe sekrety PRL

Rakietowe sekrety PRL

Dodano: 

Szczególnie istotnym zagadnieniem była zdolność do budowania silników rakietowych o coraz większej sile ciągu wykorzystujących paliwa płynne oraz stałe. Silnie popierano ten drugi rodzaj. Wśród zalet rakiet na paliwo stałe wymieniano: prostotę ich budowy, łatwość ich składowania, operatywność oraz możliwość bardzo ścisłego regulowania czasu zapłonu i jego niezawodność. Pan mgr inż. Olgierd Wołczak przeanalizował zagadnienia związane z konstrukcją jądrowych silników rakietowych, które dzieliły się na cztery typy: jądrowe proste, jonowe, jądrowe cieplne i fotonowe. Pisał on m.in., że „praktyczna realizacja podróży kosmicznych stanie się możliwa jedynie w przypadku uzyskania przez statek prędkości co najmniej 11,2 km/sek. tuż przy powierzchni Ziemi. Zagadnienie to wiąże się nieodłącznie z koniecznością wydatkowania ogromnych ilości energii. Opuszczenie Ziemi jest możliwe jedynie w tym przypadku, gdy ilość energii, przypadająca na każdy gram masy rakiety, jest większa od pewnego minimum, wynoszącego np. dla zwykłej podróży na Księżyc, bez uwzględnienia konieczności hamowania przy upadku na jego powierzchnię i bez możliwości powrotu, 15 tysięcy kalorii na 1 gram masy. Statek zaopatrzony w zwykły silnik rakietowy chemiczny nie jest więc zdolny do odbycia nawet takiej podróży”. Amerykanie niewiele lat później udowodnili, że tego typu podróż, i to powrotną, można jednak odbyć bez zastosowania statku kosmicznego o napędzie atomowym.

Oczywiście w każdej z ww. publikacji pojawiały się wzmianki o zastosowaniu rakiet do celów militarnych. I zapewne, jak podejrzewam, to właśnie te zagadnienia były priorytetem w trakcie studiów amerykańskich analityków nad zawartością poszczególnych zeszytów.

Czytaj też:
Atomowa wojna PRL. Polacy zostali skazani na zagładę

PRL-owskie reaktory

3. W maju 1958 r. CIA rozesłała do precyzyjnie wybranych odbiorców zestaw dokumentacji prezentującej ogólne specyfikacje sprzętu wojskowego i jego wykorzystywanie w poszczególnych rodzajach PRL-owskich sił zbrojnych. Do tego dołączony był wydany przez MON słownik terminów wojskowych używanych w naszych siłach zbrojnych, który opracowany został – jak napisano we wstępie – w celu przyjścia z pomocą dowódcom wszystkich szczebli, słuchaczom i wykładowcom szkół, uczelni, kursów, studiów wojskowych i innym osobom zajmującym się zagadnieniami wojskowymi... Specyfika działań wojennych – w których czasie dowódca nie ma czasu na obszerne formułowanie swoich myśli, a każda myśl musi być tak wyrażona, by nie można jej było różnie interpretować – wywarła wpływ na ukształtowanie się języka wojskowego. Język wojskowy odznacza się więc swoistymi właściwościami. Jest zwięzły i jasny. Oczywiście słownik był dla Amerykanów przydatny np. do analizy przechwyconych przez nasłuch amerykański treści rozmów czy depesz między poszczególnymi dowódcami. Z kolei wśród naszej braci wojskowej od tej pory zapewne nikt nie miał problemu ze zrozumieniem słów czy wyrażeń typu „Adamsyt”, „Aerofotogrametria”, „Azotoiperyt” i „Balistyka Wewnętrzna i Zewnętrzna”.

4. Kolejne dokumenty dotyczyły Wojskowej Akademii Technicznej im. Jarosława Dąbrowskiego, która – jak ją precyzyjnie usytuował raport CIA z kwietnia 1958 r. – znajdowała się na Bemowie (dawniej Boernerowo, namiary geograficzne: N 52-15, E 20-54) obok lotniska wojskowego. Całość otoczona była płotem. Istniało jednak przejście między uczelnią a lotniskiem. Grupa budynków wykorzystywana przez akademię składała się w większości z jednopiętrowych konstrukcji wykorzystywanych wcześniej przez techniczną szkołę wojsk lotniczych.

