Operacja „Flipper”. To miało sparaliżować Afrika Korps
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Operacja „Flipper”. To miało sparaliżować Afrika Korps

Dodano: 

Keys i Cook ze swoimi ludźmi spotkali się z umówionymi przez Haseldena arabskimi przewodnikami, którzy poprowadzili ich przez skaliste zbocze górujące nad wybrzeżem. Przewodnicy zniknęli zaraz po dojściu na szczyt, a komandosi spędzili cały dzień w skalnej grocie, kryjąc się przed ulewnym deszczem. W nocy z 16 na 17 listopada rozmokłymi od deszczu pasterskimi ścieżkami dotarli pod Beda Littoria. Przed nimi, w nocnych ciemnościach rozświetlanych światłem błyskawic, majaczył otoczony drutem kolczastym piętrowy budynek kwatery „Lisa Pustyni”. Przy pomocy arabskiego chłopaka, któremu obiecali sowitą nagrodę, zebrali informacje o rozplanowaniu budynków, podejściach i ochronie. Następnej nocy wyruszyli do akcji. Zanim dotarli do celu, natknęli się na patrol arabskiej służby pomocniczej. Nie było szans na jego cichą likwidację, a użycie broni palnej z pewnością zaalarmowałoby Niemców. Kapitan Campbell, który znał niemiecki, kazał się im wynosić, mając nadzieję, że Arabowie w ciemnościach nie rozpoznali brytyjskich mundurów.

W kwaterze „Lisa”

Keyes podzielił swoich ludzi. Pięciu miało zabezpieczać akcję z parku samochodowego i ogrodu okalających rezydencję, a siedmiu kryć ogniem okna budynku. Keyes z Campbellem, sierż. Jackiem Terrym i dwoma komandosami mieli zająć się Rommlem. Grupa bez przeszkód przeszła przez ogród i podeszła do budynku. Drzwi były zamknięte, a okiennice opuszczone. Campbell szarpnął za klamkę i po niemiecku zażądał otwarcia. Po chwili w drzwiach stanął potężny żołnierz w stalowym hełmie na głowie. Keyes rzucił się na niego i próbował go obezwładnić. Być może to, że był wątłej postury, sprawiło, że nie przychodziło mu to łatwo. Żołnierz zaczął krzyczeć, wzywając pomocy. Nie mogąc dosięgnąć schowanego między drzwiami do pokoi Niemca sztyletem, Campbell strzelił do niego z pistoletu. Po chwili po schodach zaczęli zbiegać zaalarmowani Niemcy. Terry serią z tommy guna przekonał ich do powrotu na górę.

Czytaj też:
Szalony atak Hitlera. To miała być ostatnia szansa dla III Rzeszy

Komandosi zaczęli sprawdzać pokoje. W pierwszym nie było nikogo. W następnym tłoczyło się ok. 10 Niemców. Keyes wystrzelił do nich ze swojego colta 45 i szybko zamknął drzwi. Potem ponownie je otworzył, a Campbell wrzucił tam granat. Zanim wybuchł, niemiecki pocisk dosięgnął Keyesa, który zwalił się na podłogę. Na zewnątrz zaczęła się strzelanina. Campbell na jej odgłos wybiegł z rezydencji i dostał postrzał w łydkę, prawdopodobnie od swoich. Sierżant Terry wrzucił resztę granatów do pomieszczeń i wrócił do ogrodu, taszcząc Keyesa, który postrzelony w pierś zaraz potem zmarł. Campbell nie chciał opóźniać odwrotu i kazał Terry’emu uciekać. Opór Niemców narastał. Komandosi nie byli w stanie wtargnąć ponownie do budynku. Lonty i detonatory zamokły w padającym ciągle deszczu i nie udało się nawet zniszczyć samochodów stojących w parku. Granatami uszkodzono jedynie generator, odcinając prąd. W końcu sierż. Terry zebrał pozostałych żołnierzy i wyruszył w kierunku wybrzeża.

Niezbyt dużym sukcesem zakończyła się też akcja por. Cooka i jego ludzi. Zamokłe lonty nie pozwoliły wysadzić węzła telekomunikacyjnego. Udało się dokonać tylko niewielkich zniszczeń. Tropieni przez nieprzyjaciela komandosi schronili się w jaskini, ale okrążeni przez specjalny oddział karabinierów, którzy zagrozili użyciem miotaczy ognia, musieli się poddać.

40 dni na pustyni

Terry i jego grupa, tropieni przez Niemców i Włochów, uciekali całą noc i następny dzień. Do czekającego na wybrzeżu Layckocka dotarli pod wieczór. Z powodu wzburzonego morza nie mogli dostać się na oczekujący okręt podwodny. Po południu 20 listopada Włosi i Niemcy odcięli ich od morza. Wkrótce też wykryli ich kryjówkę. Layckock, spodziewając się przybycia znacznych sił wroga, dał rozkaz do ucieczki na własną rękę w dwu–trzyosobowych grupach. Komandosi zaczęli przedzierać się do zapasowego miejsca podjęcia przez HMS „Talisman”, rejonu osady Slonta, gdzie operowała swoimi terenowymi samochodami Long Range Desert Group, albo ukrywać się w górzystym terenie, czekając na sukcesy brytyjskiej ofensywy. Większość komandosów została wyłapana przez beduinów, kiedy Niemcy wyznaczyli nagrodę za ich złapanie. Layckock z Terrym dotarli do własnych pozycji na Boże Narodzenie, po 37 dniach ukrywania się w masywie Al-Dżabal. Po 40 dniach dotarł jeszcze bombardier John Brittlebank ze Special Boat Service, który podprowadzał komandosów w dinghy do brzegu.

Czytaj też:
Żydowscy żołnierze Hitlera

Podczas ataku Rommla nie było w kwaterze. Tej samej nocy do Kairu dotarła zaszyfrowana wiadomość z Londynu, że marszałek właśnie wraca po kilkutygodniowym pobycie w Rzymie, gdzie obchodził swoje 50. urodziny. Do Libii dotarł w dzień akcji komandosów. Kwaterę w Beda Littoria zajmował w tym czasie kwatermistrz Panzergruppe Afrika płk Schleusener. W akcji zginęło trzech niemieckich oficerów i jeden szeregowiec. Rommel, poinformowany o akcji, zdziwił się, że Anglicy mogli go podejrzewać o dowodzenie z miejsca odległego o 400 km od linii walk. Jego prawdziwa kwatera znajdowała się znacznie bliżej Tobruku. Jednocześnie przyznał, że była to wspaniała i śmiała operacja. Marszałek kazał pochować Keyesa z wojskowymi honorami. Został on też pośmiertnie odznaczony Victoria Cross – pierwszym przyznanym komandosowi. Terry – syn rzeźnika z Nottingham – musiał się zadowolić jedynie Distinguished Conduct Medal.