Rozejm w Dywilinie był formalnie korzystny – w 1619 r. powierzchnia Rzeczypospolitej powiększyła się do 1 mln km kw. – ale Moskwy Romanowów nie złamaliśmy, lecz musieliśmy się zgodzić na ustępstwa wobec Turków i Hohenzollernów (linia elektorska otrzymała lenno pruskie).
Orynin był jakby sygnałem ostrzegawczym, że daje o sobie już znać podeszły wiek hetmana. Złożył on nawet (1619) buławę na ręce króla, ale ten rezygnacji nie przyjął, a w następnym roku pozwolił, by Żółkiewski ruszył przeciw Turkom i Tatarom na Mołdawię. Wyprawa była źle przygotowana politycznie i organizacyjnie, a hetman nie potrafił już twardo dowodzić. Nie uśmierzył też otwartej anarchii ani buntu. W efekcie we wrześniu 1620 r., po nierozstrzygniętej obronie obozu, wojska koronne zostały rozbite w bezładnym odwrocie. 7 października 1620 r., 10 km od granicy na Dniestrze, otoczony przez wrogów stary hetman mężnie trwał do końca, z szablą w ręku. I taki pozostał w narodowej pamięci ów wielki wódz i rycerz Rzeczypospolitej.
Kłuszyn 1610
Przypomnijmy największy z jego triumfów… Carski brat Dymitr Szujski wiódł pod oblegany przez Polaków Smoleńsk odsiecz: prawie 40 tys. żołnierzy, w tym 8 tys. najemników szwedzkich. Hetman Żółkiewski ruszył przeciw niemu, idąc 18 km nocą z 3 na 4 lipca pod Kłuszyn, mając pod komendą ponad 6 tys. jazdy (przede wszystkim husarię) i 200 piechurów. Zaskoczenie nie w pełni się powiodło. Kolumna marszowa rozciągnęła się na parę kilometrów, piechota nie nadążała, a dwa działa utykały w błocie. Na miejscu Polaków zaskoczyły płoty i zabudowania uniemożliwiające natychmiastową szarżę. Trzeba było czasu, by zebrać całe wojsko, dać nieco odpocząć utrudzonym i ustawić oddziały do natarcia.
Tymczasem obudzili się wrogowie, odpędzili naszych Kozaków od płotów i sami sformowali szyki. Na prawym skrzydle dowódca szwedzki De la Gardie ustawił w pierwszym rzucie piechotę, a za nią rajtarię. Szujski miał na lewym skrzydle tysiące szlacheckiej jazdy moskiewskiej, a w centrum ustawił wojska zaciężne, i to tak głupio, że roty strzeleckie i armaty stały z tyłu.
Toteż 3-tysięczny pułk Aleksandra Zborowskiego wsparty ośmioma chorągwiami husarii i pancernych pod wodzą pułkowników Kazanowskiego i Dunikowskiego (ponad tysiąc szabel) miał ułatwiony atak. Na najemników szwedzkich nacierały pułk starosty chmielnickiego Mikołaja Strusia (ponad 1,5 tys. ludzi) oraz kilka chorągwi husarskich i pancernych pod dowództwem ks. Janusza Poryckiego (tysiąc szabel). Hetman trzymał przy sobie kilka chorągwi odwodowych w centrum oraz Kozaków jako osłonę skrzydeł.
Ustawione w szachownicę chorągwie, stopniowo wprowadzane do walki, wielokrotnie atakowały głębokie szyki o wiele liczniejszej jazdy moskiewskiej. „To jedno przypomnę, do wierzenia niepodobno, że drugim rotom się trafiło razów osiem albo dziesięć przyjść do sprawy i potykać się z nieprzyjacielem […] bo już po częstym sprawy przychodzeniu i potykaniu się z nieprzyjacielem, jak znowuż i rynsztunku nam ubywało, i siły ustawały… konie też na poły zemdlone mając, bo od świtania dnia letniego aż po obiad godzin pięć pewną z nimi bez przestanku czyniąc (bitwę), już i siłę z ochotą zegnali, nad naturę ludzką czyniąc” – wspominał husarz Samuel Maskiewicz.