Dalej raport precyzyjnie opisuje rozkład poszczególnych pomieszczeń, w których znajdowały się: biura, kasyna, pokoje mieszkalne dla studentów i pracowników dydaktycznych, lokalne sklepy etc. Według raportu WAT w tym czasie wypuszczała rocznie po 200 inżynierów wykształconych w specjalizacjach: radary, łączność, lotnictwo wojskowe, artyleria, wojska inżynieryjne, uzbrojenie pancerne. Dalej dokument precyzował dokonywane po 1956 r. zmiany zarówno w programach nauczania, jak i w sposobach naboru studentów, utrzymywaniu dyscypliny w obiektach itp. Według czterostronicowego raportu CIA do 1955 r. komendantem szkoły był Rosjanin, gen. Leoszenija.

Czytaj też:
MIG-iem do wolności. Wyczyn polskiego pilota rozjuszył Sowietów

Do powyższego raportu dołączony był biuletyn WAT z lutego 1956 r. przedstawiający tezy referatów na IV Konferencję Naukowo-Techniczną. Przyznać trzeba, że proponowane przez Sekcję I [Ogólne Sprawy Polityczne i Wojskowe] referaty miały zdecydowanie więcej wspólnego z ideologią i propagandą niż z rozprawami o charakterze naukowo-technicznym.

Dla przykładu mjr S. Konieczny miał zaprezentować „Opracowanie podstawowych zagadnień radzieckiej nauki wojennej przez Lenina”, mjr M. Głowacki „Krytykę niektórych poglądów współczesnej burżuazyjnej ekonomii politycznej”, kpt. J. Nowicki „Wojskową działalność SDPRR w okresie pierwszej rewolucji rosyjskiej”, a ppłk mgr Cz. Mojsiewicz „Edwarda Dembowskiego jako czołowego polskiego rewolucyjnego demokratę”. Żałuję, że Sekcja II nie zaprezentowała swoich referatów. Byłyby one zapewne dużo bardziej interesujące, bo zakres jej obowiązków obejmował tematykę tajną. Sekcja II gromadziła i analizowała niepublikowane naukowe opracowania i studia.

5. Kolejny ujawniony przez CIA raport z 30 stycznia 1958 r. dotyczył perspektyw rozwoju energii nuklearnej w PRL. W załączniku tego raportu znajdują się trzy bardzo ciekawe dokumenty z marca 1957 r.: „Tezy perspektywicznego rozwoju energii jądrowej w Polsce”, „Postępy techniki reaktorowej” oraz „Zarys perspektywicznego planu w zakresie energii jądrowej w Polsce”. Warto zaznaczyć, że wszystkie one posiadały klauzulę „wyłącznie do użytku służbowego”, co nie przeszkodziło w tym, aby znalazły drogę do obcych służb wywiadowczych.

6. Osobiście za najzabawniejszą zdobycz uznaję napisaną przez Kornijenkę i Milgrama, a w PRL przetłumaczoną przez Mieczysława Sawickiego książkę historyczną pt. „Marynarka wojenna ZSRR”. Pozycja ta wykorzystywana była przez oficerów politycznych pływających na polskich statkach handlowych jako jeden z istotnych bryków instruktażowych w trakcie obowiązkowych szkoleń ideologicznych. Interesujące jest także to, że książka ta wydana została przez MON w nakładzie 10 tys. egzemplarzy bez jakichkolwiek gryfów tajności. Ze swojej strony Amerykanie kartę tytułową udekorowali pieczęcią „poufne”.

Reasumując prezentację części ówcześnie zdobytej, dopiero po 50 latach ujawnionej, dokumentacji, można śmiało powiedzieć, że wywiad mozaikowy miał i zapewne nadal ma się dobrze w roli ważnego, by nie rzec – podstawowego, źródła rozpracowywania planów i zamiarów przeciwników.

Artykuł został opublikowany w 10/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.