Szujski popełnił błąd, wysyłając przeciw husarzom rajtarów, którzy raz tylko zdołali wystrzelić. Polscy jeźdźcy wsiedli im na karki i przerażonych pognali na dalsze szeregi, wywołując popłoch i ucieczkę wszystkich moskiewskich wojsk! Maskiewicz wspominał:
„[...] posunęliśmy się za nimi, jeno pałasze w rękach mając, a ci zapomniawszy nabijać i drugi raz wystrzelić, tył podali i wpadli na wszystką Moskwę, która w bramie obozowej stała i pomieszali jej szyki”.
Czytaj też:
Kircholm na morzu. Jak Polacy przechytrzyli i rozbili szwedzką flotę
Na prawym skrzydle najemnicy także z początku odpierali ataki jazdy, w czym pomagał im nieszczęsny płot. Jednak palba 200 polskich piechurów odrzuciła muszkieterów szwedzkich do tyłu i umożliwiła nareszcie szarże husarii. Rozgromiła ona rajtarów, a piechotę zepchnęła do ufortyfikowanego obozu. Wielu najemników przystało na propozycję płatnej służby dla polskiego króla i poddało obóz ok. godz. 9. W bitwie zginęły 2 tys. żołnierzy moskiewskich i 700 najemników szwedzkich. Polskie straty wyniosły 200 zabitych i drugie tyle rannych. Stracono aż tysiąc koni.
„Początek i progres wojny moskiewskiej”
Oto trzy krótkie, ale pouczające fragmenty z pamiętników samego Żółkiewskiego
Gdy już tak wojsko stanęło w sprawie, objeżdżając pan hetman od hufu do hufu, animował swoich, ukazując, jako „necessitas in loco, spes in virtute, salus in victoria” (trzeba walczyć tu, nadzieja w męstwie, ocalenie w zwycięstwie), i kazał uderzyć w bębny, w trąby do potkania…
Naszym, którzy na moskiewskie hufy przyszli, łacniejsza była sprawa, bo Moskwa nie strzymała razu, jęli uciekać, nasi gonić. W tym też one falkoneciki z trochą piechoty przyszły, i bardzo potrzebie dogodziły. Bo do onych Niemców pieszych, którzy przy płocie stali, wygodzili puszkarze z działek, i piechota, choć ich trocha, ale ochrostani i w wielu potrzebach bywali, skoczyli do nich i upadło zaraz między Niemcy kilku z działek, z rusznic-li postrzelanych… jęli Niemcy od płotu uciekać do lasu, który tam był niedaleko… Aż kiedy już nie stało onych Niemców pieszych… skupiwszy się kilka rot naszych, uderzyli w onę jazdę cudzoziemską kopijmi, kto jeszcze miał, pałaszami, koncerzami. Oni też… nie mogli się oprzeć, jęli w swój obóz uciekać. Ale i tam nasi na nich wjechali, bijąc, siekąc, pędzili ich przez ich obóz własny. Wtenczas Pontus i Horn pouciekali. Zostało było jeszcze do trzech tysięcy albo i lepiej tych cudzoziemców. Stali w kraju przy lesie.… Chcąc tedy owi cudzoziemcy o zdrowiu swym radzić, wysłali do pana hetmana, prosząc rokowania…
Kniaź Dymitr i kniaź Galiczyn, widząc, że się cudzoziemcy z panem hetmanem zsyłają, jęli… gwałtownie ku lasowi uciekać, co najkosztowniejsze rzeczy, kubki, czary srebrne, szaty, sobole rozłożywszy na widoku w obozie swym. Rzucili się nasi w pogoń, ale mało ich goniło. Padli w obozie na łupie onym, bo też to Moskwa na to uczyniła, żeby naszych od gonienia zabawili. Gdyśmy do nieprzyjaciela szli, tylko działka, a samego pana hetmana karytka była; nazad się wracając, było wozów, kolas ledwie nie więcej niźli nas. Bo zaprzężone stały moskiewskie kolasy, które nasi naładowawszy łupami wieźli…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.